projekt lazarusTRZYNASTKA ZNÓW RATUJE LUDZKIE ŻYCIA
„Projekt Lazarus” właściwie niczym nie nęci. Filmowy plakat zanadto przypomina kino klasy B, a zwiastun wydaje się bardzo nieprofesjonalny – zwłaszcza, jak na wabienie widzów sloganem: Film producenta „Naznaczonego” i „Paranormal activity”. Dopiero opis produkcji i obsada aktorska coś obiecują. Niekoniecznie są to przyrzeczenia doświadczenia strachu z najwyższej horrorowej półki, ale wystarczające bym się skusiła.

Zoe (Olivia Wilde) i Frank (Mark Duplass) całe swoje życie podporządkowali finansowanym zewnętrznie badaniom. Rezygnując z szybkiego ślubu i decydując się na przedłużenie narzeczeństwa, całą uwagę poświęcają próbie odkrycia serum, które pomogłoby podtrzymać ludzkie życie na tyle długo, by maksymalnie uskutecznić przebieg działań z zakresu medycznej pomocy. Bohaterowie testują wynalezione serum na martwych zwierzętach, mając nadzieję, że pewnego dnia ich wynalazek ratować będzie ludzkie istnienia. Próby zostają zwieńczone sukcesem. Tylko za jaką cenę? Gdzie doprowadzi ich przełomowe odkrycie?

projekt lazarusTylną część okładki DVD wypełnia gigantyczny spoiler. Nietrudno jest domyślić się kierunku rozwoju fabuły, jednak opisane na opakowaniu wydarzenia rozgrywają się w sekwencjach bliższych bardziej finałowi, niż zawiązaniu akcji. W efekcie przez pierwszą połowę filmu czeka się na to, co przepowiedziano w opisie. Jeżeli więc wpadnie Wam kiedyś w ręce lub zwyczajnie zdecydujecie się w DVD „Projektu Lazarus” zainwestować, odpuście sobie lekturę streszczenia fabuły.

Sam film nie przynosi już rozczarowań podobnego kalibru. Nie jest to może dzieło przełomowe, ale widać wyraźnie, już od pierwszych minut, że nie zamierza niczego udawać. Akcja toczy się w sensownym, dobrze wyważonym tempie, to nieznacznie przyspieszając, to wracając do poziomu wyjściowego. Kilka razy dałam się przestraszyć nagłym atakiem z zaskoczenia, ale raczej z powodu własnej nieuwagi, niż umiejętności twórców.

Najlepszą stroną „Projektu Lazarus” jest pomysł, który nawet bez umiejętnego poprowadzenia scenariusza, zmusza do myślenia i zadawania sobie pytań. Nie są to oczywiście pytania nowe, bo o granice ludzkiej ingerencji pytała już Mary Shelley w „Frankensteinie”, z którego zresztą twórcy horroru wyraźnie czerpią. Pojawia się także w filmie motyw niewykorzystanych części mózgu, chociaż trochę już na to za późno, skoro teoria została obalona i nauka potwierdza, że nie skrywamy w sobie potencjalnych zdolności telepatycznych czy innego science fiction.

Z pewnością przyciąga rozpoznawalna obsada aktorska. Olivia Wilde wciąż wyraźnie kojarzy mi się z serialem „Doktor House”; Mark Duplass dość często pojawia się w przeciętnym kinie komediowym, tak jak i Sarah Bolger, która jednak upodobała sobie bardziej horrory, fantasy i obyczajówki; a Evan Peters, będący w „Projekcie Lazarus” postacią poboczną, każdemu serialoholikowi natychmiast łączy się z serią „American Horror Story”. W tym przypadku jednak rozpoznawalność idzie w parze z pewnymi umiejętnościami. Aktorzy sprawnie wcielają się w swoje role, nie zaburzając horrorowego decorum.

Kadry zdają się splatać w sobie technologiczną nowoczesność przestrzeni i klaustrofobiczne korytarze. Chwilami miałam wrażenie, że miejsce akcji nie posiada jasno określonych granic. Wciąż znajdowano kolejne przejścia i pomieszczenia, co jednak – zapewne niezamierzenie – wprowadziło intrygujący chaos. Każde drzwi to niespodzianka. A strach przed przestrzenią lub jej brakiem zmieniał się jak w kalejdoskopie, budząc niejasne emocje.

Zakończenie historii pozostało otwarte, więc furtka dla „Projekt Lazarus 2” wyraźnie trwa na posterunku. Co ciekawe, myślę, że prawdziwie porywająca historia mogłaby się dopiero tutaj zacząć. Czy powstanie druga odsłona tego tytułu, potwierdzająca dobrą passę producenta „Naznaczonego” i „Paranormal activity”? Nie sądzę. Nie oznacza to jednak, że nie warto spędzić z tym horrorem piątkowego wieczoru. Nie jest to może coś, co zwali Was z nóg, ale również szczególnie nie rozczaruje. Wszystko toczy się dokładnie tak, jak można to przewidzieć, ale solidnie. Lepiej wiedzieć, kiedy będzie strasznie, niż w ogóle o strachu na horrorze nie pomyśleć.

 

Publikowano również na: duzeka.pl

Alicja Górska