podróż na tajemniczą wyspęZ THE ROCKIEM NA KONIEC ŚWIATA

Jako czytelniczka przechodziłam różne fazy tematyczne. Jedną z najwcześniejszych moich obsesji były opowieści przygodowe takich autorów, jak James Curwood czy Alfred Szklarski. Wiele nocy śniły mi się historie godne samego Juliusza Verne’a, choć były chyba jednak nieco bardziej mroczne niż „Podróż na tajemniczą wyspę” w reżyserii Brada Peytona – kolejnej produkcji, która w naszym cyklu pojawia się z powodu zaangażowania The Rocka.

„Podróż na tajemniczą wyspę” to kontynuacja produkcji „Podróż do wnętrza Ziemi”, która ukazała się cztery lata wcześniej (w 2008 roku). Zależności między tymi filmami są jednak bardzo luźne. Do tego stopnia, że można bez obaw sięgnąć po drugą odsłonę cyklu bez znajomości pierwszego obrazu. Produkcje łączy postać nastoletniego Seana (Josh Hutcherson) oraz bardzo luźna inspiracja powieścią Verne’a. Jak łatwo domyślić się już na podstawie samych tytułów – pierwszy film opierał się na książce „Podróż do wnętrza Ziemi”, drugi zaś eksploatuje elementy „Tajemniczej Wyspy”.

podróż na tajemniczą wyspęSean, który zdążył już poznać smak przygody, odbiera tajemniczy sygnał radiowy. Nadany komunikat każe odbiorcy zainteresować się mało znanym punktem gdzieś na Pacyfiku. Sean nie jest jednak pełnoletni, ba, wyraźnie przechodzi właśnie nastoletni etap buntu. Z oczywistych powodów nie mógłby sam udać się na podobną wyprawę. Sytuację postanawia wykorzystać przyrodni ojciec chłopaka, Hank (Dwayne Johnson), z którym chłopak nie żyje w najlepszych stosunkach (typowy sprzeciw przeciwko nowemu partnerowi matki). Wyprawa na tajemniczą wyspę ma stać się okazją dla tych dwojga do zakopania toporu wojennego i zbudowania więzi. Na miejscu do ekspedycji dołączają jeszcze: komiczny pilot Gabato (Luis Guzmán) oraz jego córka Kailani (Vanessa Hudgens). W filmie gra również Michael Caine.

Twórcy bez skrępowania rozdzierają klasyczną powieść Verne’a na części i traktują ją jedynie jako pretekst dla efekciarskiego widowiska. Dla urozmaicenia historii korzystają również z elementów historii Jonathana Swifta „Podróż Guliwera” oraz powieści Roberta Luisa Stevensona „Wyspa Skarbów”. W ostatecznym rozrachunku widz otrzymuje więc pretekstową, typową dla familijnego kina przygodowego fabułę, która opiera się na dotarciu z jednego punktu do drugiego w określonym czasie, co oczywiście utrudniają dziwy tajemniczego świata. Wszystko to suto okraszono efektami specjalnymi.

Choć powyższy opis brzmieć może jak zarzut, to w rzeczywistości jest jedynie stwierdzeniem obiektywnie obserwowalnych faktów. „Podróż na Tajemniczą Wyspę” to rzecz bez dwóch zdań adresowana do najmłodszego widza, w wieku od siedmiu lat wzwyż. Wspomniane efekciarstwo nie jest więc próbą zamaskowania słabego produktu, lecz elementem przemyślanej strategii oraz chęci trafienia w gusta i potrzeby dziecięcego odbiorcy. Widać to zresztą nie tylko w baterii efektów specjalnych, ale też w doborze aktorów oraz wykreowanych przez nich postaciach. Wszyscy bohaterowie są nieco przerysowani, stawiający dowcip i humor nad jakąkolwiek logikę czy spójność. Dość wspomnieć, że postać grana przez The Rocka sugeruje, że najlepszym sposobem na zdobycie kobiety jest napinanie mięśni klatki piersiowej i odbijanie nią owoców. I możecie mówić, co chcecie, ale właśnie za taki dystans do siebie kocham tego faceta.

„Podróż na Tajemniczą Wyspę” to jeden z tych filmów, który cieszy tylko przy wyłączonym mózgu. Jeżeli więc macie umiejętność odcięcia myślenia, warto któregoś wieczoru zrobić rodzince kubeł popcornu, odpalić Netflixa i bezrefleksyjnie zaśmiewać się z prostych, ale pełnych familijnego uroku gagów oraz przeżywać szalone perypetie bohaterów. Samego filmu na pewno na długo nie zapamiętacie, ale miłego seansu z najbliższymi nikt Wam nie odbierze.

ocena 6

Alicja Górska