NIE BĄDŹ CIENIASEM, BIAŁASIE!
Wybierając ulubionego komika lub po prostu aktora charakterystycznego, fani oczekują jego konkretnych, powielanych od dawna zachowań. Nie pragną niczego odmiennego od dotychczasowych doświadczeń. Co jednak, gdy na ekranie spotyka się dwóch aktorów charakterystycznych o różnym typie dowcipu? Czy taki mariaż może być zadowalający dla kogokolwiek? Szansę udzielenia odpowiedzi na to pytanie za sprawą „Cienkiego Bolka” otrzymali fani Kevina Harta i Willa Ferella.
James King (Will Ferell) jest święcącym sukcesy pracownikiem giełdowym. Na koncie ma miliony dolarów, jego żoną ma zostać młoda i ponętna córka jego szefa, a on sam właśnie awansował na wspólnika. Mydlana bańka idealnego życia pęka jednak podczas przyjęcia zaręczynowego, gdy do ogromnej rezydencji bohatera wkracza policja i aresztuje go za oszustwa finansowe. Niewinny King wierzy mimo wszystko w sądowniczą sprawiedliwość. Wkrótce okazuje się jednak, że niesłusznie… Czekając na zapowiedzianą, niekrótką odsiadkę w więzieniu o zaostrzonym rygorze zastanawia się, jak przetrwa w nowej rzeczywistości. Wtedy na jego drodze staje Darnell (Kevin Hart) właściciel myjni samochodowej, która do tej pory świadczyła usługi Kingowi. Milioner omyłkowo bierze czarnoskórego biznesmena za osobę z wyrokiem na karku i pragnie zatrudnić go w nowym celu – by ten przygotował go do odsiadki.
Spotkanie Harta i Ferella przypomina znany już, lubiany i wypracowany schemat polegający na zestawieniu kontrastujących ze sobą postaci. Danny DeVito i Arnold Schwarzenegger czy Mel Gibson i Danny Glover to duety, które zdążyły się już sprawdzić i zgromadzić grono wiernych fanów, wciąż żywiących do produkcji z udziałem swoich ulubieńców bardzo ciepłe uczucia, choć przecież lata upłynęły od ich wspólnych występów. Sęk w tym, że żadna z wymienionych wyżej par nie wydaje się równie ryzykowna, co Hart&Ferell. Należący do aktorów charakterystycznych bohaterowie „Cienkiego Bolka” kontrastują ze sobą nie tylko na zasadzie wizualnego doboru (niski-wysoki, czarny-biały), ale także sposobu gry aktorskiej oraz podejścia do komedii.
Hart jest krzykliwy i bardzo dynamiczny, bazuje na stereotypach związanych z postaciami czarnoskórymi. Sporo prezentowanych przez niego gagów zawiera się w grach językowych, w których wyobrażenie o „języku ulicy” spotyka się z rzeczywistością. Z kolei Ferell to postać dość flegmatyczna. Jego komediowość bazuje na prostej, nieprzerysowanej mimice i swoistego rodzaju zagubieniu. Postaci Harta to zwykle cwaniacy albo szczęściarze, którym właśnie specyficznością udaje się wybrnąć z każdej opresji, z kolei Ferell wciela się w bohaterów o nikłej inteligencji w sytuacjach związanych z codziennością – jest wykształcony, osiąga sukcesy, ale jego ufność i brak podejrzliwości każą oceniać go w kategoriach półgłówka. Okazuje się, że duet Hart&Ferell to mariaż bardzo ciekawy, a nawet o potencjale na serię filmów. Dzięki podobnemu spotkaniu Hart zostaje nieco utemperowany, nie tracąc przy tym cech charakterystycznych (to szansa na zainteresowanie grupy odbiorczej, którą do tej pory przerysowane zachowania aktora drażniły a jednocześnie utrzymania stałej publiki), a Ferell zyskuje nieco luzu i przyjmuje na siebie odrobinę zaradności filmowego partnera.
Sam film nie odbiega znacząco od oczekiwań fanów zarówno jednego, jak i drugiego aktora. „Cienki Bolek” opiera się na stereotypach związanych z „ludźmi ulicy”, gangami, więzieniami i „luzackim slangiem”. Twórcy wyśmiewają jednak nie tylko biedniejszą i ciemniejszą stronę narodu amerykańskiego, ale także tę bogatszą i jaśniejszą. W ostatecznym rozrachunku – jakkolwiek nie zostają zaprezentowani bezkrytycznie – lepiej wypadają swojskie ziomki z dzielni, które chociaż większość spraw załatwiają za pomocą giwer i agresji, to pamiętają o honorze i rodzinie (w przeciwieństwie do nietolerancyjnych białasów na motorach czy bogatych krętaczach z Wall Street, którzy zawsze dbają wyłącznie o siebie i swoją kasę). Trudno byłoby jednak oskarżyć „Cienkiego Bolka” o polityczną niepoprawność. Bez trudu dają się tutaj bowiem dostrzec, jakkolwiek przerysowane i wykrzywione, to jednak brutalne prawdy o każdej grupie bohaterów.
„Cienki Bolek” nie porywa oryginalnością, ale zaprezentowane na ekranie żarty i sama fabuła mają w sobie coś lekkiego i niewymuszonego. Śmiech – jakkolwiek nieprzyprawiający o ból brzucha – towarzyszy widzom podczas całego seansu, a wraz z napisami końcowymi pozostaje w odbiorcy coś jakby przyjemne ciepło i świadomość właściwie, miło spędzonego czasu. Ponadto warto było przekonać się, że i aktorzy charakterystyczni, nawet nie wychodząc poza wypracowane pozy, mogą pokazać coś nowego, świeżego, interesującego. Idealny film na sobotnią czy niedzielną posiadówę ze znajomymi albo ukochaną osobą, która ma słabość do komedii.