przeznaczeni serial recenzjaDWA ŚWIATY, DWA ŻYCIA, JEDNA NADZIEJA
Zagłada, czy też pewna rewolucyjna zmiana świata, przedstawiana jest w tekstach kultury różnorodnie. Najczęściej jej przyczynę stanowi wykorzystanie broni biologicznej lub nuklearnej, nie rzadziej powodem przemian staje się wojna światowa lub pojawiający znikąd wirus. Jedno z czołowych miejsc zajmuje też atak z odległych stron kosmosu. Coraz częściej jednak rzekomy atak okazuje się  jedynie nieporozumieniem, na gruncie którego wyrastają dopiero prawdziwe konflikty.

Kiedy romans zaczął się mieszać z wszystkimi tymi problemami degradacji świata i jego inwzajami, powstało wiele mniej lub bardziej udanych produkcji. Niektóre na widzach lub czytelnikach wywarły wrażenie, z innych zrezygnowano po przetłumaczeniu zaledwie części serii lub premierze jednego sezonu. W tej drugiej grupie znajdują się „Przeznaczeni”, którzy chociaż wpisują się w tematyczne tendencje świata, to nie doczekali się na tyle licznej grupy odbiorców, by producenci zechcieli ich kontynuować.

przeznaczeni serial recenzjaEmitowany przez CW serial opowiada historię skupiającą się na kosmicznym zagrożeniu, a przynajmniej pojawieniu na Ziemi odmiennego gatunku istot myślących, które z miejsca zostają uznane za zagrożenie. Kiedy Emery (Aimee Teegarden) miała 6 lat doszło do „inwazji”. Jeden z kosmitów – Roman (Matt Lanter) – ukrywał się w szopie za jej domem. Między dziećmi nawiązała się nić porozumienia. Jednak w obawie przed obcą rasą, ludzie wymordowali Atrian (nazwa rasy przybyszów), a część z nich umieścili w zamkniętej strefie. Lata później rząd podejmuje próbę doprowadzenia do rasowej koegzystencji, wcielając w życie program zakładający uczęszczanie do szkoły ludzi grupy Atrian. Drogi Emery i Romana raz jeszcze się krzyżują.

Tak, „Przeznaczeni” to romans. Jeden z najprostszych, bo bazujący na odwiecznym konflikcie konwenansów i zasad z niejasnych powodów skłóconych rodzin (ras). Przy swojej schematyczności spełnia jednak podstawowe wymogi odbiorców romansu – napięcie, niebezpieczeństwo, poświęcenie. Rzecz komplikują nie tylko kontrasty „gatunkowe” bohaterów i ich charakterystyka biologiczna, ale przede wszystkim pozycje, jakie zajmują w społeczeństwie. Roman nie jest jednym z szarych członków swojej grupy, a potomkiem przywódcy. Można powiedzieć, że w takim przypadku bliska relacja jego i Emery, to właściwie mezalians. I tak niełatwy do zbudowania związek zmierzyć się musi z dodatkowymi przeszkodami.

Emocjonalna strona produkcji, chociaż zdecydowanie wiodąca, nie stanowi jedynego aspektu godnego uwagi widza. Jak można się spodziewać, Atrianom nie podoba się umieszczenie w Sektorze. Część z nich poszukuje pokojowego rozwiązania problemu, inni pragną stanąć do walki. Okazuje się, że jedni działają za plecami drugich. Wojna wisi w powietrzu. Tymczasem po obu stronach padają ciosy, umierają ludzie (i „kosmici”). Bohaterowie rozwiązują niecodzienne i nieprawdopodobne tajemnice, a ci, którzy wydają się znajdować po jasno określonej stronie, zmieniają zdanie lub ujawniają prawdziwe oblicze.

Serial trzyma w napięciu. Zarówno, jeżeli chodzi o rozwój wątku romansowego, jak i osnowę gatunkową oraz element, który można by nazwać „rasowowyzwoleńczym”. Przyczynia się do tego z pewnością zróżnicowanie wewnątrzgatunkowe przybyszów. Odkrywanie ich umiejętności, docenianie różnic i odmiennego podejścia względem świata i natury, analizowanie postępków i sposobów na życie – to wszystko jest więcej, niż intrygujące. Świat przedstawiony w produkcji wydaje się dopracowany i przemyślany. W swoim skomplikowaniu leży daleko od wielu bardzie naiwnych obrazów, nierzadko przy tym bardziej popularnych.

Zachwyca także oprawa wizualna. Nie jest to może pokaz rozwoju możliwości grafiki komputerowej, wszystko prezentuje się raczej subtelnie i nieco eterycznie, ale może właśnie na tym polega magia i niezaakceptowana odmienność tej produkcji? Melodie uzupełniające obraz należą niestety do gatunku psychologicznego, emocjonalnego szantażu. Dobrano je tak, aby wzruszyć i zmusić do łez lub choćby niespokojnego dreszczu. Zasadniczą wadą tej zagrywki jest to, że widz skupia się raczej na trudnym do spełnienia romansie, a nie bardziej interesujące otoczce odmienności gatunkowej i rasowego prześladowania, które jest przecież przetworzeniem nie tylko ludzkiej przeszłości, ale i aktualnych problemów społecznych.

Przyznaję, że obejrzałabym drugi sezon, gdyby kiedykolwiek miał powstać. To jeden z tych seriali, które kwalifikuje do grupy typu „Moonlight”, czyli doskonale zapowiadającego się obrazu, który stracił przez to, że pojawił się w złym momencie i nie został doceniony. Szkoda, bo to z pewnością bardziej wartościowa i trzymająca w napięciu seria, niż spora grupa tych zawzięcie od lat emitowanych. Nieczęsto już trafiają się obrazy tak uroczo naiwne, w których emocjonalna prostota nie stanowi wady, a rozczulającą zaletę. 

Alicja Górska