ocena wyprawa do dżungliPRZYWIĄZANY DO DŻUNGLI

Inspiracją do powstania filmu może być absolutnie wszystko – wydarzenia z dzieciństwa, szalona wyprawa, długie stanie w kolejce, czy chociażby atrakcja z parku rozrywki. „Wyprawa do dżungli” powstała dzięki ostatniej z wymienionych. Disney wykorzystał jedną z ulubionych atrakcji odwiedzających, by zaserwować fanom kina przygodowego wyjątkowe widowisko. Co z tego wyszło?

Zacznijmy od fabuły – Ona (Lily Houghton, w którą wciela się Emily Blunt) jest brytyjską dziedziczką o aspiracjach naukowych i ogromnej potrzebie niesienia światu pomocy. We wszystkich szalonych eskapadach po całym świecie towarzyszy jej nazbyt rozpuszczony, ale szalenie oddany brat, McGregor (Jack Whitehall). On (Franka, którego gra Dwayne „The Rock” Johnson) jest organizatorem wycieczek-rejsów po Amazonce i charakteryzuje się fatalnym poczuciem humoru. Los sprawia, że ci dwoje (a właściwie troje) stają się sprzymierzeńcami podczas poszukiwań pewnego legendarnego drzewa, umiejącego rzekomo uleczyć każdą chorobę na świecie. Rzecz jasna nie tylko oni pragną to magiczne drzewo odnaleźć.

To nie pierwszy w historii film inspirowana atrakcjami z parku rozrywki – sam Disney ma już ich na koncie kilka. Jedne zostały przyjęte bardzo ciepło (seria „Piraci z Karaibów”), inne zaś nie spełniły pokładanych w nich nadziei (rozczarowała widzów np. „Kraina jutra”, a ubodły chociażby „Country miśki”). Prawdopodobnie to między innymi właśnie z powodu ogromnego sukcesu cyklu z Johnnym Deppem korporacja nie ustaje w próbach przekładania atrakcji z Disneylandu na filmy. „Wyprawa do dżungli” szturmem kin może nie wzięła, ale nawet przy budżecie 200 milionów zwróciła się z nawiązką i jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za jakiś czas do kin trafi druga jej odsłona. I…

…bardzo dobrze! Film, który wyreżyserował Jaume Collet-Serra ma w sobie bowiem mnóstwo uroku i czuć w nim ducha kultowych filmów przygodowych – „Indiany Jonesa”, „Mumii” i wielu innych wcześniejszych. Już od pierwszych minut wręcz pęka w szwach od szalonych zwrotów akcji, odważnych decyzji i widowiskowych pogoni. W ciągu tych dwóch godzin rejsu po Amazonce dane jest widzowi odhaczyć wszystkie szlagiery tego gatunku. Nie odczuwa się tego jednak jako wtórności, czy pójścia na łatwiznę, a raczej jako ukłony twórców dla historii filmów przygodowych.

Na pozytywny odbiór filmu ogromny wpływ ma też świetnie dobrana obsady i dobrze nakreślone postaci. The Rock nie kojarzy mi się raczej z wątkami romansowymi i częściej niż kochanka gra mężczyznę ustatkowanego, a więc już po tym okresie pierwszych zawstydzeń, nieśmiałych pochrząkiwań i żaru w oczach na widok skrawka skóry drugiej osoby. Ten standard w jego emploi aktorskim sprawił, że z dużym dystansem podchodziłam do zawiązującego się dość szybko w „Wyprawie do dżungli” wątku romansowego między nim a postacią graną przez Emily Blunt. Muszę jednak przyznać, że całość wypadła naprawdę uroczo, a w kulminacyjnym momencie nawet ścisnęło mi się serce.

Nie tylko The Rock i Blunt okazali się strzałem w dziesiątkę. Jack Whitehall jako zagubiony i rozpuszczony dzieciak o złotym sercu poradził sobie wyśmienicie, nie narzucając się zanadto, a przy tym we właściwych momentach, zmieniając ton całej opowieści. Pochwalić można również Édgara Ramíreza oraz jego filmowe miniony – cała ekipa miała w sobie odpowiednią dawkę mroku oraz aspektu komediowego. Oczywiście duża w tym także zasługa scenariusza, ale w podobne role bardzo łatwo jest przeszarżować. Najsłabiej (albo inaczej – najbardziej cringe’owo) wypada chyba Jesse Plemons znany także jako „ten tańszy Matt Damon”, który wciela się w rolę jednego z antagonistów i jest w tej roli momentami po prostu wręcz karykaturalny.

„Wyprawa do dżungli” to przyjemne kino przygodowe, do którego zwyczajnie trudno się przyczepić. Estetycznie atrakcyjne, z przyjemnym postaciami i dobrą grą aktorską oraz scenariuszem, który bez mydlenia widzom oczu i krygowania serwuje im to, co najbardziej lubią, zamiast zmuszać kogokolwiek do smakowania czegoś nowego. Schematy połączone są jednak zgrabnie, a akcja płynie wartko – nic więcej na rodzinną posiadówę nie trzeba, więc wsiadajcie na pokład, szczury lądowe!

ocena 7,5

Alicja Górska