miraze-72WOLNOŚĆ UCZUĆ, WOLNOŚĆ CIAŁA
To przejmująca, pełna bolesnych zwrotów akcji powieść o poszukiwaniu akceptacji i wewnętrznej wolności, o pragnieniach silniejszych od nas samych i naturze, która bywa, że myli się w swoich kreacjach.

„Miraże” Sylwii Zientek to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Od chwili, gdy się pojawiły, do momentu, gdy zdecydowałam się je zamówić, upłynęły bodaj dwa tygodnie. Wszystko dlatego, że opis na obwolucie zapowiadał jedynie romans w realiach dwudziestolecia międzywojennego i niewiele ponadto – nastrojowość i ducha bohemy tamtych czasów. Tak mi się przynajmniej wydawało. Okazało się jednak, że „Miraże” niewiele mają z „prawdziwym” romansem wspólnego, a punkt ciężkości tekstu położony jest w zupełnie innym miejscu.

miraze-7Okładka powieści Zientek wpada w oko, dzięki połączeniu pomarańczowo-czerwonej akwareli oraz czarno-białej fotografii. Wystrojona zgodnie z panującą modą, kobieta przegląda się w lusterku. Mówi to niestety niewiele, jeżeli chodzi o zawartość powieści i raz jeszcze sugeruje najzwyklejszy romans, tyle, że w czasach mniej typowych dla współczesnej literatury. Obwoluta wydaje się jednak przemyślana od początku do końca – od duetu barw po modernistyczną czcionkę, którą wypisano tytuł i nazwisko autorki.

Lilianna wiedzie życie znudzonej organizowaniem przyjęć żony, której czas upływa na zadowalaniu lodowatego w obyciu męża oraz zajmowaniu się dzieckiem. Skrycie marzy jednak o przebywaniu ze Skamandrytami i odkrywaniu ich niezwykłego świata. Gdy do Polski z Paryża przyjeżdża Żorżyk, jej kuzyn, nadzieje Lili stają się nieco bliższe. Podczas jednej z wieczornych zabaw kobieta poznaje młodego poetę, Juliana, pracującego w redakcji tygodnika „Bluszcz”. Wkrótce rodzi się między nimi uczucie. Lili nie wie jednak, jaki sekret skrywa Julian. Czy pomimo seksualnej ciekawości kobieta nie odrzuci Juliana, gdy pozna prawdę? Czy Julian zdąży ją jej wyjawić? Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy mężczyzna zmuszony jest do natychmiastowego opuszczenia Warszawy.

Miraże” to przejmująca, pełna bolesnych zwrotów akcji powieść o poszukiwaniu akceptacji i wewnętrznej wolności, o pragnieniach silniejszych od nas samych i naturze, która bywa, że myli się w swoich kreacjach. Tak naprawdę niewiele mogę napisać o właściwym przesłaniu powieści bez swoistego rodzaju spoilerów. A szkoda, bo tytuł wiele zyskuje, gdy oderwie się już od dającego się podciągnąć pod stereotyp romansu tytułu („Miraże”) oraz nasuwającej podobne skojarzenia okładki.

To jednak, niestety, trochę wina autorki i kompozycji tekstu. Jasne, to stary trick, by czytelnika mniej więcej w połowie brutalnie zaskoczyć i w ten sposób przykuć do książki, do chwili, gdy nie będzie już ani jednej strony do przeczytania. Prawda jest jednak taka, że Zientek podsuwa pewne tropy już w pierwszym rozdziale. Zaskoczenie w połowie więc jest, ale już nie tak wielkie. Następuje raczej coś na wzór: „Ach! Mogłam się domyślić”. Tymczasem trudno wspominać w recenzyjnym streszczeniu informację, która staje się oficjalna dopiero w połowie tomu, a te, które wyjawić można, zupełnie nie oddają właściwej natury tekstu.

