w ogieńUMRZEĆ ZA PRZYJAŹŃ
Idyllicznie pojmowana przyjaźń, tak samo jak podobna miłość, nie istnieją. To nie tak, że najlepsza przyjaciółka nigdy was nie zrani, nigdy nie popełni błędu, nigdy nie znajdzie się w punkcie, w którym skupienie się na sobie nie będzie ważniejsze od skupienia się na drugiej osobie. W uczuciach i relacjach, nawet tych najsilniejszych i najszczerszych, zawsze pojawiają się zgrzyty czy problemy. Niemniej na stronach powieści znaleźć można historie przyjaźni, które mogłyby w swym wyidealizowaniu stanowić odpowiednik tych miłosnych, takich, jak „Romeo i Julia”. „W ogień” Ewy Seno to właśnie tego typu historia.

Okładka pierwszego tomu cyklu „Kontrakt” nie wydaje się odbiegać od obwolut książek, które opowiadają o miłości. Rudowłosa, zmysłowa kobieta otoczona wstęgami mrocznego dymu nie przywołuje w pierwszym odruchu skojarzeń z przyjaźnią. Grafika, choć estetycznie przyjemna, nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych, zapraszających do lektury paranormalnych romansów. Dopiero podpowiedź ulokowana poniżej tytułu – „Przyjaźń, która prowadzi do zatracenia” – nakierowuje czytelnika na zasadniczą tematykę utworu. Niezależnie od ostatecznej tematyki jednak w wijących się na drugim planie oparach jest coś pociągającego i intrygującego.

w ogieńEmma i Em przyjaźnią się od najmłodszych lat. Nie wydaje się, żeby rzecz miała ulec zmianie do chwili, gdy Em zmuszona jest – za sprawą decyzji matki – wyprowadzić się za ocean. W tym czasie życie Emmy wywraca się do góry nogami. Gdy zaczyna się nią interesować najprzystojniejszy chłopak w szkole wprost nie może uwierzyć w swoje szczęście. Wkrótce jej wątpliwości okazują się słuszne, a zdradzona i poniżona dziewczyna pogrąża się w rozpaczy. Gdy dochodzi do tragedii Em nie waha się ani chwili i wyrusza w podróż powrotną do dawnego miejsca zamieszkania. Jednak jedynym, co zastaje na miejscu są strach, milczenie i budzące się w niej pragnienie zemsty. Kiedy na horyzoncie pojawia się możliwość pomszczenia przyjaciółki, Em nie waha się długo. I cóż z tego, że ceną za sprawiedliwość ma być jej dusza?

Przyznaję, że pierwsze wrażenie dotyczące „W ogień” było fatalne. Rozpoczynający powieść rozdział czytałam z przymusu, rozpaczając nad poziomem treści, przemyśleń bohaterki i formą ich przedstawienia. Nie potrafiłam znaleźć żadnej zalety tegoż tekstu. Mierził mnie język, jakim posługuje się Ewa Seno oraz infantylność wymyślonej przez nią protagonistki. Skłamię, jeżeli napiszę, że później zakochałam się w tej powieści, historii czy nawet jej bohaterach, jednak przyznaję, że z czasem „W ogień” stawało się coraz bardziej strawne. Niektóre z rozwiązań fabularnych czy wykorzystane w powieści mitologiczne wątki okazały się interesujące. Do sposobu podawania treści po prostu przywykłam, chociaż wciąż nie potrafię napisać o nim dobrego słowa.

– I chcesz mi powiedzieć, że szatan ma postać seksownego dwudziestolatka?

– Miło mi, że uważasz mnie za seksownego.

Książka Seno reklamowana jest jako historia przyjaźni, ale w rzeczywistości wyraźniej kształtuje się tutaj wątek miłosny. Autorka wykorzystała wszystkie dostępne chwyty związane z zauroczeniem, zakochaniem i miłością – mamy nawet przechodzącego (w teorii) przemianę drania, który za sprawą czystej jak łza bohaterki postanawia się „nawrócić” (mimo tysięcy lat czynienia zła). Główny problem protagonistki, choć jego wyzwalaczem faktycznie jest troska o przyjaciółkę, stanowi uczucie od pierwszego wejrzenia, rozpoczęcie życia seksualnego i związane z przywiązaniem komplikacje. Dopiero w finalnej części książki przyjaciółka Em ponownie staje się centralnym punktem osi akcji.

„W ogień” to jednak nie tylko historia o przyjaźni czy miłości romantycznej, ale także o Bogu i nieustannej rywalizacji dobra ze złem. Obie bohaterki – jakkolwiek zbaczają z właściwej ścieżki – reprezentują chrześcijańskie wartości. Obok uniwersalnego pomagania innym czy nieczynienia krzywdy, stoi u nich potrzeba modlenia się, spowiedzi czy chodzenia do kościoła. Wygląda to jednak mało przekonująco. Zwłaszcza w obliczu równie chętnego zaprzedania duszy diabłu czy nawet samobójczej śmierci, która jak wiadomo dla Chrześcijan stanową grzech natychmiastowo lokujący w czeluściach piekieł. Trudno mi uwierzyć w to, że ktoś o równie silnej wierze zdecydowałby się na tak skrajne kroki z podobną lekkością. Wątek ten więc, jakkolwiek mógł stanowić płaszczyznę ciekawych starć o charakterze etyczno-moralnym, został potraktowany zbyt po macoszemu, by okazał się interesujący.

– Jak to możliwe, że w piekle jest zasięg?

– Mam dobrego operatora. 

Świat przedstawiony w powieści Seno rządzi się swoimi prawami, jednak prawa te są więcej niż enigmatyczne. Autorka nie pokusiła się o wytłumaczenie któregokolwiek z mechanizmów rządzących wykreowanym przez nią światem, co z jednej strony jest intrygujące, a z drugiej zwyczajnie irytujące. W obliczu mnogości niedopowiedzeń i wątpliwości, trudno stwierdzić, czy jest to efektem przemyślanej strategii, przypadku czy niechęci do głębszego zaangażowania się w opisywaną historię. Konsekwentnie za to skonstruowani zostali bohaterowie, u których absolutnie nie widać żadnych różnic, które warunkowałoby chociażby doświadczenie czy długość egzystencji. Wszyscy, absolutnie wszyscy, są infantylni, dziecinni i trudni do zrozumienia. Nie sposób się z nimi utożsamić. Jeżeli musiałabym znaleźć element, który do mnie przemówił, to byłyby to początkowo trudności Em z przekonaniem małomiasteczkowej społeczności do konieczności osądzenia winnych za tragedię jej przyjaciółki. Władza deprawuje, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.

Z własnej woli wylądowałaś w szambie. Chcąc nie chcąc, masz teraz dwa wyjścia: albo nauczysz się pływać w gównie, albo się poddasz i pójdziesz na dno.

Chociaż „W ogień” wykorzystuje elementy mojej ulubionej mitologii hebrajskiej, to robi to w sposób pobieżny i wysoce przetworzony, zatracając pierwotny wydźwięk dawnych podań. Sama fabuła powieści wypada schematycznie i nieszczególnie wyróżnia się na tle innych utworów o podobnej tematyce. Co więcej utwór kończy się w taki sposób, że nie pozostawia po sobie pragnienia sięgnięcia po więcej. Tak naprawdę mogłoby być to ostateczne zakończenie historii. Mnie pierwszy tom „Kontraktu” nie przekonał, ale sądzę, że do młodszych i mniej doświadczonych czytelników mógłby przemówić.

Za egzemplarz dziękuję: Feeria Young

Alicja Górska