vgoscie2CZYM CHATA BOGATA!
Ukazanie się „V: Gości” w Polsce – najpierw na DVD, następnie w telewizji – stanowiło doskonałą okazję, by wreszcie nadrobić zaległości i obejrzeć to, o czym przez jakiś czas głośno było w sieci. Fani science fiction, podzieleni na zwolenników i przeciwników „plastikowej” konwencji, jaką obrali twórcy „Gości”, mieli mieszane zdania na temat serialu.

 Sprawę komplikował fakt, że jest on remakiem telewizyjnego hitu lat osiemdziesiątych pod tym samym tytułem, w związku z czym widzowie zaznajomieni z pierwowzorem dodatkowo porównywali obie wersje. Ja starszej odsłony nie znałem, toteż obcowanie z Gośćmi z 2009 roku było dla mnie doświadczeniem świeżym, nieprzefiltrowanym przez jakieś określone oczekiwania. W efekcie jedynym moim punktem odniesienia okazały się różne popularne seriale z ostatnich lat, ale i one stanowiły tylko zarys współczesnego krajobrazu popkulturowego, na którym wyrósł przebój stacji ABC. Porównanie to zresztą niebezpodstawne, jak się wkrótce przekonałem, ponieważ twórcy V czerpią obficie ze sprawdzonych pomysłów, dzięki którym Zagubieni czy Skazany na śmierć stały się hitami. Niestety, w zestawieniu z nimi serial o przybyszach z kosmosu okazuje się co najwyżej względnie udanym, interesującym średniakiem.

vgoscieNo właśnie, Goście to historia o inwazji obcych. Z tym, że tutejsi kosmici, nazywani Gośćmi (ang. Visitors, w skrócie – V’s), stosują się do zasad szeroko rozumianej dyplomacji, a tym samym zapewniają sobie bardzo dobry PR. Pomaga im w tym wizualne podobieństwo do ludzi, osiągnięte za sprawą użycia kamuflażu w postaci powłok z klonowanej skóry. W rzeczywistości pod przykrywką współpracy z Ziemianami Goście wdrażają w życie niecne plany, z których zdaje sobie sprawę jedynie nieliczna grupa partyzantów określanych mianem Piątej Kolumny. Należą do niej zarówno ludzie, jak i kosmici. Nietrudno się domyślić, że czołowymi działaczami tej opozycji stają się główni bohaterowie serialu.

Fabuła nie jest szczególnie odkrywcza, ale sprawnie wykorzystuje motywy znane z takich przebojów, jak choćby Inwazja pożeraczy ciał (tudzież jego niedawny remake – Inwazja), Dystrykt 9 czy Dzień niepodległości. Do inspiracji tym ostatnim twórcy Gości przyznają się zresztą w jednej z zabawnych, autotematycznych linii dialogowych. Należy też zaznaczyć, że w opowiedzianej tu historii wprowadzono znaczące odstępstwa względem pierwowzoru, czego efektem jest na przykład redukcja liczby postaci.

Podejrzewam, że akurat ta zmiana wyszła całości na plus, ponieważ modele psychologiczne poszczególnych bohaterów wydają się naprawdę wyraziste i interesujące. Owszem, są one mocno stereotypowe, a motywacje niekiedy wydają się nieco niejasne, ale konstrukcja poszczególnych charakterów zachęca do śledzenia ich losów. Dotyczy to zwłaszcza przywódczyni najeźdźców, Anny, której urocza aparycja i zachowanie są tylko fasadą kontrastującą z podłym i wyrachowanym działaniem. Co najmniej równie ciekawie wypadają postaci Chada Deckera, czyli egoistycznego i przenikliwego dziennikarza rozdartego pomiędzy Gośćmi a ludzkością, oraz Marcusa, którego ascetyczna mimika i pozornie epizodyczna rola w fabule skutecznie podsycają nasze zainteresowanie całą intrygą.

– Jesteśmy zaszczyceni mogąc pomóc ludzkości dzięki naszej wiedzy i technologii. Prawdę mówiąc, bardzo nas to emocjonuje.

– Zatem macie uczucia?

– Tak, ale ewoluowaliśmy, by szybko przetwarzać i pozbywać się tych negatywnych. Nauczyliśmy się, że źródłem szczęścia jest spokój.