(…) być zakochanym, to szczególny stan, kiedy mózg modyfikuje rzeczywistość, kiedy sama nadzieja na miłosne spełnienie wystarcza, aby najdrobniejsze zdarzenie zwiastujące powodzenie w tej kwestii uczyniło człowieka szczęśliwym, zadowolonym z życia, jakby siła pragnienia była na tyle duża, aby usunąć w cień wszelkie wątpliwości i pojawiające się niekiedy uczucie braku sensu.

Kompozycja „Miraży” ma też inną wadę – powtarzające się informacje. Gdy to, co ma wyjść na jaw, ostatecznie staje się jasne, część historii powraca w narracji z innej perspektywy. Świetny zabieg, uwielbiam go, ale tutaj w zasadzie niczego nowego nie wnosi. Podstawowe problemy głównego bohatera pozostają niezmienione. Dołącza do nich jedynie nowy aspekt, który nie wymaga powtarzania aż tak znaczącej partii fabuły. Byłoby nawet lepiej, gdyby ta po prostu toczyła się dalej. Poza tym to trochę nierzeczywiste, gdy problem szeregujący całe życie i to z gatunku tych, których wyprzeć się nie da, wypływa dla czytelnika tak późno.

Skupiłam się na wadach, a przecież „Miraże” zrobiły na mnie naprawdę dobre wrażenie. Przede wszystkim dzięki starannie wykreowanemu nastrojowi i doskonale oddanemu duchowi dwudziestolecia międzywojennego. Gdy Lila ekscytowała się, dostrzegając w kawiarnianym tłumie Boya-Żeleńskiego lub Tuwima, to było tak, jakby współczesna postać okazywała fanowskie względy dzisiejszym gwiazdom; a jednocześnie całość wciąż naznaczona była szlifem przeszłości. Starannie opisane, lecz w sposób nieprzesadzony, wnętrza, stroje i zwyczaje, składające się na rzeczywistość przed II wojną światową, kreują atmosferę ulotną, ale tak rzeczywistą, że zdaje się, iż można by jej dotknąć; że wystarczy otworzyć drzwi, by dostrzec spacerujące trotuarami damy w toaletach zdobionych rulonami z lisa.

Intrygujący wydają się także bohaterowie, chociaż chwilami wypadają jako figury nieco uproszczone. Zbyt wiele włożono się w ich monologi, zbyt mało zaprezentowane zostało poprzez wydarzenia. „Miraże” koncentrują się tylko na Liliannie i Julianie, ignorując zupełnie postaci drugoplanowe, które nie są niczym więcej, niż tylko wypisanymi na kartce imionami.

Pod względem językowym nie mam autorce nic do zarzucenia. Z jednej strony starała się uwzględnić charakter epoki i specyfikę prowadzenia dialogu w tamtym czasie, z drugiej zaś nieco całość uwspółcześniła, dzięki czemu obcowanie z „Mirażami” to przyjemność, a nie mordercza wyprawa poprzez zawiłe, językowe konwenanse. Udało się też autorce kilka wdzięcznych metafor i porównań, jakkolwiek tekst wyraźnie nie ma zacięcia do stawania do rywalizacji w kategorii zabawy słowem. Sylwia Zientek postawiła na lekką formę i jak dla mnie jest to typ zwycięski.

Chociaż nie mogę wyjaśnić Wam dlaczego, to wiedzcie, że „Miraże” to coś więcej, niż historia zakazanego uczucia. Autorka skupiła się na temacie marginalizowanym; na trudnych i bolesnych doświadczeniach, gdy wrogiem staje się własne ciało.„Miraże” opowiadają o ogromnej potrzebie bliskości, zarówno w sferze emocjonalnej, jak i seksualnej. To również powieść, która nie tylko opowiada o przeszłości, ale i wrzuca w tę przeszłość czytelnika. Jeżeli macie ochotę wczuć się w ducha Skamandrytów i poznać nietypową, chociaż bardzo aktualną, historię o złośliwości losu i próbie walki z nim, to trafiliście idealnie.

77

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

Alicja Górska