marcelinaitwierdza2SŁOWO SIĘ RZEKŁO
Pierwszy tom marcelinowych przygód poruszył we mnie więcej niż jedną strunę. Zapragnęłam na powrót stać się dzieckiem, ale i urzeczona – już jako mentalnie dorosły kulturoznawca – śledziłam niezwykle wprawnie wplecione w treść powieści idee, dotyczące tworzenia i bycia autorem. Drugi tom historii autorstwa Izabeli Skorupki nie tylko po raz kolejny zabrał mnie w te rejony, ale również rozbudził zaintrygowanie wyraźniejszym niż poprzednio światem.

Niezmiennie zachwyca mnie wizualny aspekt tegoż cyklu. „Marcelina i Twierdza Wspomnień”, tak jak i jej poprzedniczka, pochwalić się może cudownie baśniową oprawą graficzną – zarówno w sferze okładki, jak i kolejnych stronic powieści (pomiędzy rozdziałami znaleźć można kilka wizualizujących świat przedstawiony szkiców). Bajkowy wymiar obwoluty zakłóca jedynie jej… mroczna dusza. Nie da się bowiem ukryć, że kreska autorki ilustracji (Karoliny Kubikowskiej-Janas) ma w sobie coś niepokojącego, coś, co w kontekście powieści Izabeli Skorupki budzi natychmiastowe skojarzenia z (pisałam już o tym w poprzedniej recenzji) „Koraliną” napisaną przez Neila Gaimana, a zekranizowaną przez Henry’ego Selicka. Ale w końcu baśnie nie zawsze były tak grzeczne, jak dzisiaj.

marcelinaitwierdzaHistoria „Twierdzy Wspomnień” rozpoczyna się mniej więcej w punkcie, w którym skończyła się „Pamięć Przodków”. Marcelina i Eryk po powrocie z Bezczasu mieszkają z Łobzowskimi, a przebiegła Łucja Degis wyprowadziła się z okolicy. Wydawałoby się, że wszystko wróciło do normy – a nawet do stanu ponad normą – gdyby nie coraz dziwniejsze zachowanie rodziny Marceliny. Z dnia na dzień jest gorzej i gorzej. Wkrótce okazuje się, że niespełna dwunastoletnia dziewczynka niewiele jeszcze wie o prawach, zasadach i mocach Bezczasu oraz… innych światów. Tym razem młoda bohaterka będzie musiała zmierzyć się z Adaptacją, zdradami i problemami, które sprawią, że z jej nastoletnich oczu wyzierać będzie doświadczeń zdecydowanie przewyższające ich wiek.

Izabela Skorupka, co zdarza się naprawdę nieczęsto, zanotowała w drugiej odsłonie swojej powieści wzrost poziomu na każdej możliwej płaszczyźnie. „Twierdzę Wspomnień” czyta się ze zdecydowanie większym zainteresowaniem (co wcale nie oznacza, że przy lekturze poprzedniego tomu go brakowało), a to za sprawą kilku czynników. Po pierwsze zdecydowanie zwiększyła się dynamika powieści. Po raz kolejny rozdzielona rodzina okazała się być tym razem aktywna na różnych płaszczyznach. W „Pamięci Przodków” rola większości Łobzowskich ograniczała się do snucia historyjek, narzekania, panikowania i niespiesznego poszukiwania wskazówek. W „Twierdzy Wspomnień” mają do wykonania zadanie równie skomplikowane, co Marcelina, a i równowaga pomiędzy ilością fragmentów z jej i ich udziałem została zachowana. Po drugie, autorka poświęciła nieco więcej miejsca na dookreślenie kreowanej rzeczywistości. Okazuje się, że Bezczas ma swoich władców, krainy i wcielenia; że istnieją również inne światy, zagrożenia, funkcje, nietypowe postacie i zdolności. Skorupka rozwinęła też pomysł, który nieśmiały ledwie próbował wykluć się w „Pamięci Przodków”. Mowa tutaj o mocy twórczej słów i stwarzaniu, poprzez słowa, nowych rzeczywistości.

