ZROZUMIEĆ SIEBIE I INNYCH
Coraz łatwiej gubimy się w skomplikowanych ścieżkach codzienności. Pierwsze potknięcia zaliczamy już w czasach nastoletnich – wpadając w złe towarzystwo, nie znajdując w nikim oparcia, poddając się mniejszym lub większym życiowym traumom. Czasem podnosimy się z kolan z zadrapaniami, a czasem połamani i zakrwawieni. Czasem mamy siłę, by się pozbierać, a czasami nie. „Jak pokochać freaka” Rebekahi Crane to historia o poszukiwaniu tej siły.

Szaro-różowa okładka zapowiada raczej lekturę o miłosnych wzlotach i upadkach, niż o poważnych tematach związanych z psychologiczną oraz emocjonalną niestabilnością, ale to właśnie ta druga problematyka stanowi trzon powieści Crane. Smętne tło okładki – przybrudzona tafla burego jeziora, w którym odbija się para dziewcząt siedzących na pomoście – przełamane zostało energiczną czcionką i radosnym różem, co nadało całości zadziwiająco optymistyczny, ale i jednocześnie dziwacznie dychotomiczny wydźwięk. Z jednej strony ma się ochotę patrząc na tę okładkę niewinnie uśmiechnąć, z drugiej wygiąć usta w podkówkę.jak pokochać freaka

Podobne emocje serwuje zresztą odbiorcy i sama powieść. Akcja „Jak pokochać freaka” rozgrywa się gdzieś w Michigan na zamkniętym terenie obozu Camp Padua. 16-letnia Zander spędza tu lato, ponieważ – jak sama mówi – „rodzice ją zapisali”. Sama, poza maniakalnym wyrywaniem włosów, nie widzi żadnego powodu, by znaleźć się na turnusie dla świrów. Zupełnie inaczej niż pozostali uczestnicy kolonii, wśród których znaleźć można bulimików i anorektyków, osoby samookaleczające się, ludzi z depresją, fobiami i wszelkimi innymi zaburzeniami psychicznymi oraz emocjonalnymi występującymi w dowolnych kombinacjach. Współlokatorka Zander, Cassie, uważa się np. za maniakalno-depresyjną anorektyczkę z chorobą dwubiegunową; nieodstępujący jej na krok Grover Cleveland nie może uwolnić się od myśli, że lada chwili ujawni się jego genetyczna schizofrenia; a Bek to patologiczny kłamca, który nawet imię wymyśla sobie codziennie inne. Gdzieś w tym kotle zmiennych charakterów i nastrojów, terapii grupowych i warsztatów zaufania wszyscy uczestnicy obozu szukają spokoju, prawdy i akceptacji. Nawet Zander z czasem zaczyna się otwierać.

Czytelnik czuje się zagubiony właściwie od samego początku lektury. Z jednej strony przerażają go skomplikowanie brzmiące nazwy diagnoz zaburzeń psychicznych kolejnych bohaterów, z drugiej strony ich zachowanie, do którego odbiorca literatury młodzieżowej raczej nie jest przyzwyczajony. Autorzy tekstów dla nastolatków bowiem, jakby zawarli jakiś sekretny niepisany pakt, starannie unikają zwykle każdego możliwego przejawu wulgarności. Tymczasem w „Jak pokochać freaka” niewybredny język idzie w duecie z niewybrednymi historiami i stwierdzeniami. Bohaterowie, jakby świadomi, że i tak uznani zostali za wariatów, klepią trzy po trzy i co im ślina na język przyniesie. Żadnych zahamowań. Żadnej wewnętrznej cenzury. Żadnego filtrowania tego, co z mózgu ma spłynąć do ust.

Bo pamiętaj, autentyczni wariaci nie wiedzą, że zwariowali.

