SPOGLĄDAJĄC W KOSMOS
„Hubble 3D” to z pozoru zwykły film dokumentalny, opowiadający w wielkim skrócie historię powstania i umieszczenia na orbicie teleskopu Hubble’a, oraz – a może przede wszystkim – ostatnią misję naprawczą tegoż teleskopu. Z obrazu dowiadujemy się również paru faktów dotyczących wszechświata, znajomość których zawdzięczamy właśnie temu fenomenalnemu urządzeniu. Jest jednak w tym filmie coś, co wyróżnia go na tle innych przedstawicieli gatunku.
Oglądanie dokumentów w kinie to w dzisiejszych czasach niezbyt często praktykowany zwyczaj, ponieważ w kinowej dystrybucji przeważają utwory fabularyzowane. Te ostatnie, dzięki możliwościom pełnej kreacji przy ich realizacji, z założenia mają taką strukturę narracyjną, która podnosi ich efektowność. Twórcy „Hubble 3D” postarali się jednak, by również ich dokument nie był pozbawiony atrakcyjności. W tym celu mocno udramatyzowali swój film, tworząc atmosferę intensywnego napięcia towarzyszącego niebezpiecznej misji, od której zależeć może przyszłość teleskopu, a tym samym przyszłość badań nad kosmosem. Nakreślili przy tym także polityczny konflikt towarzyszący rozważaniom nad sensem utrzymywania sprawności Hubble’a kosztem wysokich nakładów finansowych. Jak w każdym dobrym filmie, nie zabrakło również elementów „rozluźniających” w postaci humorystycznych scen jedzenia w stanie nieważkości i serii żartobliwych komentarzy, powtarzanych od czasu do czasu przez załogę promu kosmicznego.
Aby uspójnić całość zrealizowanego materiału, twórcy postanowili zastosować pewien sprytny i nienachalny chwyt. Mianowicie, zatrudnili do współpracy Leonardo DiCaprio, który użyczył swego głosu jako narrator komentujący poszczególne sceny. Głośne nazwisko zapewne posłużyło za reklamę, albowiem poza nim, w produkcję nie był zaangażowany nikt znany szerszej widowni. W związku z powyższym, choć można wskazać np. konkretną reżyserkę czy scenarzystę pracujących nad „Hubble 3D”, to autorstwo filmu przypisuje się zwykle wytwórni Warner Bros. Pictures, spółce IMAX Filmed Entertainment oraz NASA, uznając go za dzieło zbiorcze.
Trzeba przyznać, że owoc tej współpracy, choćby pod względem technicznym, sprawdza się całkiem nieźle. Autentyczne zdjęcia astronautów i naukowców, najpierw na Ziemi, następnie na pokładzie promu i podczas prac naprawczych teleskopu, przeplatają się z animacjami komputerowymi ukazującymi rozmaite ciała niebieskie i wirtualną podróż w kierunku tych najbardziej oddalonych od naszej planety. Całość zrealizowana jest w technologii 3D, co dodatkowo zwiększa atrakcyjność tego dokumentu. To zresztą jeden z powodów, dla których zarówno w realizację, jak i promocję silnie zaangażowała się spółka IMAX, a „Hubble 3D” wyświetlany był w kinach (i właśnie ten tryb odbioru uznać można za docelowy dla tej produkcji). Istnieją wprawdzie trójwymiarowe telewizory i monitory, ale: raz, że nie są to sprzęty powszechne w domowych zaciszach; a dwa, że nie sposób porównywać wrażenie, jakie film ten robił w kinach z jakością obrazu oferowaną przez domowe ekrany w technologii 3D, pozostawiającą wiele do życzenia. Pisząc o trójwymiarowych zdjęciach warto zaznaczyć, że także materiały archiwalne, sięgające roku 1989, zostały poddane cyfrowej obróbce, dzięki której można je oglądać w trzech wymiarach.
Na uznanie zasługuje fakt, że twórcy szczęśliwie nie posunęli się do przesady praktycznie w żadnym względzie. Obraz ogląda się bardzo przyjemnie, informacje podane są w interesujący sposób, całość się nie dłuży. Długość filmu, zresztą, praktycznie na to nie pozwala; trwa on niespełna godzinę. Seans uprzyjemnia także całkiem ładna, pasująca do zdjęć muzyka, starannie dobrana przez Micky’ego Erbe i Maribeth Solomon, obejmująca zarówno chłodne, symfoniczne aranżacje, jak i tropikalne brzmienia wykorzystujące na przykład ukulele.
