chirurdzyBEZ SERCA NA DŁONI
Nie wiem, od kiedy można mówić o bumie na produkcje telewizyjne o tematyce medycznej. Być może zainicjował serialową manię już „Ostry dyżur” w 1994 roku, a może owa „mania” potrzebowała czasu i w pełnej krasie uwidoczniła się dopiero w „Chirurgach” w roku 2005. Po drodze, bo w 2004 roku, miał jeszcze swoją premierę „Dr House”, który także zgromadził przed telewizorami liczną widownię (w tym mnie). 

Każdy z tych seriali posiadana odrębny zestaw cech charakterystycznych. „Ostry dyżur” to dramat obyczajowy, w swoich zainteresowaniach balansujący na granicy medycyny i prywatnego życia lekarzy. „Dr House” fascynował przede wszystkim dzięki intrygującej postaci kreowanej przez Hugh Lauriego (jego antypatyczności i ciętemu językowi) oraz niecodziennym przypadkom medycznym, które stawały się zagadką nie tylko dla widzów-laików, ale również osób związanych z medycyną na co dzień. Inny, z nieco późniejszą premierą, serial pt. „Siostra Jackie”  (2009) zaskarbił sobie oglądalność dzięki absolutnie pokręconemu charakterowi i nowe spojrzeniu na pracę, już nie lekarza, a pielęgniarki. A „Chirurdzy”? Co jest w nich takiego, że istnieją na antenie od 12 lat?

chirurdzy„Chirurdzy” mają w sobie to coś, co pozwala serialowi zaufać. Tutaj szpital nie jest piękną krainą na końcu tęczy, to nie świat spełnionych marzeń i wiecznych happy endów; to nie miejsce, gdzie zatrudniani są lekarze-wolontariusze, gotowi zrezygnować ze wszystkiego, byle uratować pacjentowi życie. Szpital w Seattle zatrudnia ludzi, LUDZI, a więc całą gamę wad, zalet, marzeń, aspiracji i słabości. Hipnotyzujące w „Chirurgach” jest właśnie to, że ich świat nie wydaje się podkoloryzowany. Stażyści biją się (dosłownie i w przenośni) o bardziej interesujące przypadki medyczne, przekupują swoich przełożonych albo siebie nawzajem, łamią zasady i przyjmują konsekwencje, mają swoje sekrety i tajemnice; wplątują się w relacje, o których nie powinni w ogóle myśleć; okłamują siebie, najbliższych i pacjentów. W całej tej plątaninie uczuć i zachowań jest coś jeszcze. Powinniśmy ich nienawidzić, my – pacjenci, za tą przedmiotowość, za traktowanie człowieka jak worka treningowego, za ocenienia z perspektywy zainteresowania przypadkiem medycznym. Powinniśmy ich nienawidzić, ale ich rozumiemy. Być może to właśnie każe oglądać kolejne odcinki – chęć zrozumienia, dlaczego nie żywimy urazy.

Pierwszy sezon „Chirurgów” liczy zaledwie 9 odcinków. To bardzo mało zwłaszcza, że sezon 2 tego serialu może pochwalić się już 27-odcinkową serią. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, bo debiut Greysów, jak nazywają ich polscy fani, przypadł na czas, gdy na antenie wciąż mościły sobie miejsce wspomniane już produkcje, jak „Ostry dyżur” i „Dr House”. Akceptacja widzów i ich zainteresowanie stały pod wielkim znakiem zapytania – czy znajdą czas na jeszcze jednego medycznego tasiemca?

Takich obietnic może dotrzymać tylko Bóg, a nie widziałem Go ostatnio ze skalpelem w ręku! Nigdy nie obiecuj rodzinie chorego, że operacja się uda!

