Pierwszy tom „Córki cieni” pod tytułem „Siedem szmacianych dat” autorstwa Ewy Cielesz miał być historią zagubionej w gęstwinach, pogrążonych w wojennych (i powojennych) tragediach, Bieszczad dziewczynki. Z jakiegoś powodu spodziewałam się opowieści, która mogłaby znaleźć się pod szyldem Frondy. Nie dostałam ani historii dorastającego dziecka, ani takiej sygnowanej znakiem krzyża. Zamiast tego zerkam teraz na tom, który najprościej byłoby chyba określić słowem: zaskoczenie. Ale czy to dobrze czy źle, wciąż nie potrafię powiedzieć.