DZIWNIEJ ZNACZY LEPIEJ?
Normalność stanowi dokładne przeciwieństwo oryginalności. Chcąc być autorem pośród (od)twórców, trzeba być trochę dziwnym, wychodzić poza schematy, by w ten sposób znaleźć własny styl. To, trudne skądinąd, zadanie udało się Zackowi Snyderowi, a „Sucker Punch stanowi niezłe potwierdzenie tej tezy.

 

Efektowne cacko Zacka Snydera

Czy miewacie w życiu takie sytuacje, w których nagle do głowy przychodzi Wam jakiś pomysł: na dialog, one-linera, jakiś gest, akrobatyczną sztuczkę, efekt specjalny, rozwiązanie fabularne, ujęcie – słowem, na cokolwiek, co Waszym zdaniem mogłoby się sprawdzić w filmie? Czy nachodzi Was takie chwilowe natchnienie, w którym już wyobrażacie sobie te kilka słów wypowiedzianych przez konkretnego aktora, tudzież jakiś krótki układ choreograficzny, który – zrealizowany z rozmachem – wyglądałby na ekranie na tyle rewelacyjnie, by zachwycić widzów? Ja tak czasami miewam. I na dobrą sprawę trudno stwierdzić, czy tego typu spekulacje są słuszne, bo przecież większość z nas nie tworzy filmów i nie wysyła swoich pomysłów do wytwórni filmowych. Nigdy więc nie przekonamy się, czy nasz wymysł faktycznie byłby tak świetny, jak nam się wydaje. Chyba, że ktoś związany ze światem kina wymyślił coś podobnego…

Zack Snyder to reżyser, który zasłynął remakiem „Świtu żywych trupów i ekranizacjami powieści graficznych „300” oraz „Watchmen. Strażnicy. Przygodę ze światem komiksu kontynuował później, kiedy za sprawą „Człowieka ze Stali oraz „Batman v Superman. Świt sprawiedliwości” dane mu było (z różnym skutkiem) ukazać historie czołowych supererosów DC na wielkim ekranie. Na przestrzeni lat zyskał sobie na całym świecie zarówno masę zwolenników, jak i antyfanów. Przez tych pierwszych postrzegany bywa jako wizjoner i esteta, przez drugich zaś jako reżyser stawiający na efekciarstwo, którym tuszuje wszelkie braki w swoich filmach. I, w zasadzie, obydwa stanowiska można bez trudu obronić, choćby na przykładzie samego tylko „Sucker Puncha.

Jeśli odpowiedzieliście pozytywnie na pytania postawione w pierwszym akapicie niniejszego segmentu, „Sucker Punch powinien być dla Was co najmniej ciekawostką i choćby z tego powodu warto go obejrzeć. Jest to pierwszy w dorobku Snydera w pełni autorski film, niebazujący na żadnym konkretnym, sprawdzonym już tekście kultury. Reżyser opowiada w nim napisaną przez siebie historię, pełną drobnych, efektownych pomysłów – właśnie takich, jakie niekiedy przychodzą nam do głowy na przykład tuż przed snem, ale nie trafiają do notatnika. Zapewne stąd właśnie kierowane często pod adresem „Sucker Punch epitety pokroju „przepełniony akcją, „epicki, „niesamowity.

Zamiast jednak zdradzać od razu, jak ja oceniam ten film, pozwolę sobie na mały eksperyment. Spróbuję spojrzeć na ów obraz z dwóch skrajnie różnych perspektyw. Najpierw ocenię go z punktu widzenia sceptyka, następnie rzucę na niego bardziej przychylnym okiem.

 

sucker punch

Perspektywa #1: Sceptyk

Fajnie, że ktoś w Hollywood ma głowę do atrakcyjnych wizualnie (i nie tylko) scen czy ujęć. Fajność kończy się jednak w chwili, kiedy forma zaczyna przysłaniać treść, a fabuła „Sucker Punch jest po prostu idiotyczna. Dziewczyna, która po rodzinnej tragedii, za sprawą manipulacji ojczyma, trafia do zakładu psychiatrycznego, gdzie bez porządnej diagnozy i kuracji skierowana zostaje na zabieg lobotomii? I mean, c’mon! Wtf?! Jakby tego było mało, Babydoll, bo tak ma na imię bohaterka (brawo za „inwencję!), kreuje sobie w wyobraźni różne światy, w których ona i inne pacjentki są paniami do towarzystwa lub walczą ze steampunkowymi nazistami, ogromnymi samurajami, robotami i innym ustrojstwem? Dude, seriously! That can’t be that lame! Najwyraźniej panienka nie bez powodu wylądowała w psychiatryku, skoro pod kopułą kłębią jej się takie schizy. Dobrze, ale dajmy sobie spokój z fabułą. Nie wypada wszak kopać leżącego, a historia wyraźnie leży… i kwiczy.

