„Schematami po ryju” – to była pierwsza opinia (tytuł jakiejś recenzji), jaka dotarła do mnie na temat filmu „Do utraty sił”. Nieszczególnie spieszyłam się więc z odpakowaniem DVD z folii i pierwszeństwo dawałam kolejnym nowościom. Zwłaszcza, że w połączeniu z obsadą reżyserską produkcji pod moimi powiekami natychmiast malował się obraz stereotypowo męskiego kina na przeciętnym (realizującym minimum gatunkowe) poziomie. Antoine Fuqua chociaż z warsztatem jest obeznany, to w pogardzie ma drobne, specjalistyczne narzędzia i pierwszeństwo daje ciężkiemu sprzętowi.