Jumanji: Następny poziomWYŻSZY POZIOM TRUDNOŚCI

Dwa lata po wskrzeszeniu marki „Jumanji” za sprawą „Przygody w dżungli” do kin trafił trzeci film z tego (już wszakże) cyklu, będący zarazem drugą częścią swoistej pod-serii skupiającej się na współczesnej grupie bohaterów grających w tytułową grę. I choć można było spodziewać się raczej prostego odcinania kuponów, to „Next Level” okazał się naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. W głowie Kasdana wyraźnie wciąż nie brakowało ani entuzjazmu, ani pomysłów, dzięki którym „Jumanji: Następny poziom” wniósł jeszcze więcej świeżości do swojego uniwersum.

Choć tempo produkcji „Jumanji: Następny poziom” sugerować może pośpiech, jakoby Jake Kasdan chciał kuć żelazo póki gorące i naprędce sklecić kontynuację swojego udanego wznowienia „Jumanji”, to również tym razem reżyser postawił na nieco bardziej ambitny plan. Poprzednio przeniósł serię we współczesne realia, zamieniając magiczną planszówkę w magiczną grę wideo, odwracając założenia przekraczania granic między światem graczy i światem gry, estetycznie i narracyjnie zaś sięgając poza repozytorium języka filmu w kierunku rozwiązań stricte growych. Tym razem, natomiast, bazując na tych założeniach, bawi się nimi wszystkimi i jeszcze bardziej eksperymentuje, zapraszając do tej zabawy oraz eksperymentów widzów (oczywiście znów przede wszystkim widzów-graczy).

Fabularnie „Jumanji: Następny poziom” to kontynuacja opowieści o losach bohaterów znanych z „Przygody w dżungli”. Powraca więc dobrze znana z poprzedniej części czwórka bohaterów: Spencer (Alex Wolff), który po wyjeździe na studia do Nowego Jorku odciął się od dawnych przyjaciół; Bethany (Madison Iseman) chętnie aktualnie podróżująca po świecie; Martha (Morgan Turner) odkrywająca w sobie duszę towarzystwa; oraz Fridge (Ser’Darius Blain) rozwijający karierę sportową między zajęciami. Paczka postanawia spotkać się pierwszy raz od dawna z okazji Świąt i tak oto trafiają z powrotem w rodzinne strony. Spotkanie jest szczególnie stresujące dla Spencera, zwłaszcza że jego związek z Marthą utknął w dziwacznym zawieszeniu. Kiedy chłopak zatrzymuje się u dziadka, postanawia odzyskać pewność siebie, raz jeszcze wcielając się w dra Bravestone’a z „Jumanji”, co – jak łatwo się domyślić – staje się początkiem nowej przygody, do której już wkrótce dołączają kolejni bohaterowie (niejako „wzywani” przez grę).

Przejście do świata gry obiera jednak nieoczekiwany tor, ponieważ dziwnym zbiegiem okoliczności trafiają doń również osoby postronne – mianowicie dziadek Spencera Eddie (poza tytułową grą w tej roli Danny DeVito) i jego dawny przyjaciel Milo (Danny Glover) – a poza tym gra nie umożliwia wyboru awatarów, tylko przydziela je losowo. Staje się to rzecz jasna podstawą humoru, podobnie jak w poprzedniej części serii opartego na kontrastach. Jako że w toku rozgrywki, w którą bohaterowie zostają wciągnięci, ich role będą dodatkowo się jeszcze mieszać i zamieniać, to kontrasty te z czasem piętrzą się i kumulują. W efekcie większość obsady „Jumanji: Następny poziom” dostaje do zagrania podwójne, potrójne, czy nawet poczwórne role, co staje się dlań szansą do zabawy oraz popisów. I muszę przyznać, że w zasadzie wszyscy swoje szanse wykorzystują naprawdę dobrze.

Jumanji: Następny poziom

Kontrolę nad awatarem dra Bravestone’a (Dwayne Johnson) przejmuje głównie Eddie, dzięki czemu The Rock może pobawić się w mix atletycznego odkrywcy ze starczą ekspresją Danny’ego DeVito, co udaje mu się naprawdę świetnie. Drugiemu staruszkowi, Milo, przypada na większość rozgrywki postać specjalisty od zaopatrzenia o ksywce Mouse. Wcielający się w tego awatara ponownie Kevin Hart zmuszony był tym razem zagrać inaczej niż zwykle, porzucając swoje energiczne usposobienie na rzecz typowej dla Donalda Glovera powolności i emfazy. Spencerowi gra dobrała nową postać złodziejki (w tej roli Awkwafina), będącą w moim odczuciu najbardziej nijaką z kreacji w filmie, biorąc pod uwagę „główne” role. Martha jako jedyna dostaje do grania przede wszystkim znaną sobie już dobrze postać akrobatycznej Ruby Roundhouse (Karen Gillan), zaś Fridge przez zdecydowaną większość czasu gra tym razem kartografem prof. Shellym (Jack Black). Jak już wspomniałem, w toku rozwoju fabuły kontrolę nad niektórymi postaciami z gry „Jumanji” przejmują inni użytkownicy, co dla grających ich aktorek i aktorów stanowiło dodatkowe wyzwanie, któremu sprostali. Dotyczy to głównie właśnie wymienionych powyżej postaci, na dalszych planach role obsadzone są już raczej „stabilnie”.

