Do spotkania ze „Śpiącymi królewnami” nigdy nie myślałam o Stephenie Kingu w kategoriach aktywisty, czy osoby zaangażowanej politycznie. Ufałam jego lekturom jako opowieściom uniwersalnym; jako ciekawym konstruktom fabularnym zawsze na wysokim poziomie. W powieści, którą napisał ze swoim synem Owenem, mimo jej wyraźnej fantastyczności, trudno jednak nie zauważyć błyskotliwego i mocnego komentarza do aktualnych wydarzeń społeczno-politycznych.
W ostatnich dniach finałów doczekało się kilka seriali/sezonów seriali, które albo dopiero zacząłem oglądać, albo w ogóle ich wciąż nie ruszałem, a zamierzam.
Eh, takie to już życie w ciągłym niedowczasie, kiedy człowiek naprawdę się pasjonuje kulturą, a ta pęka w szwach... 😅/k