SKRYCI I MARTWI PIRACI
Gry przygodowe typu „ukryte obiekty” (ang. hidden object) cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem zarówno najmłodszych graczy, jak i tych nieco starszych. Fanom tego typu rozgrywek zabrzańskie studio Artifex Mundi proponuje między innymi „Nightmares from the Deep: The Cursed Heart”. Między innymi, ponieważ to niejedyna tego typu gra w ofercie studia, a samo „Nightmare from the Deep” doczekało się już dwóch kontynuacji.
W pierwszej odsłonie historii gracz wciela się w właścicielkę muzeum, która właśnie przygotowuje się do wielkiej wystawy związanej z kapitanem Remingtonem, jednym z najokrutniejszych piratów w historii XVIII wieku. Jednak, gdy tylko pani kurator „uzbraja” mrocznego korsarza w jego artefakty, mroczna siła przywraca go do życia. Remington nie próżnuje i natychmiast po przebudzeniu, porywa córkę właścicielki muzeum. Ta wyrusza za nim w pogoń, by ocalić przerażoną dziewczynę. I tak cała trójka, oraz demoniczna, rozkładająca się gromada pirackich majtków, trafiają na Wyspę Czaszki, gdzie rozgrywa się znaczna część akcji. Fabuła nie należy do szczególnie odkrywczych, ale właśnie jej klasyczność budzi zainteresowanie. Bo kto nie lubi historii o piratach i damach w opałach? Zwłaszcza, gdy historię odkrywa się we fragmentach w otoczeniu rozkładającej się od dawien dawna załogi łotrów?
„Nightmares from the Deep: The Cursed Heart” to typowa gra przygodowa, również typowo wyposażona w pomniejsze łamigłówki. By gracz mógł robić fabularne postępy, musi nie tylko – zgodnie z zasadą „ukrytych obiektów” – wyłapać wymienione na ekranie przedmioty, ale również dostarczyć odpowiednim postaciom pożądane przez nich przedmioty lub pokombinować nad rozwiązaniem bonusowej zagwozdki. Wszystkich zainteresowanych czeka więc rekonstruowanie obrazów, sterowanie labiryntami czy przestawianie odpowiednich elementów tak, by osiągnąć wskazany przez twórców gry efekt. Chociaż pozornie wydaje się to wszystko dziecinnie proste, to studio przygotowało się na ewentualność prędkiego znużenia poziomem skomplikowania rozgrywki.
Znalezienie „ukrytych obiektów” pośród szczegółowego obrazu nie zawsze jest łatwe. I nie mam tutaj na myśli jedynie misternie wykonanego obrazu, pełnego mikroskopijnych detali, ale również konieczność wskazania przez gracza przedmiotów, które bez jego ingerencji nie są kompletne – niekiedy chodzi np. o znalezienie rękawic, by pochwycić elektrycznego węgorza; a innym razem dany przedmiot znajduje się na ekranie rozczłonkowany i przed ostatecznym kliknięciem, należy go zrekonstruować, by móc zakończyć dany poziom. Z zagadki na zagadkę należy coraz mocniej wysilać umysł. Przyzwyczaiłeś się do zbierania przedmiotów i ich bezrefleksyjnego przynoszenia kolejnym bohaterom? Będziesz zaskoczony, gdy okaże się, że samo bieganie pomiędzy lokacjami nie wystarczy. Dla szczególnie wymagających graczy twórcy stworzyli także opcję ekspercką, która uniemożliwia wykorzystanie jakichkolwiek podpowiedzi i karze za błędne kliknięcia.
Podpowiedzi jednak mogą okazać się bardzo przydatne. O ile same zagadki prędzej czy później z pewnością uda się rozwiązać każdemu, o tyle w zaawansowanym stadium gry ilość otwartych wątków, może nieco rzecz skomplikować. Gdzie udać się w następnej kolejności? – to pytanie wraca nieustająco. Zwłaszcza, że nie raz i nie dwa, należy z ostatniej lokacji wrócić niemal do samego początku. Podobnie wygląda kwestia znajdowania „ukrytych obiektów”. Z czasem można mieć już naprawdę dość wpatrywania się w ekran. Wtedy na ratunek przychodzi opcja zastępcza, czyli rozegranie partii Mahjonga (lub pominięcia jakiejś zagadki…). Ale uwaga! I tutaj poziom skomplikowania rośnie!
Zasadniczą zaletą „Nightmares from the Deep: The Cursed Heart” jest strona wizualna. Kolejne lokacje stworzono z wyraźną dbałością o szczegóły i nastrojowość. Nie mniej interesujące są wstawki animacji, z których układa się historia kapitana Remingtona i jego złej sławy. Są to elementy naprawdę krótkie, tak, że budzą raczej ciekawość by zapoznać się z kolejną częścią pirackiej opowieści, niż przeszkadzają jako złośliwy przerywnik samej rozgrywki. Muszę przyznać, że niektóre elementy wizualne w połączeniu z muzyką mogą zjeżyć włoski na karku. Oślizgły strażnik tajemniczej skrzyni i jego gnijące, sczerniałe palce dłoni zrobiły na mnie spore wrażenie.
Wspomniałam, że obraz zyskuje w duecie z muzyką. Zarówno dźwięki diegetyczne, jak i te niediegetyczne zostały przemyślane i dopracowane. Niestety linia melodyczna wydaje się dość jednostajna i po kilkudziesięciu minutach zauważalna, a przez to nieco irytująca. Gra zdecydowanie by zyskała, gdyby wpleść do fabuły większą ilość utworów.
Zabawy w „Nightmares from the Deep: The Cursed Heart” nie wystarczy na długo. Całość nie powinna zająć, nawet mniej wprawionym graczom, więcej niż sześć godzin. Na tych, którym rozgrywka szczególnie przypadnie do gustu czekają jeszcze osiągnięcia specjalne, ale nie jest to rozszerzenie, które zagwarantuje dodatkową frajdę. Chyba, że jesteście fanami kilkukrotnego rozgrywania dokładnie tego samego zadania.
„Nightmares from the Deep: The Cursed Heart” przede wszystkim zapadnie w pamięć młodszym graczom, których straszy jeszcze pobrzękiwanie łańcucha na drugim planie muzycznym i przerywnikowe ataki bez zapowiedzi oraz mroczne kadry. Zresztą zagadki, nawet te najtrudniejsze, przyjemność płynącą z kombinowania i główkowania mogą zagwarantować wyłącznie kilku-, ewentualnie kilkunastoletnim fanom przygodówek i „ukrytych obiektów”. Dla wszystkich innych, będą po prostu czasem niezobowiązującej rozrywki w typie rozwiązywanych na plaży krzyżówek.
Publikowano również na: duzeka.pl