zbuntowaniLOVE, LOVE, LOVE, CRAZY LOVE
„Wybrani”, „Dziedzictwo”, „Zagrożeni”… Przebyłam drogą trzech tomów i wciąż, nawet mimo pewnych niedoskonałości serii, chciałam więcej. Kolejne zmiany w pentalogii C. J. Daugherty przyjmowałam lepiej lub gorzej, ale ostatecznie i tak dobre oraz złe strony równoważyły się, dając wysokiej jakości treść. Po „Zbuntowanych” nie sięgałam jednak z drżącymi palcami, urywanym oddechem i przyspieszonym rytmem serca. A może powinnam?

To zdecydowanie najlepsza okładka serii. Żadnych dziwnych, sztucznych póz. Postaci wydają się zdeterminowane, ich wyrazy twarzy niemal intrygują. Brukowana uliczka nocą wskazuje, że dopiero w tym tomie zacznie się dziać. Cimmeria przecież ulokowana jest z daleka od miasta, a szkołę otaczają drzewa. Niestety, dalej uważam, że modele nie są ani szczególnie urodziwi, ani dopasowani do wizji roztaczanej w książce.

zbuntowaniAllie przenoszona jest z miejsca na miejsce ze względu na zagrożenie ze strony Nathaniela i jego ludzi. W chwili, gdy czytelnik powraca do jej historii, dziewczyna znajduje się akurat w rezydencji Sylvaina. Dochodzi do strzelaniny, ale po brawurowej jeździe chłopaka motorem, Allie raz jeszcze zostaje ocalona. Jatka jest jednak oczywistym znakiem, że raz jeszcze musi zmienić lokalizację. I zmienia. Na Cimmerię. Z garstką ludzi i świadomością, że jest wśród nich szpieg; z rozwrzeszczanym Carterem i opiekuńczym Sylvainem oraz tajemniczą Rachel Allie zawiązuje sojusze, podejmuje trudne decyzje oraz wchodzi w konflikty. Z kolei na płaszczyźnie prywatnej zaczyna uświadamiać sobie (wreszcie!), czym jest prawdziwa miłość.

Love story. Tak. Tym razem cały tom kręci się wokół miłosnego trójkąta. A szkoda i to bardzo, bo polityczne rozgrywki, które migają gdzieś w tle, wydają się o niebo ciekawsze, niż sto pięćdziesiąta myśl Allie na temat uczuć względem Cartera i Sylvaina. Rzecz irytuje zwłaszcza, że po drodze – przed ostatecznym wyborem, którego dokonuje pod koniec tomu – dzieje się tak wiele rzeczy jasno wskazujących właściwą decyzję (coś jak gigantyczna, neonowa strzałka nad głową tego jedynego), że w realnym świecie nikt by się nie kłopotał rozmyślaniami.

Tak bardzo próbujemy nikogo nie skrzywdzić, że krzywdzimy wszystkich.

Allie powraca do samolubności i egoizmu. Podejmuje decyzje, które odciskają się na losie wszystkich jej przyjaciół, a nawet nie pyta ich o zdanie. Po raz kolejny książkowi nastolatkowie udowadniają dwie rzeczy: że mają niewyparzone języki, których używają bez świadomości konsekwencji oraz, że w imię przyjaźni i miłości, gotowi są dać się zabić. W tym tomie wyjątkowo uwydatnia się jedno i drugie, doprowadzając do śmierci oraz przypuszczalnego porwania.

Boleśnie widać, że „Zbuntowani” powstali jako przemyślana konstrukcja targetowa. Skupienie się na wątku romansowym, uproszczenie polityki; nagłe zwroty akcji, w których nie widać żadnego innego sensu, poza koniecznością spotkania dwóch konkretnych bohaterów. „Zbuntowani” wydali mi się wymuszeni fabularnie, a to niestety odcisnęło się również w języku. Chwilami brakowało tej lekkości i płynności, którą pamiętałam z poprzednich części. Opisy, zwłaszcza te emocjonalne, zdawały się przesadzone, przekombinowane lub tylko pozornie głębokie. Był moment, w którym się zaśmiałam – nie ze względu na dowcip, czy zabawną sytuację, ale z powodu dziwacznej konstrukcji językowej. Komplikacje te nie są dla mnie zaskoczeniem, bowiem od początku widać było, że Daugherty ma problemy z wyznaniami i uczuciami. Tym bardziej szokuje, że zdecydowała się uczynić je wątkiem pierwszoplanowym w „Zbuntowanych”.

Miłość i nienawiść pod wieloma względami są do siebie bardzo podobne.

Czwarty tom „Wybranych” rozwiązuje wreszcie – absolutnie nie wywołując zaskoczenia – wątek szpiega. Dochodzi do największej z bitew wojny, ginie jedna z najważniejszych postaci, Allie określa się w końcu emocjonalnie. To wszystko jednak jest mdłe. Jeżeli coś budzi zainteresowanie, to tylko zakończenie, które – gdyby nie target i dotychczasowe rozwiązania fabularne – mogłoby wieszczyć dramatyczny finał całej serii. „Zbuntowani” wydają się najgorszą odsłoną pentalogii. Na tle innych tekstów z podobnych kręgów literackich wciąż trwają wysoko, ale już nie tak, jak „Wybrani”.

Alicja Górska