A było to tak: za oknem czterdziestostopniowy upał, w mieszkaniu temperatura powietrza niższa o zaledwie siedem stopni, a na moich zroszonych potem barkach spoczywało znacznie więcej niż rękawki lepiącej się do skóry koszulki. Właśnie kończyłam studia magisterskie, pisałam pracę dyplomową i za wszelką cenę próbowałam skompletować dokumenty na studia doktoranckie. I gdzieś w tym całym chaosie, pędzie i mózgu zmieniającym się w zupę, pojawiła się lektura nijak do tego napięcia niepasująca. Z tytułem zbyt radosnym, z okładką zbyt wakacyjną, z opisem zbyt idyllicznym. Wkrótce miało się jednak okazać, że „Nie omijaj szczęścia” Ewy Podsiadły-Natorskiej to lektura doskonała w chwilach zwątpienia i absolutnego przepracowania.