Jeśli czegoś nie zapisano – nie będę tego pamiętał. Jeśli zaś zapisano… Zawsze będę mógł do tego wrócić. Czytanie jest sposobem na zachowanie pamięci.

Brzmi to co najmniej enigmatycznie i mało konkretnie, ale naprawdę trudno rzecz określić inaczej. Autorka kreuje nowe znaczenia dla słów takich, jak choćby „adaptacja”, jednocześnie odrywając je od ich pierwotnej funkcji w komunikacji językowej oraz ją zachowując. Przykładowa adaptacja nie stanowi w świecie Marceliny mniej lub bardziej trafnego przepisania wykreowanego w jednym medium tekstu kultury dla innego medium (tutaj rozchodzi się o całe czaso-przestrzenie!), a – co jest konsekwencją przyjęcia zasady kreacyjnej mocy słów – okazuje się pasożytem transformującym i doprowadzającym do destrukcji adaptowanej, oryginalnej (prawdziwej, pierwszej) rzeczywistości oraz jej mieszkańców. W podobny sposób autorka bawi się także z innymi słowami, np. „synonim”, które w powieści stanowi określenie nie pewnego terminu językowego, a… bardzo specyficznej istoty.

Sporo zmieniło się również w zakresie kreacji samych postaci. Marcelina, wcześniej dość irytująca – a na pewno chwilami wykazująca cechy rozpuszczonego, wszystkowiedzącego dzieciaka – w „Twierdzy Wspomnień” przechodzi wyraźną transformację. Chociaż nie zazdroszczę jej doświadczeń, to przyznać muszę, że przysłużyły się jej charakterowi. Sam zresztą fakt, że bohaterowie przechodzą przemiany pod wpływem kolejnych wydarzeń, które wyraźnie rzucają się w oczy, stanowi ogromny plus, za który należy pochwalić autorkę cyklu. Oczywiście Marcelinie wciąż zdarzały się momenty, przez które miałam ochotę rzucić książką i nigdy do niej nie wrócić, ale pojawiały się one sporadycznie.

Gdybyśmy nie znali błędów i wątpliwości, nie moglibyśmy docenić ich braku.

Tym, co jednak w przygodach jedenastolatki irytowało mnie za to niezmiennie była sfera dialogowa. Nie mam tutaj na myśli całej powieści, ale i w „Pamięci Przodków” i w „Twierdzy Wspomnień” pojawiły się fragmenty po prostu nie do przetrawienia. Mam świadomość, że jest to celowa gra z czytelnikiem, odwlekanie istotnych zwrotów akcji, ale są przecież jakieś granice! Niemal każda scena z Azalką stanowiła wyzwanie dla mnie i mojego charakteru. Gdybym zajęła miejsce Łobzowskich, zwłaszcza Baciulka, to w ekstremalnym tempie doszłoby do rękoczynów. Ale może to tylko kwestia wieku? Może dla młodszego czytelnika, dla którego ewidentnie jest ta powieść przeznaczona, wspomniane wyżej fragmenty wydałyby się zabawne lub urocze? W takich chwilach czuję, że się zestarzałam.

Jako nastolatka z pewnością jednak miałabym ogromną frajdę z lektury przygód Marceliny. Teraz zresztą, jak osoba już dorosła, też bawiłam się przednio. Czasami może i dochodziło do estetycznych spięć między mną o powieścią Skorupki, ale w ostatecznym rozrachunku całość okazała się mnie wciągnąć na tyle, że akcję śledziłam z zaangażowaniem i zainteresowaniem. Autorka poczyniła też kolosalny skok jakościowy w kontekście wykreowanej rzeczywistości. Jej oryginalne pomysły zaskakują i budzą natychmiastowe uznanie. Co więcej, właśnie dzięki nim historia Marceliny powinna zainteresować nie tylko dzieci czy młodzież, ale też dorosłych.

88

Za egzemplarz dziękuję: autorce oraz wydawnictwom Axis Mundi i Eklekta

Alicja Górska