Przy okazji jednego z remontów w moje ręce wpadła „Wielka podróż Lulie”. Niepozorna książka dla dzieci nic mi nie mówiła. Nie mogłam skojarzyć jej z własną przeszłością, z utworami czytanymi do snu czy jakimkolwiek konkretnym wydarzeniem. Dopiero, gdy ją otworzyłam i na pierwszej stronie ujrzałam autograf Marka Kamińskiego, przypomniałam sobie, że do domu przyniósł ją tata. Miałam wtedy już kilkanaście lat, więc kolorowy egzemplarz nieszczególnie mnie zainteresował – wolałam „poważniejszą” literaturę – ale dzięki znalezisku miałam okazję nadrobić błędy buntowniczej młodości.