dzikie historieGROTESKA Z DRAPIEŻNYM MORAŁEM
Moją ulubioną grą solo, jest zabawa w „co by było gdyby…”. Funduję sobie tę rozrywkę w korkach, w tramwajach, podczas stania w kolejce. Pomysły, które przy jej okazji zdarzają się pojawiać, bywają naprawdę absurdalne, śmieszne bądź makabryczne, ale mimo wszystko wciąż prawdopodobne. „Dzikie historie” w reżyserii Damiána Szifróna są jak zabawa w „co by było gdyby…”. To wizualne przedstawienie najdziwniejszych historii, które chociaż niecodzienne wciąż mogą się wydarzyć.

W filmie prezentowanych jest 6, niezależnych od siebie historii. Jedynym łącznikiem jest ich… dzikość. Widz poznaje między innymi: najmroczniejszy pomysł niedocenianego przez lata muzyka oraz kelnerkę, której drogi los raz jeszcze krzyżuje z mafiosem odpowiedzialnym za śmierć jej ojca; historię zemsty panny młodej, która w dniu ślubu dowiaduje się o zdradzie męża; czy inżyniera, zajmującego się wysadzaniem starych budynków, a któremu odpowiednie służby nieprzerwanie odholowują samochód. Jak zakończą się te i inne z prezentowanych na ekranie historii? Jednego możecie być pewni – bolące policzki od śmiechu gwarantowane.

dzikie historieSzeroko otwarte ze zdumienia oczy i usta, to atrybuty, w który uzbroiłam się podczas seansu mimowolnie. Nie ma (ja przynajmniej nie znam) czegoś podobnego do „Dzikich historii”. Najbliżej byłoby im jednak, jak sądzę, do skrzyżowania wrażliwości Pedro Almodovara z Quentinem Tarantino. Z tego pierwszego Szifrón czerpie stronę wizualną i rodzaj bezpośredniości, z drugiego – operowanie kampem oraz poczucie humoru. Dodatkowo, młody Argentyńczyk uzupełnia tę wybuchową mieszankę o własną umiejętność budowania trafnych, niespodziewanych puent.

„Dzikie historie” to jednak nie tylko doskonała, nieprzewidywalna komedia. Za fasadą śmiechu skrywa się bolesna analiza ludzkiego charakteru. Owszem, Szifrón przerysowuje emocjonalność swoich bohaterów, ale czy wydźwięk nie pozostaje ten sam? W każdym człowieku czai się bestia – pokłady agresji – gotowa się uwolnić, gdy przebierze się miarka. Młody Argentyńczyk jawnie wskazuje na, wyśmiewa i jednocześnie przestrzega przed działaniami dyktowanymi silnymi emocjami. W pewnym sensie „Dzikie historie” pozostają, więc moralitetem lub makabryczną przypowieścią.

Ten niecodzienny miszmasz nie udałby się bez utalentowanych aktorów. Gdyby celuloid mógł zapłonąć od blasku obsady, zapewne niedane by nam było oglądać „Dzikich historii”. Ricardo Darín, Oscar Martínez, Leonardo Sbaraglia, Erica Rivas (moja faworytka), Rita Cortese… Lista jest długa. Każdy z aktorów daje swojej postaci tę jedną charakterystyczną cechę, która sprawia, że ich bohaterowie istnieją, wyrzynają się w pamięci i budzą współczucie, a nie trwają w formie pustego, nic nie mówiącego szkicu.

Javier Julia dopełnia obraz Szifróna doskonałymi zdjęciami. Palety barw, dynamizm kamery, skupienie na detalach – wszystko zmienia w zależności od prezentowanej mikrohistorii. Szerokie, puste, jasne i ciepłe (gorące) kadry opisują sytuację na hiszpańskiej/argentyńskiej, opustoszałej drodze; błękitne i chłodne – znieczulicę wielkich miast; statyczne, o pięknych kontrastach – przepych w świecie bogaczy. Na weselu kamera wiruje, obraz się zamazuje i znika jak po przymknięciu powiek. Majstersztyk!

Za muzyczną stronę odpowiada w „Dzikich historiach” Gustavo Santaolalla, który przyłożył rękę (batutę?) do ścieżek w produkcjach takich, jak „Babel”, „Tajemnica Brokeback Mountain”, czy „Sierpień w hrabstwie Osage”. Muzyka Santaolalla jest dokładnie taka, jak film Szifróna – absolutnie nieprzewidywalna. Doskonale podkreśla charakter poszczególnych historii, uwydatnia momenty śmiechu i groteskowego przerażenia.

Szifrón w „Dzikich historiach” balansuje na równoważni, starając się wyważyć dawkę makabry, tragedii, dramatu, komedii i absurdu. Co ciekawe ani na sekundę nie traci stabilności. Chociaż to zaskakujące, ów z pozoru budzący przestrach miszmasz, nie przytłacza. Nie odbiera przyjemności z seansu, a – ku zaskoczeniu widza – bawi do łez. „Dzikie historie” to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto lubi hiszpańskie/argentyńskie kino; groteskę i absurd, doskonałe komedie i dobre kino po prostu.

ocena 8,5

Alicja Górska