Po erotyki sięgam rzadko, niemal wcale. Poza osławionymi „50 twarzami Grey’a” i dwiema czy trzema innymi seriami przepełnionych seksem obyczajówek w zasadzie nie miałam w rękach. Niestety, o ironio, od podobnych tytułów odstraszają mnie głównie… opisy scen łóżkowych. Skupienie na tym, co, gdzie i pod jakim kątem on jej włożył oraz stosowanie dziwacznych synonimów w stylu „drąga”, „miecza” albo „pałki” lub (z drugiej strony) „różanego kwiatu”, „jędrnej brzoskwinki” tudzież „aksamitnego raju”, doprowadzało mnie jedynie do duszących wybuchów śmiechu. Bałam się, że „Na jej rozkazy” A.M. Chaudière i Angeliny Caligo, jakkolwiek kuszące płciową rekonfiguracją, ostatecznie okażą się podobnie złe. Tymczasem…