saturn72MĘSKIE RELACJE POKOLENIOWE
Zawsze ceniłam dzieła Francisca Goi. Nie te portretowe, ugładzone, jasne i szkolne, ale te mroczne, tworzone w wyraźnym pośpiechu, jakby w pogoni za uciekającą wizją. „Rozstrzelanie powstańców madryckich”, „Saturna pożerającego własne dzieci” czy po prostu – serię czarnych obrazów. Niepokojące, dynamiczne i perwersyjnie odstręczające działają na moją wyobraźnię, powodując fizyczne reakcje w postaci dreszczy czy nagłego chłodu. Zdziwiłam się, gdy część z tych doświadczeń odnalazłam również w powieści Jacka Dehnela: „Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya”.

Okładka do dzieła o podobnym tytule nie mogła być inna. Oto „Saturn” we własnej osobie. Wyłaniający się z mroku, z zachłanną pożądliwością wymalowaną na twarzy. Poza tym, obwoluta powieści jest oszczędna, jak w wyrafinowanej galerii – biała, prosta czcionka, symetryczne podkreślenie. Z warstwy wizualnej warto zaakcentować jeszcze zamieszczone w książce kopie obrazów, które niestety nie mogą poszczycić się najlepszą jakością. Wstępy do kolejnych rozdziałów – ekfrazy – nie pozwalały się w pełni docenić bez odnalezienie lepszej jakościowo reprodukcji w Internecie lub albumie.

saturn7Tytułowi mężczyźni z rodu Goya, to przedstawiciele kolejnych pokoleń: ojciec (Francisco), jego syn (Javier) oraz wnuk (Mariano). Dehnel przybliża biografię słynnego hiszpańskiego malarza, opowiadając ją przez pryzmat rodzinnych, męskich relacji. Historię wzbogaca o dość popularne obecnie wątpliwości dotyczące autorstwa niektórych z przypisywanych Franciscowi obrazów. Czy taki talent nie powinien przechodzić z pokolenia na pokolenie? Czy ojciec nie powinien zadbać o przekazanie pałeczki synowi? A jeżeli tego nie zrobił, to jaki był ku temu powód?

„Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya” to apokryficzna biografia poprowadzona z punktu widzenia „tego niedocenionego”, zepchniętego na margines. Głównym bohaterem nie jest bowiem, jak mogłoby się wydawać, Francisco, lecz Javier. To nie: typowa biografia wielkiego człowieka, a raczej jej odwrócenie. W miejscu peanów pochwalnych i wyliczania kolejnych sukcesów, Dehnel umieścił porażki życia prywatnego artysty, osamotnienie oraz pełną wściekłości bezradność, uosobione w postaci Javiera oraz jego relacji z Mariano. Za sprawą emocji potomka Francisca, czytelnik poznaje nie mistrza, a nieodpowiedzialnego łajdaka i notorycznego kłamcę o skłonnościach do mitomanii.

Wzajemnie podejrzliwość, brak zaufania i coraz głębsze zapadanie się w sobie, to emocje, które towarzyszą nie tylko rodzinie hiszpańskiego malarza, ale także czytelnikowi. Wszelkie podejrzenia Javiera są naszymi podejrzeniami. Niechęć do świata, nienawiść do siebie i swojego losu, wiara w powtarzane obelgi sprawiają, że z czasem – tak jak sam nastrój podawanej historii – zostajemy wtłoczeni w ciemność rodem z czarnych obrazów Goi. Goi, tylko którego?

Być przez całe życie niekochaną – to jeszcze trudniej niż być przez całe życie niekochanym.

Jak wskazuje tytuł powieści, Dehnel skupia się przede wszystkim na losach męskiej części rodziny, ale także męskiej części świata w ogóle. Kobiety w rzeczywistości Goyów to żony, matki, służące, sprzątaczki, źródło cielesnego zaspokojenia. Traktowane są nie tyle przedmiotowo, co nie przykłada się do nich znaczenia, ani uwagi. Jak do mebli i to takich, które od tak dawna stoją w pokoju, że przestajemy je zauważać.

Atmosfera powieści bywa mroczna i gęsta jak krzepnąca posoka oraz lepka i słona jak stary pot, ale znalazło się w niej również sporo sarkastyczno-ironicznego humoru oraz intrygujących, obróconych w żart (choć nie zawsze) spostrzeżeń dotyczących starości i stopniowego niedołężnienia. To także studium artysty w ujęciu uniwersalnym, artysty romantycznego wpadającego w stany płodności twórczej, oddającego się manii działania albo w pełni, albo wcale.

Chciałbym, żeby dziadek był moim tatą, a tata kimś obcym, kogo mija się na placu i myśli się: jaki smutny człowiek, takiego to lepiej dobić, żeby się dłużej nie męczył.

Jakby tego było mało, Dehnel funduje jeszcze czytelnikom niemal kryminalną intrygę. A nawet dwie. Z jednej strony rozprawia na temat autorstwa kolejnych dzieł Goi, z drugiej zaś usiłuje rozwikłać zagadkę ostatnich słów hiszpańskiego malarza. Rozwiązanie owych zagadek, zwłaszcza tej drugiej, ma słodko-gorzki smak. Opiera się bowiem po części na seriach kłamstw i utrzymywanych pozorów, ale w dużej mierze także na ironii serwowanej przez samo życie.

Od strony językowej powieść prezentuje się… bardzo świadomie. Ta wyraźna świadomość autora – co, jak, dlaczego, w jakim celu – sprawia, że miejscami wypada to wszystko zbyt chłodno. Doskonale sprawdziłoby się tutaj powiedzenie: „od linijki”. Brak w opisach – nawet tych niechlujnych przestrzeni i emocji – bałaganu, chaosu. Opisywane z różnych perspektyw identyczne historie wycyrklował autor tak, by dokonało się w nich minimalne przesunięcie czasowe, dające wrażenie świeżości, nowości i nieustającego popędzania fabuły, podczas gdy ta w rzeczywistości nieco zwalnia, niemal staje w miejscu.

Wielkie apetyty i mizerna wola, oto z czego nas uszyto.

Historia mężczyzn z rodziny Goya jest psychologicznie bogata i skomplikowana, a śmiałe pomysły Jacka Dehnela dodają jej ostrości kryminalnej zagadki. Wyraźne, staranne rozplanowanie czytelniczych wrażeń sprawia, że nie można się od powieści oderwać – po zwolnieniu napięcia i wzięciu oddechu, w chwili, gdy chcielibyśmy zrobić sobie przerwę, autor znowu przyspiesza. I tak aż do zaskakującego i przyjemnie złośliwego finału, który czyni nagle Javiera postacią z krwi i kości, pozwalając czytelnikowi ostatecznie go polubić. Wielka szkoda, że akurat wtedy, gdy przychodzi nam się z nim rozstać.

77

Za ebooka dziękuję virtualo.pl Jeżeli macie ochotę na mobi lub epub, kliknijcie TUTAJ.

Alicja Górska