jez-jerzy2W POGONI ZA SŁAWĄ
Polacy dzielą się na trzy kategorie: znających Jeża Jerzego od początku, nieznających go wcale oraz kojarzących go jedynie jako tako. Ja zaliczam się do tych ostatnich, choć swego czasu, kiedy dostawałem jeszcze kieszonkowe (którego nie wahałem się wydawać na spodnie zdolne pomieścić podręczny bagaż lotniczy i na akcesoria do mojego „decka”), komiksy z przygodami najeżonego Jurka nie tylko nie były mi obce, ale wręcz skłonny byłem zaliczyć je do ulubionych.

W 2010 roku w polskich mediach zrobiło się głośno na temat będącego wtedy na etapie produkcji filmu Jeż Jerzy. Szczególnie interesujące wydały się wówczas informacje o ludziach zaangażowanych w projekt: Borys Szyc, Maria Peszek, Maciej Maleńczuk czy Sokół na liście osób podkładających głosy postaciom to zaledwie najbardziej rozpoznawalne postaci z tej znakomitej grupy. Rozmowa z twórcami obrazu podczas 21. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi tylko podsyciła ciekawość i niecierpliwe oczekiwanie nie tylko moje, ale także całej rzeszy fanów Jerzego, skateboardu, komiksu i kultury hip-hop.

jez-jerzyRaperzy Sokół i Ero nagrali zresztą utwór promujący film, tytułując go po prostu „Jerzy Jeż”. Oprócz Sokoła, na ścieżce dźwiękowej znalazło się również kilkoro innych dobrze dobranych wykonawców, jak np. zespół Pogodno. Ilustracja muzyczna przykuwa uwagę od pierwszych do ostatnich chwil seansu. Zarówno soundtrack, jak i aktorzy dubbingujący postaci świetnie oddają charakter tego filmu, czyli…

…komiks wprawiony w ruch. Być może długa separacja, jaka miała miejsce w moim dawniej burzliwym związku z Jeżem Jerzym na łamach „Slajdu”, nieco zakrzywia perspektywę fanowską, ale oglądając film, odniosłem wrażenie powrotu do przeszłości. Znalazłem tu sporo elementów, które w komiksie wydawały się tak pociągające: zadziorny humor, język, obrazki. Te ostatnie nie odstają zresztą zanadto od tego, co oferowała wersja na papierze. Na poziomie wizualnym dają się też zauważyć pewne podobieństwa pomiędzy „Jeżem Jerzym” a węgierską animacją „Dzielnica” z 2004 roku, a także teledyskiem do posenki składu WWO „Każdy ponad każdym” z tego samego roku. Zarówno ów utwór, jak i „Jeż Jerzy” stanowią interesujący komentarz wobec polskiej rzeczywistości. Z „Dzielnicą”, natomiast, filmowego Jurka łączy fakt, że oba obrazy przeznaczone są dla widza dorosłego.

Informacja „Nie dla dzieci” widnieje zresztą zarówno na plakacie, jak i na okładce DVD „Jeża Jerzego”. Nic w tym dziwnego. Po pierwsze, w filmie nie brakuje niewybrednego epatowania tematyką seksualną, przemocy i wulgaryzmów. Po drugie, co wydaje mi się ważne do zaakcentowania, wiele elementów, jak choćby odniesienia popkulturowe, granie z gatunkowymi konwencjami czy niektóre żarty i wątki fabularne mogą być dla dzieci zwyczajnie niezrozumiałe. A to właśnie one sprawiają, że seans dostarczyć może całkiem sporo frajdy nie tylko przedstawicielom dotychczasowego targetu „Jeża Jerzego”, ale i widzom obracającym się w zgoła odmiennych kręgach. No, może co najwyżej środowisko zwolenników sztuki współczesnej mogłoby poczuć się nieco dotknięte swoim wizerunkiem przedstawionym w filmie, ale przy odrobinie dystansu także ci widzowie powinni bawić się dobrze.

– Hmm… Piwo, kwiaty, piwo, k… kwiaty, piwo, kwiaty, piwooo… kwiaty!, kwiaty, piwo, kwi…

– Kupuje, czy długo bedzie się tak modlił?!

– Momencik! Myślę, co na prezent dla dziewczyny wziąć!

– Za tę kasę? Trzy róże i mocnego Stronga. A jak dziewczyna mniej wyjścowa jest, to róże i ćwiartka.

– Nie no, oczywiście, że Stronga. Dwa Strongi! I jedną różę, o.

Sama historia pełna jest absurdalnych pomysłów, na które składają się zarówno elementy „z życia wzięte”, stanowiące o głównej sile tej animacji, jak i przerysowane wątki fantastyczno-naukowe zaczerpnięte z klasyki gatunku. Podstawowy koncept jest prosty i wygląda następująco: 1. Para szalonych naukowców szuka wzorowego, idealnego celebryty, który byłby dla nich przysłowiową „kurą znoszącą złote jajka”. 2. Odpowiedni potencjał dostrzegają w Jeżu Jerzym, ale jako że ten nie daje się kontrolować, postanawiają stworzyć jego klona. 3. Stefan i Zenek, odwieczni wrogowie Jurka, mają go zabić, pobierając przy tym materiał genetyczny. 4. Klon wymyka się spod kontroli i chcąc zaspokoić swoje rozbuchane libido, ucieka w miasto, gdzie psuje wizerunek genetycznego pierwowzoru. Słowem, kolejna historia o rosnącym w siłę doppelgangerze, czerpiąca garściami z wielu starszych tekstów realizujących ten schemat.

Chociaż „Jeż Jerzy” nie wnosi żadnej „nowej jakości” ani do kina polskiego, ani do kina w swojej kategorii (także w kwestiach techniczno-realizacyjnych), to jest filmem wykonanym bardzo sprawnie. Ogląda się go przyjemnie, więc czas przeznaczony na seans nie jest czasem straconym. Jak na kino rozrywkowe, szczególnie dużą zaletą wydaje mi się to, że twórcy postanowili wyposażyć swój utwór w pewne przesłanie, zaserwowane z dużą lekkością i polotem. Mam na myśli satyryczne ujęcie otaczającej nas rzeczywistości: od nacjonalistycznych „blokersów”, poprzez sztucznych polityków, aż po techniki kreowania ikon popkultury i mechanizmy nią rządzące.

W pewnym sensie filmowy „Jeż Jerzy” autotematycznie komentuje proces popularyzacji swojego niegdyś niszowego bohatera. Z „osiedlowego” obiegu komiksu, Jurek trafił przecież na ekrany kin, na festiwale, na DVD… a przy okazji także do mainstreamowych serwisów informacyjnych. Szkoda, że okres rozgłosu towarzyszącego tej produkcji minął tak szybko. Jeśli coś jest dobre, to warto wyjmować to z „podziemia” i wystawiać na światło dzienne. „Jeż Jerzy” zdecydowanie dobrą rzeczą jest, przede wszystkim dlatego, że to kawał porządnej, oldschoolowej rozrywki, która nie zatraciła swojego niepoprawnego charakteru sprzed lat, jednocześnie odnajdując się zgrabnie w późniejszych, niemal współczesnych realiach. Ba! Nawet dziś, pięć lat po premierze filmu, część zawartych w nim obserwacji wydaje się całkiem aktualna. Miło, że wciąż wspomina się ten tytuł, choćby w kontekście dyskusji o relacjach filmu i komiksu w polskim kinie, w której to dyskusji miałem okazję wziąć udział w ramach 21 Forum Kina Europejskiego ORLEN Cinergia.

6565

Publikowano również na: polter.pl

Kamil Jędrasiak