Wychodzę z założenia, że popyt napędza podaż i ogólny zalew literatury obyczajowej spowodowany jest jej namiętnym pragnieniem właśnie. Nie mam problemu ze jej schematycznością, która jest przecież wszechobecna niezależnie od gatunku; nie przeszkadza mi przezroczysty język, ani nawet bohaterowie zbyt doskonali, by mogli być prawdziwi. Nie mogę jednak pogodzić się z faktem, że podobna literatura promuje pewne zachowania, narzuca swoistą filozofię i podejście do świata, a te – wraz z każdą kolejną przeczytaną obyczajówką – wydają mi się coraz bardziej niemoralne. I chociaż patrząc na okładkę „Trawy bardziej zielonej” nie widać tego ani odrobinę, to nie jest ona wolna od podobnych przykrości.