No chyba, że mówimy o rzeczach prawdziwych i trudnych. W tym przypadku bohaterowie nie mogą pochwalić się szczególną wylewnością. Swoje sekrety długo przeżuwają i wypluwają w strzępach, zarówno pozostałym postaciom, jak i czytelnikom fundując niepełny obraz swojej przeszłości i problemów. Gdy jednak ostatecznie dochodzi do prezentacji traum i strachów, to jest to przeżycie katharsis, którego doświadczają nie tylko protagoniści, ale też odbiorcy. Gromadzone od początku powieści emocje znajdują ujście, jest nawet miejsce na cukierkowych happy end, po dawce psychologicznego mroku kłujący nieco w oczy, ale chyba lepszy optymistyczny, dający nadzieję (tym, którzy wśród bohaterów „Jak pokochać freaka” mogliby odnaleźć siebie) finał, niż bolesny kuksaniec i strącenie w otchłań beznadziei, prawda?

To jednak nie traumy postaci i ich skomplikowane profile psychologiczne wydają mi się w książce Crane najbardziej wartościowe, a raczej najbardziej dające do myślenia, lecz relacje protagonistów z rodzicami. Nastoletni bohaterowie walcząc z własnymi demonami najczęściej albo wcale nie mogą liczyć na swoich bliskich (którzy nie rozumieją tudzież nie chcą rozumieć ich problemów), albo to właśnie ich bliscy są głównym przyczynkiem pobytu młodych w Camp Padua. Obsesyjne życie przeszłością jednych lub maniakalne skupienie na przyszłości drugich, przekładające się na codzienne zachowania matki lub ojca, ostatecznie infekują ich pociechy – młodsze, podatniejsze, słabsze, i tak już zagubione z powodu hormonalnych burz oraz prób zrozumienia świata. Przez większą część książki miałam ochotę wykrzyczeć tym pozornie zatroskanym rodzicom, że to oni, a nie ich dzieci powinni trafić do zamkniętego obozu i zmagać się z wyciąganiem raz za razem z ich pokiereszowanych dusz najdotkliwszego bólu i największego smutku.

Nie mam ochoty marnować czasu na rozważanie, kim jestem. Ja chcę po prostu być.

„Jak pokochać freaka” ma też drugą, mniej dotkliwą i trudną stronę. Chociaż Camp Padua to miejsce specyficzne wciąż nie jest pozbawione typowych dla lokalizacji kolonijnych atrybutów. Są wspólne śpiewy, kąpiele w jeziorze i wymykanie się po zmroku. Między „gadkami” o poszukiwaniu spokoju i konieczności pojednania się z własnymi demonami zdarzają się chwile cementujące przyjaźnie czy romantycznie przyspieszające rytm serca. Ktoś maluje komuś paznokcie, ktoś ośmiela się założyć bikini, ktoś przeżywa swój pierwszy pocałunek (albo coś więcej). Jest normalnie. No, prawie normalnie. Moment, w którym czytelnik uświadamia sobie to „prawie” nie jest zresztą bez znaczenia, bo jakże trafnie koresponduje ze starą prawdą, że czasami największe dramaty rozgrywają się za fasadą szerokiego uśmiechu.

Powieść Rebekahi Crane to kolejna z pozycji wydawniczych Feeria Young o wyraźnej misji edukacyjnej albo przynajmniej uwrażliwiającej. „Jak pokochać freaka” zachęca do otworzenia się na innych i na siebie samych. Autorka akcentuje wartość relacji międzyludzkich, ale też ostrzega przed związaną z nimi odpowiedzialnością. „Nie czerpiemy z siebie tylko dobra” – zdaje się mówić i zachęca do samoświadomości, by uniknąć destrukcyjnego wpływu emocji oraz prywatnych doświadczeń na siebie i innych. To mądra, ciepła i wzruszająca opowieść, którą szczególnie polecam osobom zagubionym oraz ich bliskim.

Za egzemplarz dziękujemy: Feeria Young

Alicja Górska