Aidan Gillen

kalwariaZBAWIENNA TRAGIKOMEDIA
Mój tata od zawsze powtarza, że jak coś jest do wszystkiego, to w rzeczywistości jest do niczego. Blockbuster zwykle nie ujmie fana Dogmy 95 czy włoskiego neorealizmu (ale zaskakiwały mnie już bardziej kontrastowe „dwubiegunówki”, więc może nie powinnam wydawać podobnych osądów). Rzecz działa też w drugą stronę – niełatwo przekonać zwolennika kina rozrywkowego do obejrzenia obrazu reprezentującego grę z formą, czy będącego skomplikowaną psychologicznie przeprawą przez odmęty własnej egzystencji. Tak sądziłam. Aż do „Kalwarii” Johna Michaela McDonagha, która – niezależnie od samego przesłania fabularnego – stanowi perfekcyjny mariaż tego, co najlepsze w kinie atrakcji oraz w, tak zwanym, „intelektualnym”.

Czytaj dalej