tajemny ogieńKAŻDY POŻAR ZACZYNA SIĘ OD ISKRY
C. J. Daugherty znana jest w Polsce z bestsellerowej serii „Wybrani”, która wyróżniła się na tle innych popularnych „młodzieżówek” wykorzystaniem intrygi kryminalno-politycznej w miejscu najliczniejszych wątków paranormalnych, postapokaliptycznych czy dystopijnych. Carina Rozenfeld w Polsce z kolei rozpoznawalna nie jest, chociaż we Francji udało się jej wydać już prawie dwadzieścia poczytnych książek, w tym bestsellerową trylogię „La Quête des Livres-Monde”. Być może „Tajemny ogień” napisany w duecie z Daugherty zmieni sytuację francuskiej pisarki na polskim rynku wydawniczym.

Okładka książki – choć czytałam ją w wersji elektronicznej, to i tak jej cyfrowy obraz rzucił mi się w oczy – sugeruje nie tylko tajemnicę związaną z magią (geometryczne wzory i wpisane weń symbole są oczywistą wskazówką), ale i wątek miłosny. Nakładające się na siebie koło i trójkąt wyraźnie reprezentują relację kobieta-mężczyzna, a otaczające je płomienie podgrzewają atmosferę, każąc wierzyć, że nie będzie to związek lekki, łatwy i przyjemny. Innymi słowy – Daugherty zdecydowała się dołączyć do trendu romansów fantasy. Pytanie, czy ­– jak wcześniej w „Wybranych” – wprowadziła nową jakość rozwiązań fabularnych, czy podążyła utartą ścieżką.

tajemny ogieńSacha Winters, siedemnastolatek mieszkający we Francji, wie, że za siedem tygodni jego życie dobiegnie końca. Jak by nie starał się oszukać przeznaczenia, nawet je przyspieszając, nie jest to możliwe. Rzucona przed laty klątwa dba o swoich „podopiecznych” i pilnuje, by tylko za jej sprawą doszło do śmierci. Co gorsza, Sacha jest ostatnim w swojej linii skazanym na podobne doświadczenia, gdyby urodził się w następnym pokoleniu… Sęk w tym, że jeżeli klątwa się dopełni, może nie być już żadnych następnych pokoleń. Jedyną osobą, która jest w stanie się temu przeciwstawić okazuje się mieszkająca w Anglii Taylor Montclair. Tylko, czy mroczni wyznawcy dopuszczą do ich spotkania? I czy oni sami będą do niego dążyć? Ich życia dzieli niemal wszystko, a łączy jedynie śmierć.

Pewnym jest, że przez „Tajemny ogień” mknie się w zawrotnym tempie. To jedna z tych powieści, którą zaczyna się i kończy na jednym wdechu. Niemniej mam pewne wątpliwości, co do powodów tegoż prędkiego czytania. Na ile jest ono efektem zatracenia się w lekturze, a na ile skutkiem ubocznym znanych już rozwiązań, typowych wątków i mało zaskakujących zwrotów akcji? Czy nie powinnam była chcieć zatrzymać się na dłużej przy jakiejś scenie, starać się uchwycić związanych z nią emocji? „Tajemny ogień” to owszem, rollercoaster, ale nie w najnowszym lunaparku.

To co za dnia wydaje się bezpieczne i znajome, nocą staje się całkiem obce.

Przede wszystkim widać to, na co zwracałam już uwagę przy „Wybranych” – Daugherty nie ma talentu do opisywania ludzkich uczuć. Wszystkie związane z nimi partie tekstu wydają się sztuczne i nieszczególnie oddziałują na czytelnika. Najwyraźniej na podobny problem cierpi Rozenfeld, bo zarówno wątki angielskie, jak i francuskie okazują się emocjonalnie bezbarwne. Obie autorki dały się również złapać w najgorszą z pułapek pisania w duecie – sporo w „Tajemnym ogniu” luk, niedopowiedzeń lub informacyjnego przesytu, który de facto do niczego nie prowadzi; co wynika najpewniej z niewystarczającego kontaktu pisarek. Historia dosłownie pęka w szwach od nazw, nieznanych lokacji, tajemnic i intryg, ale nie wydaje się to być zamierzone, a przypadkowe. To nie starannie pleciony węzeł sekretów, a zbieranina niejasności.

Byłabym jednak niesprawiedliwa, gdybym nie napisała, że ten wszechobecny chaos „unaturalnia” nieco sytuację i zbliża czytelnika do jej bohaterów. Wszyscy znajdują się w tym samym położeniu – niewiele wiedzą, niewiele rozumieją i nie mają pojęcia jak to się wszystko dalej potoczy. Zresztą bohaterowie „Tajemnego ognia”, chociaż nie są w swoich kreacjach nowatorscy czy wyjątkowo dobrze dopracowani, dają się lubić i pozwalają ze sobą utożsamić. Zwłaszcza postać Taylor – prymuski, która znajduje się na etapie, kiedy nie wie już na ile jest sobą, a na ile zapomniała, co kryje się pod maską, którą sama sobie narzuciła – wydaje mi się bliska. Buntujący się dla zasady, z bezsilności Sacha również nie jest szczególnie odległy od psychologicznej prawdy.

Znikaj. Chcę zostać sama z tym gęstym gorącym napojem i stosem książek. Tu czuję się szczęśliwa.

Osobiście cieszę się, że autorki sięgnęły po wątki magiczne, które od jakiegoś czasu znajdują się na drugim planie zainteresowania fantasy czy paranormalnych romansów. Wiedźmy w literaturze młodzieżowej są zdecydowanie mniej liczne, niż różnego rodzaju wampiry, wilkołaki, demony czy anioły, a szkoda, bo dają szerokie pole do popisu nie tylko wiedzą historyczną, ale i wyobraźnią; w zasadzie nic ich nie krępuje, żadna pełnia, słońce czy konieczność transportowania ciała w wypełnionej ziemią trumnie.

Trudno się dostroić do językowego rejestru powieści, bowiem wyraźnie widać różnicę między sposobem snucia historii przez Daugherty i Rozenfeld. Obie autorki mają swoje wady i zalety, jednak to nie przez nie „Tajemny ogień” wypada tak nierówno. Powodem jest wyraźny dysonansów stylów pisarek, z których jedna ma tendencję do kreowania dynamicznego kryminału, z punktem ciężkości położonym na „dzianie się”; a druga bardziej obyczajowej historii z wyraźnym zaakcentowaniem bohatera jako obiektu w centrum wydarzeń. Jedna pokazuje świat przez wydarzenia, druga bierze sobie pośrednika i pokazuje owe wydarzenia już przepracowane.

Znikaj. Chcę zostać sama z tym gęstym gorącym napojem i stosem książek. Tu czuję się szczęśliwa.

Wydaje mi się mimo wszystko, że „Tajemny ogień” to dopiero preludium tego, co autorki zamierzają zaserwować czytelnikom. Finał pierwszego tomu serii sugeruje, że najlepsze dopiero nadejdzie, a ja szczerze wierzę w to, że zarówno Daugherty jak i Rozenfeld nie pokazały jeszcze wszystkiego, co zaplanowały. Chociaż w obecnej formie powieść może wywołać lekkie ukłucie zawodu zarówno u fanów autorki „Wybranych”, jak i paranormalnych romansów, to nie przekreślałabym bestsellerowego potencjału tej historii. Jeżeli chcecie zrozumieć, dlaczego – przeczytajcie.

Za ebooka dziękujemy: woblink.com

Alicja Górska