dreszcz 2 facet w czerniDOJRZEWANIE SUPERBOHATERÓW
Drugi tom historii o przygodach Rycha Zwierzchowskiego długo spoglądał na mnie najpierw z półki, a potem z samego dołu książkowego sztapla, który zwykłam kompletować przy łóżku. Problem w tym, że sztapel rósł, a „Dreszcz 2” zamiast awansować w czytelniczych planach, wciąż spadał na niższe pozycje fikcyjnej tabeli. Działo się tak przede wszystkim, dlatego że pierwsza część powieści nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Ot, było dowcipnie i popkulturowo, ale nic ponad to. Jak się miało wkrótce okazać, był to po prostu dopiero wstęp do prawdziwej opowieści.

Okładka „Dreszcza 2: Faceta w czerni” jest niestety gorsza od pierwszej. Przynajmniej w moim odczuciu. Rychu z obwoluty wygląda jak Indianin z reklamy Marsa (ten, co zamierzał zakończyć żywot). Całkowicie odbiega od moich wyobrażeń i, wydaje mi się, że również od zestereotypizowanego obrazu starszego rockmana. Brak także okładce tej zadziorności, którą mogła pochwalić się jej starsza siostra. Jest za to kebab – który w tym tomie nie znajduje się już na pierwszym planie – oraz znaki AC/DC. W każdym razie, jak na Fabrykę Słów i Jakuba Ćwieka, który skupia się na każdym elemencie swojej książki, wizualna strona (przynajmniej ta najbardziej zewnętrzna) rozczarowuje.

dreszcz 2 facet w czerniW „Facecie w czerni” Rych Zwierzchowski przechodzi przemianę. Nie jest już zbuntowanym starym-młodym, tylko bohaterem w (niemalże) pełnej krasie. Benjamin – który nieustannie marzy, że będzie dla Dreszcza niczym Alfred dla Batmana, dwoi się i troi, by rockmana wyedukować, a i muzyk nie jest już w przyjmowaniu kolejnych poleceń aż tak oporny. Część druga przynosi jednak nie tylko przemianę Rycha, ale również kontynuację wysypu superbohaterów; dochodzi także do coraz trudniejszych starć z silniejszymi i bardziej przebiegłymi przeciwnikami. W walce o śląskie podwórko (ale nie tylko) pomagają Dreszczowi postaci znane z poprzedniego tomu – emerytowany górnik Alojz; najczarniejszy Polak, patriota, czyli Zawisza oraz Ekumen, efekt przeszczepów relikwii. Czy bohaterom uda się odgonić każde niebezpieczeństwo? A może przyszedł czas, by pojąć, że wielka moc, to wielka odpowiedzialność; zagrożenia i bolesne straty?

Po raz kolejny początkowo wydaje się, że Ćwiek stworzył zbiór opowiadań. Tym razem jednak, nie jest to prawdą. Zespolenie rozdziałów odkrywa się stopniowo i powoli, aż do ostatniej strony, niemniej dopiero po zakończeniu lektury można dostrzec niektóre zależności. Problem takiego ułożenia fabularnego jest jeden – pozwala domyśleć się, co będzie dalej. Kiedy czytelnik załapie już system Ćwieka, nie jest dla niego zagadką, kto stanie w szranki z Dreszczem w najbliższym czasie. Szkoda, bo odbiera to powieści otoczkę tajemniczości, ale z drugiej strony, czy tajemniczość jest głównym powodem sięgania po „Dreszcza”? Nie sądzę.

Niezmiennie, jak każdy tekst Ćwieka, „Dreszcz 2” to popkulturowa, kampowa bomba. W dodatku plująca na polityczną poprawność i wydelikaconych odbiorców. Superbohaterowie nie są tacy super, jakkolwiek kolorowe pisemka z uniwersum dreszczowego świata, starają się porównywać „rzeczywistych” herosów do tych z komiksów. Wypada to różnie. Zwłaszcza, gdy na tapetę trafia ekipa żuli z kostiumami ze śmietnika, czy człowiek o ksywce FaceBoog. Czytelnik znajdzie również sporo fragmentów porządnej, rockowej muzyki – często z tekstami, które mogłyby uchodzić za fabularne proroctwa – chociaż jest ich znacznie mniej, niż w pierwszej odsłonie cyklu. Nie opuszcza Ćwieka i jego bohaterów także humor, który obecny jest w formie zarówno kawałów, docinek, jak i dowcipów sytuacyjnych. Wulgaryzmy i seksualne podteksty (tudzież bezpośrednie propozycje), to wciąż aktualny atrybut „Dreszcza”.

Ale pod tą pozornie lekką otoczką skrywają się poważne problemy. Świat dzieli się, jak to ma w swoim zwyczaju, na zwolenników i przeciwników herosów. Ćwiek dotyka problemu społecznego niedopasowania i strachu przed innością. Jasne, nie są to przestrogi dawane wprost; żadne analizujące monologi, czy na siłę wpychane w usta bohaterów przemowy. Pisarz czyni z nich detale, ale detale wyraźne. Nawet, gdy przykrywa je rasistowskimi komentarzami Rycha, czy docinkami innych z otoczenia, wciąż pozostają obecne, niczym widmo kosy nad umierającym.

„Dreszcz 2: Facet w czerni” staje się też coraz bardziej złożony psychologicznie i emocjonalnie. Rychu, nie jest już jednowymiarowym dupkiem, w którego trafił piorun, a Benjamin to nie dzieciak z absurdalnym marzeniem. Niby zmiana nie jest zaakcentowana i wytłuszczona, ale tendencja dorastania uwidacznia się ze strony na stronę, by pod koniec osiągnąć zenit i ostatecznie odcisnąć swoje piętno na powieści. Przyznaję, że finał „Dreszcza 2”, chociaż smutny i budzący czytelniczy bunt, sprawia, że postaci stają się wreszcie wyraźniejsze. Jakby szkic przemienił się w dzieło malarskie. Wciąż jeszcze brakuje mu ramy, ale jestem pewna, że niedługo i to się zmieni.

Jakub Ćwiek nie traci formy. Fani jego twórczości mogą spać spokojnie (albo dalej siać zamęt na świecie, bo to zdaje się być bardziej w duchu bohaterów pisarza) i z wyczekiwaniem wypatrywać kolejnych utworów autora. O ile pierwszy tom „Dreszcza” nie miał w sobie tyle mocy, by przekonać do Ćwieka wszystkich nieprzekonanych, o tyle druga część historii Rycha zdaje się tlić i skrzyć, gotowa pozbawić przytomności i cały kraj.

Alicja Górska