Kocham koty. Te małe i te duże, te domowe i dzikie. W chwilach leniwego odpoczynku przyglądam się im uważnie. Śledzę delikatne drgania wibrysów, strzyżenie uszami i zuchwałe próby polowania na muchy. Nieszybko pojęłam, że machanie ogonem to nie zawsze złość, a oczy „kota ze Shreka” niekoniecznie oznaczają przyjazne usposobienie. Podobnie czyniła (obserwowała) z pewnością Erin Hunter.