Względnie dobrze napisane postaci byłyby jednak niczym bez aktorów, którzy się w nie wcielają. Na tym polu jest przeciętnie. Z jednej strony całkiem niezłym aktorstwem popisać się mogą Morena Baccarin (Anna), Christopher Shyer (Marcus), Scott Wolf (Decker) czy Elizabeth Mitchell (Erica). Z drugiej zaś Morris Chestnut (Ryan), Lourdes Benedicto (Valerie, żona Ryana) czy Logan Huffman (Tyler, syn Eriki) wykazują umiejętności na poziomie bliższym telenoweli niż produkcji wysokobudżetowej.

Ten ostatni, razem ze wspomnianą Baccarin (Anna) i Laurą Vandervoort (Lisa, córka Any) posiada natomiast cechę cenioną w tego typu serialach czy filmach. Cała trójka jest po prostu ładna, choć w raczej banalny sposób – w przeciwieństwie, na przykład, do obsady Zagubionych, gdzie piękno rozumiane było dość specyficznie. Ten odmienny typ urody reprezentują w Gościach na przykład Mitchell (która – notabene – grała również w LOST) i Nicholas Lea (Joe, ojciec Tylera). W produkcji J.J. Abramsa duże znaczenie miały również szczególny sposób pracy kamery i oświetlenia, które z kilkoma wyjątkami są w V po prostu nijakie. Rzeczone odstępstwa od tej przezroczystości stanowią pojedyncze kadry, jak choćby niemal noirowo zacieniowana twarz Ryana podczas wizyty u znajomego.

Z przykrością to stwierdzam, ale średnio wypadają zarówno zdjęcia i oświetlenie, jak też zdecydowana większość aspektów realizacyjnych serialu. W praktyce oznacza to z grubsza sprawne, ale rzemieślnicze wykonanie, w którym brakuje nieco kunsztu wyróżniającego serial na tle konkurencji. Dotyczy to także ścieżki dźwiękowej, która nie przeszkadza, ale też nieszczególnie zwraca na siebie uwagę. Ot, czysty styl zerowy. Oczywiście także i na tym polu wskazać można kilka chlubnych wyjątków – piosenki Florence and the Machine czy Sigur Rós w soundtracku świadczą o dobrym guście kogoś z ekipy odpowiadającej za muzykę w serialu, ale wyróżniając się znacząco na tle reszty utworów, tworzą wrażenie lekkiego dysonansu.

Przy założeniu, że w rozrywkowej telewizji nie potrzeba szczególnego szlifu i artyzmu, Goście okazują się całkiem niezłym serialem. Jedynym poważnym zarzutem w tej sytuacji pozostają naprawdę kiepskie jak na 2009 rok efekty specjalne. Tyle że przytaczane wcześniej tytuły pokroju Zagubionych czy Skazanego na śmierć dowodzą, że nawet w czasach postmodernistycznego wyczerpania można stworzyć coś świeżego i przyjemnego. Tak one, jak i kilka innych telewizyjnych produkcji przyzwyczaiły widzów do tego, że telewizja może spokojnie konkurować z kinem. Tymczasem V w takim starciu wypadłoby w większości przypadków słabo.

Tym niemniej serial spełnia podstawowy warunek, czyli wciąga. Skuteczne cliffhangery, zrozumiałe i spójne zasady rządzące światem przedstawionym (przy normalnym dla sci-fi zawieszeniu niewiary, czyli akceptacji dla różnych absurdów), dynamiczna i pełna nagłych zwrotów akcja (niekiedy nieco przewidywalna, ale potrafi zaskoczyć), wewnętrzne żarty (Nie bój się, ona nie kąsa – zabawny cytat; kto widział, ten wie dlaczego) – słowem, dostajemy wszystko, co w dobrym serialu powinno się znaleźć.

Jeśli przegapiliście czas emisji Gości w telewizji, zamierzacie do serialu powrócić lub po prostu poszerzyć swoją wiedzę o tym uniwersum, być może warto rozważyć inwestycję w wydanie DVD. Niestety, nie ma takiej możliwości w przypadku drugiego sezonu, który – choć również trafił już do polskiej telewizji – nie doczekał się w naszym kraju wydania na płytach. Być może decyzja lokalnego dystrybutora (Galapagos) o zaniechaniu dalszej dystrybucji serialu w tej postaci ma związek z faktem, że zgodnie z wolą decydentów stacji ABC losy ewentualnej kontynuacji Gości są na chwilę obecną przekreślone.

6565

 

 

Publikowano wcześniej na: polter.pl

Kamil Jędrasiak