karski2PATRZ NA TO, I NA TO, I ZAPAMIĘTAJ, ZAPAMIĘTAJ
W czasach, kiedy tryumfy święcą kolejne filmy o komiksowych superbohaterach, łatwo zapomnieć o bohaterach prawdziwych. Tych jednak wcale nie brakuje, jak dowodzi historia. Na szczęście oko kamery zauważa czasami również ich.

Był przystojny niczym Clark Gable, niezwykle inteligentny i posiadał fotograficzną pamięć. Młodzieńcze plany, by zostać dyplomatą pokrzyżował mu wybuch II wojny światowej. Chociaż dla rozpowszechnienia prawdy o eksterminacyjnych planach i praktykach Niemców zrobił więcej niż niejedna z bardziej rozpoznawalnych postaci historycznych tamtego okresu, do końca życia dręczyły go wyrzuty sumienia. Po upływie czterdziestu lat wciąż był w stanie opowiedzieć swoją historię tak, jakby wydarzyła się wczoraj – z wyraźnym ładunkiem emocjonalnym i brutalną szczegółowością. Jednocześnie, słuchając jego opowieści, czuć ból towarzyszący otwieraniu zabliźniającej się wciąż rany. Lata wcześniej zabrano go do getta, by zapamiętał i to też uczynił. Na zawsze. Dzisiaj porównuje się go do Jamesa Bonda. Mowa o Janie Karskim, bohaterze dokumentalnego filmu Sławomira Grünberga, pod tytułem „Karski i władcy ludzkości”.

karskiReżyser pracował nad filmem siedem lat, co pozornie wydaje się absurdalnie długim czasem. Zwłaszcza, gdy wziąć pod uwagę niedługi metraż produkcji – niewiele ponad 70 minut – oraz jej kolażowy charakter. Grünberg wykorzystał w swojej pracy archiwalne materiały (np. wywiady Claude’a Lanzmanna z „Shoah”), rozmowy (z oficjalnym biografem Winstona Churchilla – Sir. Martinem Gilbertem, amerykańskim politologiem profesorem Zbigniewem Brzezińskim, byłym ministrem spraw zagranicznych prof. Władysławem Bartoszewskim oraz E. Thomasem Woodem) i współczesne animacje, co pozwoliło na wierne i atrakcyjne odtworzenie nie tylko życia Jana Karskiego, ale także jego wrażeń i doświadczeń. Emocjonalna strona produkcji wybija się tutaj zresztą na pierwszy plan, bowiem tym, co wyróżnia Karskiego na tle innych historycznych (super)bohaterów – czy też sposobu ich prezentowania w filmach dokumentalnych – jest zdolność do gwałtownego przeżywania emocji, kontrastujących momentami z charakteryzującą tego działacza podziemia dżentelmeńską elegancją i opanowaniem. Jednocześnie kwestia emocjonalności stanowi główny pretekst do odrzucania próśb emisariusza o przyjęcie do wiadomości informacji o zbrodniach infernalnych zaplanowanych i popełnianych przez Niemców. To właśnie niezgodność uczuć z logiczną, analityczną stroną ludzkiej osobowości sprawiła, że większość person, z którymi spotkał się Karski przyjmowała z niedowierzaniem jego doniesienia. Być może część osobistości wierzyła w jego szczerość, jednak nie mogąc ogarnąć rozumem rozmiarów żydowskiej tragedii, decydowała się – świadomie lub nie – na wyparcie podobnych informacji.

