wyprawa na koniec świata recenzjaŚLIZGAJĄC SIĘ PO POWIERZCHNI
Podczas oglądania „Wyprawy na koniec świata” w głowie aż huczało mi od pojedynczych pomysłów spod znaku: „Muszę o tym wspomnieć w recenzji”. Później, kiedy próbowałem ubrać w słowa swoje wrażenia, cisnęły mi się na klawiaturę przede wszystkim: „zachwyt” i „inspiracja”.

Zachwyciło mnie przede wszystkim wyczucie, z jakim Daniel Dencik obrazuje swoich bohaterów i Grenlandię. Dopieszczone estetycznie kadry składają się na pocztówkowe wręcz  pejzaże i wyraziste portrety członków wyprawy. Ich rozmowy, z kolei, są w stanie zainspirować widzów do refleksji nad tematami przez nich podejmowanymi. A trzeba przyznać, że załoganci, których losy śledzimy na ekranie, składają się na grupę nielichych filozofów. Sprzyja temu fakt, że naukowcom towarzyszą artyści, a cele badawcze przyświecające wszystkim nie są nawet jasno sprecyzowane.

wyprawa na koniec świata recenzjaGwoli ścisłości warto zaznaczyć, że wbrew powyższemu opisowi film Dencika nie jest wcale przeintelektualizowanym wywodem, na jaki wskazywać mógłby choćby tytuł utworu. Autorowi udało się znaleźć złoty środek między bystrą obserwacją dokumentalisty, przekładającą się na swego rodzaju filozoficzny esej wizualny, a atrakcyjną formą i humorem, nadającymi „Wyprawie na koniec świata” przyjemnej lekkości i powabu. Co ważne, reżyser bardzo umiejętnie przeplata te elementy, dzięki czemu efekt końcowy nie składa się z dwóch bądź więcej wyraźnie odrębnych i wzajemnie części, ani też nie przypomina patchworku – choćby bardzo misternie splecionego. Zamiast tego, twórcy filmu mogą poszczycić się autentycznie specyficznym stylem.

Na ten ostatni składa się cała masa czynników, spośród których kluczowymi wydają się hiper-estetyczny klucz wizualny (wspomniane piękne zdjęcia), dwubiegunowo zróżnicowana ścieżka dźwiękowa (ciężki rock idzie w parze z muzyką klasyczną), niepozbawione ironii podejście do filmowanej rzeczywistości i – wreszcie – sami bohaterowie. Ci ostatni, jako osoby reprezentujące różne środowiska, tworzą barwną mozaikę postaci, których współpraca owocuje interesującym fermentem światopoglądowym i intelektualnym. Wzajemne uszczypliwości okazują się zalążkiem głębszych rozważań na temat sztuki, ochrony środowiska, a nawet pochodzenia życia na Ziemi czy Marsie.

Brzmi górnolotnie? Być może, ale wszystko to – zapewne dzięki charyzmie rozmówców i talentowi reżysera – zaserwowane jest w bardzo przystępny sposób. A że rozważania podejmowane w filmie zdają się jedynie „ślizganiem po powierzchni”, bez zgłębiania istoty każdego zagadnienia? Być może (i skłaniałbym się ku takiemu wytłumaczeniu) celem twórców nie było rozstrzyganie, lecz zainicjowanie indywidualnych przemyśleń wśród widzów. Możliwe, iż dałem się nabrać i wciągnąć w sidła zastawione przez reżysera, ale w moim mniemaniu dowodzi to jego talentu.

Zwłaszcza, że dotyczy to nie tylko mnie – oględnie pisząc, publiczność, z którą przyszło mi oglądać „Wyprawę na koniec świata” po seansie na festiwalu Ińskie Lato Filmowe nie zdawała się rozczarowana. Zabrakło wprawdzie przesadnie wylewnych przejawów entuzjastycznego przyjęcia filmu Dencika, zasłyszanych wśród rozmów widzów wychodzących z sali kinowej; dało się jednak wychwycić zarówno wyrazy uznania dla formy audiowizualnej „Wyprawy na koniec świata”, jak i komentarze zahaczające o tematy podejmowane przez bohaterów w ich rozważaniach. Nie wspominając o sporadycznie powracających podczas projekcji salwach śmiechu i wyraźnym zaciekawieniu dialogami, czego świadectwem były wyszeptywane co jakiś czas pytania tych osób, którym umknęły co ważniejsze kwestie.

Parafrazując słowa Calvina Candie z „Django” Quentina Tarantino: „Panie Dencik, zdobył pan nie tylko naszą ciekawość, ale i zainteresowanie”. Co jednak wydaje mi się nie mniej ważnym, nie zaprzepaścił tego zainteresowania, tworząc film niesilący się wprawdzie na szczególną innowacyjność, ale intrygujący i – jak mniemam – dla wielu osób ważny. Poza olśniewającą estetyką, która jest wartością samą w sobie, „Wyprawa na koniec świata” oferuje coś więcej: zachętę do zastanowienia się nad kilkoma ważnymi, niekiedy wręcz fundamentalnymi pytaniami i problemami trapiącymi człowieka.

 

Tekst ukazał się w: „Ińskie Point” numer 9-10/2013

Kamil Jędrasiak