Przyjrzyjmy się formie filmu. Najkrócej rzecz ujmując, nie byłaby ona zła, gdyby nie dwa czynniki. Po pierwsze, film powstał w 2011 roku, czyli o jakieś pół dekady za późno jak na poziom efektów specjalnych, których w nim użyto. Są one po prostu mocno przestarzałe i gdyby nie dobra praca operatora i estetycznie interesujące elementy scenografii czy kostiumy (zakładając, że nie rażą nas banalnie seksistowskie stroje dziewczyn), byłaby kolejna porażka. Po drugie jednak, nawet te pozytywne, w gruncie rzeczy, elementy są wtórne, zwłaszcza jeśli miało się już do czynienia z wcześniejszymi filmami Snydera (niektóre ujęcia i sceny to wręcz kalki z „Watchmen. Strażnicy).

Aby nie znęcać się już za bardzo nad tym filmem, wspomnę tylko o aktorstwie i muzyce. W zasadzie, o pierwszym nie za wiele można napisać, bo na dobrą sprawę nie uświadczymy go w filmie prawie wcale. Aktorstwo to coś więcej niż strojenie min, a młode aktoreczki zatrudnione do ról pacjentek zakładu właśnie tyle tylko potrafią. Każda z nich ma tak drewnianą twarz, tak ograniczoną mimikę, że można odnieść wrażenie, że ogląda się animowane laleczki o mocno przesłodzonym wyglądzie. Nieco lepiej przedstawia się kwestia ścieżki dźwiękowej, w której usłyszymy parę interesujących piosenek, w tym kilka udanych coverów. Problem polega na tym, że jest ich dosłownie kilka i można odnieść wrażenie, że po wydaniu całej kasy na efekty specjalne i obsadzenie w najważniejszych rolach kilku ślicznotek dobrze znanych dzisiejszym nastolatkom, zabrakło pieniędzy na wykupienie licencji na większą ich liczbę.

 

sucker punchPerspektywa #2: Zwolennik

Przesadzony! – to słowo, użyte wraz z wykrzyknikiem, najlepiej oddaje charakter „Sucker Punch. Zack Snyder postanowił zebrać parę świetnych pomysłów, które połączył w jedną całość. Niezwykle eklektyczną, różnorodną, efektowną, kunsztowną i oryginalną całość, stanowiącą hybrydę wielu gatunków i estetyki zaczerpniętej z kilku mediów. Spoiwem tego nietuzinkowego utworu jest charakterystyczny, rozpoznawalny dziś z łatwością styl rzeczonego reżysera. W efekcie, widzowie otrzymali bardzo dziwny – w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu – twór, który jednocześnie zachwyca i w pewnym sensie niepokoi, na pewno jednak zapada w pamięć i nie pozostawia obojętnym.

W pierwszej kolejności na parę słów komentarza zasługuje niecodzienna fabuła. Skupia się ona na losach Babydoll (w tej roli urocza Emily Browning), która będąc świadkiem okrucieństwa swojego ojczyma (Gerard Plunkett), postanawia uciec z domu. Trauma, spowodowana przez bestialskie zachowanie mężczyzny, ułatwia mu tylko uknucie intrygi, mającej doprowadzić do uznania dziewczyny za chorą psychicznie oraz pozbawienia jej wspomnień i świadomości poprzez zabieg lobotomii. Bohaterka, inspirując się słowami zatrudnionej w ośrodku psychiatrycznym Madame Gorski (gra ją, najwyraźniej lubiana przez reżysera, Carla Gugino, która pojawiła się wcześniej także w „Strażnikach), kreuje w swojej wyobraźni złożoną alternatywną rzeczywistość, przysłaniającą mentalnymi metaforami autentyczne zjawiska.

