„Steve Jobs” to już trzeci film o tytułowym bohaterze. Muszę przyznać, że to sporo, jak na kogoś, kto umarł stosunkowo niedawno i budził raczej negatywne emocje. Co do tego ostatniego bowiem, niezależnie od wybranej na seans produkcji, nie ma wątpliwości – Jobs do grona najsympatyczniejszych i najcieplejszych osób nie należał. Ale czy to nie kwestia geniuszu? Zwykle biografie nasuwają raczej nieprzyjazny obraz podobnych jednostek. Sęk w tym jednak, że mam co do geniuszu Jobsa wątpliwości takie jak Wozniak. Co takiego robił? Co takiego umiał, poza faktem, że należał do grona najznakomitszych manipulantów? Czy faktycznie w imię takich talentów koniecznym było stworzenie kolejnej wersji jego filmowej biografii?
Alan Rickman wyreżyserował podczas swego życia dwa filmy. Pierwszego, adaptacji sztuki Sharmana MacDonalda, pod tytułem „Zimowy gość” nie widziałam. Drugi, kostiumowy romans z gatunku komediodramatu, czyli „Odrobina chaosu” wywołał we mnie mieszane uczucia. Z jednej bowiem strony rzucają się w oczy wyraźnie liczne wady i pewien brak szlifu, z drugiej zaś – smutne spojrzenie mojej nowej miłości, Matthiasa Schoenaertsa.Czytaj dalej →