Nie wiem, ile miałam lat, gdy moja chrzestna sprezentowała mi na urodziny lalkę-klauna, który po naciśnięciu brzucha śpiewał „Happy Birthday”. Już wtedy bałam się jego wymalowanej twarzy, zabarwionych włosów, a przede wszystkim demonicznego uśmiechu, który w mojej wyobraźni był zawsze przerażający, a nigdy zabawny. Do seansu „Klauna” Jona Wattsa przystąpiłam więc z dużą dozą niepewności. Z jednej strony miałam nadzieję, że wreszcie powstał jakiś horror, który mnie przestraszy; z drugiej – obawiałam się sennych koszmarów. Tymczasem nie dostałam ani jednego, ani drugiego.
1. To trochę absurdalne, że jeszcze nie obejrzałem #Lamb. Intryguje mnie ten film od zapowiedzi. 2. Mega rozczarowało nas #SaintMaud, takie "meh" wbrew powszechnym zachwytom. 3. Reszta stąd to same sztosy! #A24 od lat należy do naszej ścisłej topki kina, jeśli chodzi o portfolio.