Pierwsza seria to tak naprawdę przedsmak tego, co w „Chirurgach” zobaczymy. Najważniejszym jej celem jest poznanie przez widza cech charakterystycznych bohaterów i zaznajomienie się z ich osobowościami. W tej serii pojawiają się również wątki, których wyjaśnienie trwać będzie przez kolejne serialowe lata, czyli główna oś napędowa całej produkcji. Każdy znajdzie coś dla siebie. „Chirurdzy” posiadają złożony (chociaż nie do końca oryginalny przy zestawieniu z istniejącymi filmami i serialami) wątek romansowy, całą gamę wątków dramatycznych (zmieniające się co odcinek, z wyjątkami, historie pacjentów) i psychologicznych. Trudno jednoznacznie ocenić przynależność gatunkową „Chirurgów”. W każdym odcinku występują elementy zarówno filmu obyczajowego, komedii, jak i dramatu, a niekiedy przychodzi widzowi obcować z czarnym humorem. Każdy odcinek czerpie też w pewnym sensie z baśni, bowiem zaczyna się od zobrazowania problemu natury moralnej lub ideologicznej (poprzez głos z offu i kilka kadrów), następnie przedstawia historię go zawierającą i kończy się podsumowaniem, rodzajem puenty albo nawet morału.

Nasze życie toczy się na oddziale chirurgicznym, 7 dni w tygodniu, 14 godzin na dobę. Spędzamy więcej czasu razem niż osobno. Po pewnym czasie zasady rezydentury stają się zasadami życia, są takie same. I – zawsze prowadź zapis, zasada II – staraj się przechytrzyć rywala, zasada III – nie zaprzyjaźniaj się z przeciwnikiem. (…) To inny sposób przetrzymania tej rywalizacji, sposób, o którym nikt nie chce mówić, sposób, który trzeba poznać na własnej skórze. Zasada numer IV: tu nie chodzi o wyścig. Nie ma zwycięzców ani przegranych. Zwycięstwa liczy się liczbą uratowanych ludzi. I czasem jeśli jesteś dość bystra, ocalone życie może być twoim własnym.

Postaci w „Chirurgach” nie zostały nakreślone grubą kreską. Nie ma nikogo jednoznacznie złego albo dobrego. Nieprzerwanie postępują także przemiany bohaterów, którzy kolejne wydarzenia traktują jak lekcje. Można jednak wyodrębnić podstawowe cechy i motywacje pojawiających się postaci. Na przykład Meredith Grey (Ellen Pompeo), która jest główną postacią serialu, poszukuje przede wszystkim miłości i akceptacji, której nie otrzymała od zimnej matki pracoholiczki, ani od ojca, który zniknął z jej życia, gdy miała zaledwie kilka lat. Te poszukiwania często wprowadzają ją w kłopoty i emocjonalne dołki. Cristiny Yang (Sandra Oh) z kolei, jakby dla zachowania równowagi, nic nie przeraża tak, jak emocje. Podczas stresujących operacji czuje się w swoim żywiole, ale wystarczy jedynie odrobina uczuć albo zainteresowania i przyjmuje pozycję obronną. George O’Malley (T.R. Knight) jest w tej grupie stażystów jasnym punktem. Nieco naiwny, niezwykle moralny i oddany; ale również ambitny i silny, gdy wymaga tego sytuacja. Derek Shepherd (Patrick Dempsey) to człowiek tak honorowy, że aż irytujący. Miranda Bailey (Chandra Wilson) jest twarda, ale i pełna ciepła. Gdy dochodzi do zderzeń tak różnorodnych osobowości, powstaje fascynujący i niebezpiecznie wciągający koktajl, którym chce się delektować od pierwszej do ostatniej minuty odcinka.

Warto zwrócić w „Chirurgach” uwagę na stronę muzyczną produkcji. Każdy odcinek to nowa gama utworów dopasowanych do sytuacji i budujących nastrój, ale jednocześnie takich, które można słuchać po zakończeniu seansu. Dopasowanie dźwiękowe obecne jest nie tylko na płaszczyźnie samych instrumentów i tonacji, ale również znaczeniowej tekstu. Bywa, że kolejne zdania naddają serialowym wątkom sensów. Wszystko zależy od wrażliwości emocjonalnej widza (oraz jego ucha).

Nie tego spodziewałam się po serialu z 14 sezonami. Oczami wyobraźni widziałam raczej coś na kształt „Mody na sukces”. Lubię popełniać takie błędy i Was też do tego zachęcam. Dajcie się porwać historiom ze szpitala w Seatle i tak, jak ja próbujcie znaleźć odpowiedź na to, dlaczego nie żywimy urazy do ludzi, którzy w cierpieniu pacjenta widzą własną frajdę.

ocena 8

 

Alicja Górska