Był już starszym człowiekiem, ale kiedy szedł przez kampus, uderzała jego klasa i elegancja. Był więc w pewnym sensie rozpoznawalną postacią, co nie znaczy, że studenci mieli jakiekolwiek pojęcie o tym, czego dokonał. Na kampusie znano go po prostu jako wykładowcę. Mało kto wiedział, jaką historię skrywa, albo że poza uczelnianym światkiem jest znaną osobistością, że jest sławny, przynajmniej w pewnych kręgach… 

„Karski i władcy ludzkości” to obraz, którego nie można obejrzeć i zignorować. To jeden z filmów zostawiających w pamięci widza trwały ślad, pozostający z odbiorcą na zawsze. Chociaż historia Jana Karskiego stanowi gotowy materiał na scenariusz, albo i kilkadziesiąt scenariuszy, to nie to jest powodem niezwykłości tej produkcji. Zasadniczym aspektem, który czyni film Grünberga innym niż wszystkie, jest jego faktyczna zdolność do wywołania empatycznego nastawienia. Na czas seansu widz zmienia się w emocjonalną gąbkę i wespół z Janem Karskim przeżywa kolejne z dokonywanych przezeń odkryć. Nie: rozumie, pojmuje, przyswaja; a właśnie ­­­– przeżywa. Po raz pierwszy – chociaż tematyka Holocaustu zarówno w przetworzeniach filmowych, jak i literackich obca nam nie jest – zostaliśmy autentycznie przytłoczeni. Po raz pierwszy też brutalne, naturalistyczne obrazy tragedii Żydów nie sprawiają wrażenia prostej, opierającej się na ostentacyjnym zarzucaniu widza obrazami ludzkich krzywd, emocjonalnej manipulacji. W „Karskim” fotograficzne i filmowe materiały z getta odzwierciedlają cel i odczucia tytułowego bohatera – mają wytrącać ze strefy komfortu, męczyć, wywoływać autentyczne współczucie.

Tytułowi władcy ludzkości to niemal boskie (bo jak inaczej nazwać jednostki decydujące o „być albo nie być” całej narodowości) postaci – reprezentanci najwyższy szczebli władzy: prezydenci, premierzy, ministrowie, sędziowie. Obarczony odpowiedzialnością za opowiedzenie historii powierzonych mu przez przedstawicieli ciemiężonej w Polsce nacji żydowskiej, Karski dotarł m.in. do Anglii, Francji i Stanów Zjednoczonych. W USA udało mu się spotkać z ówczesnym prezydentem, Franklinem Delano Rooseveltem i to właśnie jego autorytet, onieśmielająca osobowość oraz towarzysząca mu aura niemal nieograniczonej władzy stały się źródłem określenia „władca ludzkości”. Jak na ironię, potęga tej skali nie zawsze zdaje się iść w parze z równie wielkim poczuciem odpowiedzialności, czego dowodzi gorzka konfrontacja Karskiego z polityczną rzeczywistością.

Studenci często mnie proszą, abym podał im przykład bohatera, przykład współczesnego proroka. Moja odpowiedź jest wtedy jasna: Jan Karski.

Sławomir Grünberg rekonstruuje – bardzo wiernie i nie oszczędzając wrażliwości widzów – życie Jana Karskiego oraz jego przeświadczenie o porażce, ale nie tylko. Idzie o krok dalej. Film reżysera wydaje się raportem ­– takim jak ten tytułowego bohatera, z którym jeździł po świecie – o masowych mordach na Żydach i dramatycznej sytuacji w gettach. Czy z miejsca poczujemy się wzburzeni, czy też powtarzać będziemy w amoku, że to niemożliwe? Nawet po latach, gdy Holocaust nie jest już tajemnicą, odpowiedź wciąż pozostaje niepewna. Jan Karski za swoją działalność, którą do końca uznawał za niewystarczającą, został odznaczony najwyższymi odznaczeniami państwowymi – polskim Orderem Orła Białego i amerykańskim Medalem Wolności. Ponadto od Yad Vashem uzyskał tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, a państwo Izrael przyznało mu honorowe obywatelstwo. Był również nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.

77

Tekst ukazał się w: „Ińskie Point” numer specjalny/2016

Autorzy tekstu: Alicja Górska, Kamil Jędrasiak

Kamil Jędrasiak