Jack Black to obok Kevina Harta zdecydowanie najjaśniejszy punkt tej odsłony „Jumanji”, jeśli chodzi o kunszt aktorski. Choć w wyniku rzeczonych przetasowań jego awatar trafia pod kontrolę największej liczby graczy, to Black w swojej kreacji nie ma najmniejszego problemu z „przeskakiwaniem” pomiędzy tymi wariantami prof. Shelly’ego, przemycając do nich wyraźne cechy każdej z tych postaci. Dzięki temu widzowi łatwo jest zorientować się, kiedy Shelly’ego kontroluje Fridge, kiedy Bethany, a kiedy Martha. Warto jednak zaznaczyć, że duża w tym zasługa nie tylko Jacka Blacka, ale też wyrazistości kreacji postaci, których charakterystykę miał naśladować – a więc z jednej strony koleżanek i kolegów z planu, a z drugiej scenarzystów, którzy dobrze nakreślili poszczególne postaci, operując stereotypami łatwymi do zidentyfikowania. To zresztą nie jedyna zaleta scenariusza.

Mniejszy nacisk położony w „Jumanji: Następny poziom” na ekspozycję (w tym na kreację świata czy zapoznawanie widowni z bohaterami) pozwolił twórcom skupić się na rozwinięciu ciekawej narracji na innym – nomen omen – poziomie. Nie chodzi tu jednak bynajmniej o intrygę nowej przygody, gdyż ta jest znów banalna, głupawa i pretekstowa niczym w wielu klasycznych grach wideo. Wydaje się też bardziej dziurawa, skrótowa, może nawet niespójna, a niektóre postaci czy wątki sprawiają wrażenie ledwie zasygnalizowanych. Również pod względem medialnej świadomości, zabawy gatunkami itd. film wypada nawet mniej przenikliwie niż „Jumanji: Przygoda w dżungli”. Pod płaszczykiem fantastycznej przygody kryje się jednak ciekawy rozwój bohaterów i opowieść o relacjach międzyludzkich. Dotyczy to zresztą zarówno postaci znanych z poprzedniej odsłony, jak i tych nowszych.

Skupiając się na przesłaniu, starając się zrozumieć emocje bohaterów, można zauważyć, że w filmie nie brakuje momentów wzruszenia. Nie zmienia to jednak faktu, że te poważniejsze wątki przykryte są grubą warstwą konwencji rozrywkowych, wśród których dominują oczywiście szeroko rozumiana „growość”, familijne kino przygodowe i przede wszystkim komedia. Już poprzednia część „Jumanji” była źródłem niemałej radochy, ale i powrót do „Następnego poziomu” okazał się naprawdę wesołym doświadczeniem. Przyznaję, że przez te parę lat od poprzedniego oglądania, ten film Kasdana zatarł się w mojej pamięci dużo bardziej niż „Przygoda w dżungli”, dlatego też salwy śmiechu, jakie towarzyszyły mi teraz przy jego odświeżaniu, były niemałym pozytywnym zaskoczeniem. Jako komedia wypada nawet lepiej od poprzedniej odsłony, oferując więcej gagów opartych na bardziej zróżnicowanym humorze (choć przez to nie dla każdego).

O ile „Jumanji: Przygoda w dżungli” było udaną próbą reaktywacji i aktualizacji uniwersum „Jumanji”, o tyle w kolejnym filmie z tej serii Jake Kasdan podąża pozornie bezpieczniejszą ścieżką. Bazując na swoich gotowych już pomysłach,  idzie z nimi parę kroków dalej, bawiąc się prawami wykreowanego świata, ale też opowiadając przy okazji o paru ważnych kwestiach. Nie zatraca przy tym werwy w serwowaniu rozrywki, wręcz brawurowo ogrywając komediowe tony. Reżyser faktycznie proponuje nowy „poziom”, rozumiany jednak ani jako całkowita rewolucja, ani proste powtórzenie, tylko konsekwentne rozwijanie koncepcji. Sądząc zaś po zakończeniu filmu, realizował go z myślą, że nie jest to jeszcze poziom ostatni. Finał „Jumanji: Następny poziom” sugeruje bowiem plany na kolejną odsłonę, która mogłaby stanowić poniekąd zamknięcie nie tylko nowej trylogii, ale też powrót do korzeni, do „Jumanji” z 1995 roku. Szczerze kibicuję Kasdanowi, żeby ów plan udało mu się zrealizować.
ocena 7,5

 

 

Kamil Jędrasiak