Oczywiście film nie jest wolny od wad, aczkolwiek w wypadku dokumentów takich jak ten nieco inaczej się je ocenia. Tym, co mogło drażnić widzów, jest pewna powtarzalność niektórych informacji, przez którą można odnieść wrażenie, że twórcy chwilami zwyczajnie „leją wodę”, aby zmieścić się w ramach określonego metrażu. Z drugiej strony, gdyby film był jeszcze krótszy, zasadność wprowadzania go do kinowej dystrybucji mogłaby zostać poddana w wątpliwość, a tym samym sens jego realizacji w ogóle stanąłby pod znakiem zapytania. Specjaliści w dziedzinie astrofizyki zapewne znajdą też powody do narzekań na nadmierne uproszczenia pewnych kwestii. Aczkolwiek moim zdaniem, w obrazie przeznaczonym do masowej dystrybucji, na który wybrać mogły się całe rodziny z dziećmi, tego typu uproszczenia są nie tylko dopuszczalne, ale wręcz wskazane.
Jest jednak pewna kwestia, której nie mogę pozostawić bez krytycznego komentarza. Mianowicie, dubbing. Zdaję sobie sprawę, że brak napisów ma zapewne dwie główne funkcje. Pierwsza: nie odwracać uwagi od efektów wizualnych. Druga (być może ważniejsza, mając na uwadze fakt, że 3D staje się dziś normą): skoro na ten film przychodzić miały z założenia głównie dzieci, z rodzicami lub klasowo, to trzeba im jak najbardziej ułatwić i umilić odbiór. O ile jestem w stanie to zrozumieć, o tyle dla przeciętnego dorosłego widza oglądanie filmu dokumentalnego z dubbingiem mogło być drażniące porównywalnie do oglądania dubbingowanych filmów aktorskich (a może nawet bardziej). Już nawet nie chodzi o jakąś wrodzoną niechęć do tego typu lokalizacji. Rzecz w tym, że w tym konkretnym obrazie znajduje się mnóstwo wypowiedzi bardzo spontanicznych, naturalnych, emocjonalnie „zwyczajnych”, „nie-aktorskich”, tłumaczenie których po prostu się nie sprawdza. Przez dubbing całość sporo traci. W moim odczuciu lepszym rozwiązaniem mógłby okazać się choćby lektor. Być może jest to jednak kwestia przyzwyczajeń odbiorczych charakterystycznych dla kultury filmowej w Polsce.
Oceniając „Hubble 3D” trzeba chyba jednak stosować kategorie nieco inne niż zazwyczaj. Ten dokument to ciekawostka, którą ogląda się dość specyficznie. Postawiono w nim na atrakcję, która nie tylko pozwoliła temu rodzajowi kina trafić w szerokiej dystrybucji na wielki ekran, ale została wręcz pod takie warunki odbioru skrojona i sprawdza się w nich zadziwiająco dobrze. Myślę, że docenić należy też edukacyjny wymiar tego typu projektów, tylko wzmacniany przez walor efektowności, służącej za swoisty „wabik” na młodych widzów (i w sumie nie tylko na nich).
Jakiś czas po kinowej projekcji „Hubble 3D”, przerzucając kanały telewizyjne, natrafiłem na program o innej misji naprawczej Hubble’a na kanale Discovery. Kiedy spojrzałem na zdjęcia wykonane zwykłym szerokokątnym obiektywem doszedłem do wniosku, że choć na małym ekranie prezentują się one całkiem fajnie, to jednak zatęskniłem za tą skalą, jaką serwuje „Hubble 3D”. Być może dałem się nabrać „efekciarstwu”, zapełniając sakwę trzech amerykańskich firm, ale jeśli miałem z tego frajdę, to co z tego? Zgaduję, że spora część widzów też miała. Nie jest to wprawdzie film, który z czystym sumieniem mógłbym polecić wszystkim, ale dla miłośników filmowych widowisk, kina dokumentalnego, tematyki związanej z kosmosem, narracji o wszechświecie i jego tajemnicach jest to tytuł naprawdę wart uwagi. Szkoda tylko, że poza salą kinową wrażenie, jakie ta produkcja była w stanie wzbudzić, impet, z jakim się jej doświadczało, niechybnie musi ulec osłabieniu.
Publikowano również na: polter.pl