W tym miejscu należy wspomnieć w paru zdaniach o rzeczonym wyobrażonym świecie, a w zasadzie światach. Snyder stosuje bowiem w swoim filmie tak zwaną kompozycję szkatułkową, w której kolejne „poziomy” rzeczywistości istnieją w ramach innych – niczym mniejsze szkatułki umieszczone w jednej większej. W „Sucker Punch mamy do czynienia: ze światem autentycznym, w którym Babydoll trafia do zakładu psychiatrycznego; z wyobrażeniowym światem, w którym wraz z innymi pacjentkami jest ona panią do towarzystwa (na tym poziomie bohaterki planują ucieczkę); oraz z czterema, inicjowanymi za pomocą tańca wykonanego we wspomnianym sztucznym świecie, fantastycznymi uniwersami, w których w epicki sposób ukazane są zadania konieczne do wykonania przed ucieczką.

– To miejsce spotkań dziewczyn. Doktor Gorsky pomaga im tu pokonywać problemy. Polskie metody. Ale jest na co popatrzeć, kiedy odgrywają sceny molestowania czy bicia. Podobno im to pomaga… Ale proszę się nie przejmować. Jeśli się tym zajmiemy, nie dostanie takiej szansy.

– Dobrze.

– Będzie w raju, jeśli mnie pan rozumie; a pańskie kłopoty się skończą. Przez telefon ustaliliśmy tysiąc czterysta, ale dużo ryzykuję, więc wyjdzie to pana równe dwa patole.

– Umawialiśmy się!

– Posłuchaj… „ojcze! Nie będę ci mówił, co robić. Nie wiem, co jej zrobiłeś i nie chcę wiedzieć, ale co powiesz węszącym policjantom? Z chęcią jej posłuchają.

Skoro już przy zadaniach jesteśmy, uwidaczniają one szczególnie mocno pewną konieczną do zaakcentowania cechę fabuły „Sucker Punch. Mianowicie, jest ona celowo uproszczona i sprowadza się do niezbyt klarownych schematów. Te ostatnie zaczerpnięte są głównie ze świata gier komputerowych – i tak na przykład plan ucieczki składa się z kilku etapów, które przypominają znane z gier questy.

Odniesienie do tej branży znajduje również przełożenie na specyficzną konstrukcję logiczną. Ta bowiem, zarówno w grach cyfrowych (zwłaszcza retro), jak i w „Sucker Punch”, pozornie wydawać się może niespójna i niekompletna, choć w istocie jest raczej efektem skonwencjonalizowania, będąc uwarunkowaną językiem medium gier wideo. Owa „growa” specyfika wyczuwalna jest przede wszystkim w sposobie sygnalizowania motywacji postaci oraz w dialogach. Szczególnie wyraźnie widać to w scenie tworzenia planu ucieczki, kiedy to głównym zmartwieniem Sweet Pea (Abbie Cornish) są w pierwszej kolejności sposoby zdobycia poszczególnych artefaktów, nie zaś to, do czego mają się one przydać. Reszta bohaterek również nie zastanawia się później, dlaczego właściwie narażają swoje bezpieczeństwo, mając w głowach jedynie mglistą wizję ucieczki. To jednak nie tyle błąd scenariuszowy, co świadoma stylizacja, która nie wszystkim widzom musi jednak przypaść do gustu.

Z „questowym uporządkowaniem fabuły wiąże się też epizodyczna konstrukcja filmu. Ta, w połączeniu z charakterystycznym stylem wizualnym, obfitującym w spowolnione ujęcia, wyraźne kontrasty kolorystyczne i dynamiczny montaż, przywodzi na myśl nie tylko gry wideo, ale też estetykę wideoklipu. Skojarzenie to potęguje niezwykle interesujące wykorzystanie ścieżki dźwiękowej, na które zresztą twórcy zwracają uwagę w wywiadach załączonych do wydania DVD w menu dodatków. Mianowicie, poszczególne utwory stanowią bardzo dosadny, dopasowany komentarz do sytuacji zaprezentowanej w poszczególnych scenach, stanowiąc integralny, istotny element narracji, nie mniej ważny niż obraz czy dialogi postaci.

Pisząc o aspektach formalnych należy zaznaczyć, że choć początkowo niektóre rozwiązania – jak na przykład duża ilość komputerowej animacji czy, przede wszystkim, występujące z niemałą częstotliwością przeskoki pomiędzy poszczególnymi światami – mogą wywoływać wrażenie lekkiej dezorientacji lub dyskomfortu, to jednak dość szybko można do nich przywyknąć. Kiedy wreszcie odnajdziemy się w tej konwencji, wszystko okazuje się bardzo klarowne, przejrzyste i proste. Uwaga ta dotyczy zresztą także strony fabularnej, ponieważ już po kilku chwilach można „nauczyć się pewnych powtarzających się układów zdarzeń i funkcji postaci, których (konsekwentnie względem reszty aspektów – proste i schematyczne) charaktery zarysowane są bardzo wyraźnie. Siłą rzeczy, aktorstwo sprowadza się do bardzo przerysowanej ekspresji, za pomocą której oddano typy bohaterów.

