nightmaresfromthedeepdavyjones2KRÓL PIRATÓW POWRACA
Po dwóch odsłonach „Nightmares from the Deep” zatytułowanych odpowiednio „The Cursed Heart” i „Siren’s Call” przyszedł czas na trzecią część: „Davy Jones”. Oczekiwania wobec produkcji zabrzańskiego studia Artifex Mundi miałam spore. W końcu kolejne części historii z gatunku HOPA reprezentowały coraz wyższy poziom. Jak wypadł na ich tle „Davy Jones”?

Znana już graczom kustoszka karaibskiego muzeum, Sara Black, raz jeszcze zmierzyć się musi z mocami przeklętego pirata. Tym razem Davy Jones zjawia się we własnej osobie, mając już dość poczynań wścibskiej kolekcjonerki artefaktów. Podczas prezentacji sekretnych zapisków mrocznego kapitana dochodzi do kolejnego zniszczenia muzeum. Davy Jones przywołuje niszczycielską falę, wdziera się siłą do znajdującego się pod opieką Black przybytku i… raz jeszcze porywa córkę kustoszki. Długo nie myśląc kobieta wyrusza za nim w pogoń. Pech chce, że bojąca się o życie matki Cory, podpisuje w Davym Jonesem pakt. Sara musi więc nie tyle wydrzeć córkę z rąk króla piratów, ale rozwiązać zagadkę mrocznego przekleństwa i zwrócić wolność wszystkim, którzy znajdują się w jego mocy. Tymczasem okazuje się, że nikt nie jest tak naprawdę bezpodstawnie zły w tej historii…

Mechanizm rozgrywki pozostaje w trzeciej odsłonie „Nightmares from the Deep” niezmienny. Gracz podąża za kolejnymi tropami, rozwiązując nieszczególnie skomplikowane zagadki, znajdując wymagane przez napotkane postaci przedmioty oraz rozgrywając plansze „hidden objects”, które w momentach znudzenia można wymienić na partyjkę mahjonga. Liczyłam na to, że trzecia odsłona przygód Sary Black przyniesie coś nowego na tej płaszczyźnie; że twórcy zdecydują się rozszerzyć opcje wyboru wymiennych minigier, bądź skomplikują nieco istniejące już formy zagadek. Niestety. Poza jedną krótką i wyraźnie ustawioną rozgrywką planszówki z piratem, wszystko zostało po staremu. Wymieniono za to postać strażnika skrzyni, który szczególnie podobał mi się zarówno w pierwszej jak i drugiej części historii, na klęczące statuy. Nie mam do nich zastrzeżeń, ale ulotniło się gdzieś wrażenie mroku i przyjemnie niepokojącej dawki horroru. Wszystkie zagadki, które gracz znajdzie w „Davym Jonesie” zdają się być powtórkami. Zwłaszcza, gdy kolejne odsłony „Nightmares from the deep” rozgrywa się po sobie. Nieraz miałam wrażenie dziwacznego deja vu. Zmieniało się opakowanie, ale niektóre kadry były łudząco podobne do tych z poprzednich części.

nightmaresfromthedeepdavyjonesCzęść z aspektów gry jednak się rozwinęła. Przede wszystkim „teleportacja” dzięki mapie z zaznaczonymi punktami, w których czeka na nas zagadka do rozwiązania – koniec z bezsensownym klikaniem i nudnym przeszukiwaniem wielokrotnie odwiedzanych lokacji. Zwiększyła się także liczba możliwych dodatkowych osiągnięć. Tutaj jednak warto zwrócić uwagę na niewielki błąd mechanizmu. Gdy zabiera się konieczny do rozwiązania głównej fabuły przedmiot, niepotrzebny kadr przestaje być klikalny. Chyba, że skrywa się tam jeszcze pominięty element wymagany do zebrania osiągnięć. Bez znaczenia jest, że kursor nie podpowiada konkretnego miejsca ukrycia dodatku – wiadomo już, iż „dodatek” czeka na gracza. Jego dostrzeżenie to najmniejszy problem.

„Davy Jones” to zdecydowanie najbardziej dopracowana wizualnie odsłona serii. Ilość kolorów, kształtów, detali jest wprost porażająca. Zwłaszcza, gdy ma się w pamięci, że to ręczna robota. Obecne w grze duchy wreszcie sprawiają wrażenie tajemniczych i intrygujących. Chociaż Davy Jones nie jest straszny jak poprzednie części, to zdecydowanie pozostaje nastrojowy. Także muzyka nie zanotowała jakościowego spadku.

W aspekcie technologicznym wciąż można cieszyć się z dostępności gry jako aplikacji na inne urządzenia niż standardowy komputer oraz szybkiej formy zapisu bez klikania w odpowiednią opcję, a z kontynuacją rozgrywki w miejscu, gdzie wcześniej została przerwana. Ci, którym mało podstawowej części tej historii po jej ukończeniu mogą też, jak poprzednio, rozegrać dodatkowy, choć niedługi rozdział. A zapaleńcy główkowania raz jeszcze wybierać mogą spośród trzech poziomów trudności. „Davy Jones” jak poprzednie części gwarantuje raptem kilka godzin rozrywki (5-6).

Fabuła finału nieco mnie rozczarowała. Zwłaszcza samo zakończenie, które wydało mi się wykrzywionym refleksem pierwszej części tej historii. Po dwóch poprzednich odsłonach byłam już nieco znudzona i zmęczona bliźniaczymi zagadkami. Liczyłam też, że zwieńczenie serii zafunduje mi jakieś porządne fajerwerki, a nie było nawet miernych zimnych ogni. W ogólnym rozrachunku jednak puenta tej historii wydaje się wystarczająca, chociaż mam nadzieję, że Artifex Mundi nie zdecyduje się w przyszłości odgrzewać tego kotleta.

77

Publikowano również na: duzeka.pl

Alicja Górska