CZŁOWIEK JEST TYM, CO JE
Były programista hurtowni danych, hongkońska specjalistka od win, dawny szef jednej z największych wytwórni płytowych na świecie, litewska modelka pracująca dla topowych marek modowych, sponsorowany przez swoich rodziców dziedzic rodzinnej fortuny – co łączy tę piątkę? Wszyscy oni nie tylko kochają jedzenie, ale także o nim piszą i je fotografują. I nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że są także skłonni zlecieć cały świat wzdłuż i wszerz, by skosztować potraw serwowanych w restauracjach słynących z wyjątkowo dobrej kuchni. Odległość ani cena nie grają roli. Poznajcie foodies.

Wyobraźcie sobie człowieka, powiedzmy pełnoletniego mężczyznę, w którego pokoju znajduje się pokaźna kolekcja komiksów. Kiedy zaczynacie z nim rozmawiać o jego hobby, jest w stanie opowiedzieć wam fabułę niejednego cyklu wydawniczego, wymienić najważniejszych autorów i opisać wszystkie wzloty oraz upadki w historii medium. W każdej wypowiedzi słyszycie żar emocji wiążących się z tym hobby i nie macie wątpliwości, że jest on w tym zakresie niekwestionowanym ekspertem. Krótko mówiąc, rozmawiacie z prawdziwym komiksowym geekiem. Kiedy wchodzicie na temat kosztowności tej pasji, dowiadujecie się, że na wszystkie zgromadzone przez niego komiksy i fanowskie gadżety poświęcił fortunę. Wydatki na najcenniejsze z nich wynosiły niekiedy nawet tyle, co półroczna pensja przeciętnego Polaka. Wasz rozmówca tłumaczy jednak, że dla niego – podobnie jak i dla całego środowiska pasjonatów komiksu – te dzieła sztuki, za jakie je uważa, są zdecydowanie warte swojej ceny. Zwłaszcza wówczas, gdy weźmie się pod uwagę limitowane nakłady sporej części z nich oraz to, jak ciężko było je niekiedy zdobyć.

I choć część z was zapewne spojrzałaby wówczas na swojego rozmówcę ze sporym dystansem, a może nawet uznała go za maniaka, to pewnie w końcu stwierdzilibyście, że to przynajmniej przejaw kolekcjonerstwa. Wprawdzie nieco hermetycznego i zbudowanego wokół mniej nobilitowanych kulturowo obiektów niż na przykład antyki, ale mimo wszystko wciąż kolekcjonerstwa. Co jednak pomyślelibyście w sytuacji, gdyby pasją bohatera tej hipotetycznej sytuacji był nie komiks, a jedzenie, a więc coś znacznie bardziej efemerycznego?

Dla większości ludzi jedzenie jest dobrem podstawowym, służącym przede wszystkim do zaspokajania głodu oraz, w drugiej kolejności, do dostarczania przyjemności związanych z doznaniami smakowymi. Dla bohaterów „Foodies: The Culinary Jetset (znanego również pod polskim tytułem „Uczta”) pełni ono jednak znacznie więcej funkcji, spośród których dwie wymienione nie są nawet niekiedy najważniejszymi.

Jako szczególnie poczytni autorzy i blogerzy kulinarni, Andy Hayler (Andy Hayler’s Restaurant Guide), Katie Keiko Tam (K’s Luxe Dining Table), Steve Plotnicki (Opinionated About Dining), Aiste Miseviciute (Luxeat) oraz Perm Paitayawat (The Skinny Bib) uchodzą w swoim środowisku, ale także wśród restauratorów, za swego rodzaju wyrocznie. Opiniami – wyrażanymi czy to na łamach własnych książek, czy też na blogach bądź w mediach społecznościowych – potrafią pomóc w karierze (ale też zajść za skórę) niejednemu szefowi kuchni. Dlaczego robią to, co robią? Z czystej pasji do odkrywania nowych doznań, z poczucia misji przewodzenia rewolucji dokonującej się na poziomie kulinarnego establishmentu, a może wyłącznie dla prestiżu? Każde z nich zdaje się mieć nieco inne zdanie na ten temat. Wszyscy jednak, jak przystało na prawdziwych foodies, inwestują w swoją pasję nie tylko mnóstwo funduszy, ale także czasu, energii i serca.

Odwiedzanie nowych restauracji stało się trochę jak quest. Kiedy smaki dobrze się łączą, wszystko nabiera sensu. To prawie jak… poczucie przynależności – może nawet odesłać nas do wspomnienia z dzieciństwa. To miłe.

Ten półtoragodzinny dokument nie jest wbrew pozorom typowym przykładem filmowego food porn. Samo jedzenie, choć rzecz jasna obecne na ekranie często i gęsto (i nader estetycznie ukazywane) jest niejako niezbędnym kontekstem, w jakim funkcjonują bohaterowie. Ci zaś są reprezentantami zwrotu w kulturze, którego świadkami, ale i uczestnikami jesteśmy wszyscy. „Jedzenie jeszcze nigdy nie było tak popularne, jak dziś” – stwierdza w pewnym momencie filmu jedna z postaci. „Skoro niektórzy lecą na drugi koniec świata, by obejrzeć mecz, to czemu by nie udać się w taką podróż do restauracji?” – słyszymy w innej scenie. Jednak diagnoza, czy może raczej postulaty foodies idą nawet dalej: być może powinniśmy oto uznać sztukę kulinarną za sztukę w pełnym tego słowa znaczeniu – na równi z malarstwem, muzyką, filmem i tak dalej.

Te wszystkie tropy, propozycje i sugestie zdają się przy tym nie płynąć od reżyserów Foodies (Thomas Jackson, Charlotte Landelius i Henrik Stockare), ale od samych bohaterów. Choć nie są oni ukazani w sposób złośliwy, to dobór materiału pozwala podejrzewać twórców o pewien dystans, dzięki któremu to od widza zależy ostateczna ocena.

Czy Andy, Katie, Steve, Aiste i Perm to zwykli burżuje, nurzający się w basenie hedonistycznych zachcianek możnych tego świata, znudzonych i szukających nieco bardziej oryginalnego sposobu na trwonienie swoich bogactw? A może jednak to prawdziwi pasjonaci, dla których stołowanie się w  restauracjach (głównie ekskluzywnych) jest sposobem optymalnego doświadczania życia, jego sensem i celem; a dzielą się swoimi przeżyciami ze światem z wewnętrznej potrzeby, podszeptu serca? Każdy ma prawo do własnego zdania w tej kwestii. Dlatego jeśli będziecie mieli kiedyś okazję obejrzeć ten film osobiście i wyrobić sobie opinię na ten temat, to warto z tej szansy skorzystać. Foodies” to bowiem w gruncie rzeczy naprawdę interesujący dokument, dający wgląd w ciekawe zjawisko współczesnej kultury. Tylko uważajcie, bo pomimo niewątpliwie wciągającej tematyki i urzekającej oprawy seans może Wam się nieco dłużyć, zwłaszcza jeśli wybierzecie się na niego nie zaspokoiwszy przedtem głodu.

 

Tekst ukazał się w: „Ińskie Point” nr 1-2/2015

Kamil Jędrasiak