 

Konkluzja

Jak więc widać, odbiór filmu może być bardzo różnorodny. Szczerze powiedziawszy, początkowo miałem problem z ustawieniem się w odpowiednim miejscu na szali sympatii względem „Sucker Punch. Mając jednak na uwadze wyraźnie celowe uproszczenia i w pełni świadomą „przesadzoną stylizację filmu, już po pierwszym seansie bliżej mi było mimo wszystko do stanowiska, które nakreśliłem powyżej opisując perspektywę zwolennika. Tym bardziej, że od strony wizualnej omawiany film Snydera jest naprawdę świetnie wykonany – i nie chodzi tu tylko o efekty specjalne, które same w sobie są dość standardowe, ale o doskonałe wyczucie obrazu, przejawiające się w zastosowanych temperaturach barwnych, rewelacyjnych zdjęciach i równie dobrych pomysłach na poszczególne elementy świata przedstawionego (jak choćby steampunkowi naziści, z ran których wylatuje sprężone powietrze).

Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy, jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, następnego – małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom. Mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas. Przypominają tylko, że to nasze zadanie – każdego, kto stwarza własne światy.

Nawet dziś, sześć lat po premierze „Sucker Punch”, wspominam ten film z sympatią i mam ochotę do niego wracać. Ba! Mogę nawet stwierdzić, że z perspektywy czasu jego ocena w moich oczach rośnie. Zwłaszcza, że Snyder jak mało kto potrafił tak umiejętnie, w tak przemyślany sposób, wykorzystać inspiracje grami wideo, nie wkraczając przy tym na trudną, choć nieco banalną ścieżkę ekranizacji dowolnej gry, lecz opowiadając w pełni autorską, oryginalną historię. W jej unaocznieniu pomaga mu natomiast grupa całkiem utalentowanych aktorów, wśród których prym wiodą Emily Browning, Abbie Cornish, Carla Gugino oraz, last but not least, Oscar Isaac.

Nie da się ukryć, że w ogólnym rozrachunku ta ryzykowna, bądź co bądź, droga obrana przez reżysera nie wszystkim musi przypaść do gustu. Nie dziwi mnie więc, że film stał się pożywką dla wiecznie głodnych sensacji i poklasku hejterów. Poza tym, nie obeszło się bez kilku pomniejszych wad, które nawet w przy postrzeganiu całości w kategoriach pastiszu mogą razić również rzetelnych krytyków i zwykłych widzów. Wystarczy wspomnieć o pozostawiającej wiele do życzenia grze aktorskiej części obsady (Vanessa Hudgens, Jamie Chung), sprowadzającej się niemal do poziomu drewnianych kukiełek. Na korzyść nie działają też z pewnością przejawy pewnej wtórności, zarówno w warstwie fabularnej, jak i formalnej. „Sucker Punch po prostu nie jest w stanie zaskoczyć w zbyt wielu kwestiach, zwłaszcza tych widzów, którzy znają wcześniejsze dokonania „Zacka Snydera.

Tym niemniej, niezależnie od wszelkich „za i „przeciw uważam, że warto zobaczyć „Sucker Punch – choćby po to, aby przekonać się, z jak wielkim nagromadzeniem rozmaitych, pozornie zupełnie niekompatybilnych, ale doskonale współgrających elementów, z jakim przepychem można mieć do czynienia w obrębie jednego filmu. Jeśli spodoba Wam się ten specyficzny nastrój i estetyka, na krążku DVD polskiego wydania „Sucker Punch” znajdziecie dodatkowo animowane prequele do głównej historii, osadzone w czterech krainach fantasy, w których bohaterki wykonują swoje questy: „Feudalni Wojownicy, „Okopy, „Smok i „Odległa Planeta. Uzupełniają one wizję świata przedstawionego i dodają nieco głębi historii opowiedzianej w filmie. Nie wspominając już o tym, że poszerzają bogactwo stylistyczne całości, jeśli potraktujemy je jako integralną część „Sucker Punch pojmowanego jako projekt artystyczny.

 

Publikowano również na: polter.pl

Kamil Jędrasiak