słaba płeć recenzjaJAJNIKI I PENISY
Czy aby nie cofnęłam się w czasie? Czy to XXI wiek, czy może jakaś alternatywna rzeczywistość? Takie pytanie chodziły mi po głowie podczas domowego seansu „Słabej płci”.  Filmu, który tak bardzo starał się nie być szowinistyczny i wepchnąć kobiety w supermęskie spodnie, że okazał się kobiecą nagonką na i tak pokrzywdzonych – według twórców produkcji – intelektualnie przez los nieudaczników płci brzydkiej. Filmu, który odwrócił stereotypy i wykrzywił je do tego stopnia, że stworzył nowe, tylko śmiesznie karykaturalne.

Zośka (Olga Bołądź) to kobieca wersja terminatora. Zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym nie idzie na kompromisy. Ceni sobie związek z wysoko postawionym partnerem dopóki sprawa nie zaczyna się robić poważna; wszystkim z rodzinnych stron wciska kit, że mieszka w warszawskim apartamencie, a tak naprawdę szpanować może tylko średniej klasy wozem w leasingu; na piersi ma skorpiona, a w głowie tylko jedną myśl – mężczyźni to idioci. Co więcej los – za sprawą przekupnego szefa-kombinatora – uwziął się, żeby udowodnić jej, że faceci to faktycznie świnie. Gdy zostaje zwolniona z pracy, postanawia odegrać się i raz na zawsze pokazać, która płeć to słaba płeć.

słaba płeć recenzjaMiało być inaczej. Miało być ostro, kobieco i oryginalnie. Tego przynajmniej spodziewali się widzowie, których skusiła obietnica solidnej adaptacji znanej „Suki” Katarzyny Grygi. Tymczasem jest po prostu… śmiesznie (w rozumieniu: żałośnie). Krzysztof Langa serwuje odbiorcom kolejną opowieść o korpoludkach w korpoświecie, w którym tylko czekać aż ustanowione zostaną igrzyska głodowe. Do tego garść schematów, pakiet stereotypów i cała lista znanych chwytów z kontrastowaniem bezdusznych imbecyli pod krawatem i ich słodkich, skretyniałych sekretarek z dobrym, szlachetnym i prawym – posiadającym własny, romantyczny biznes (renowacja mebli) – Tym Jedynym. „Słabą płeć” zrealizowano tak bardzo bez wyczucia i sensownego pomysłu, że zwyczajnie człowieka boli.

I chociaż masochizm w śledzeniu tej produkcji zaczyna się już od podstawowego, scenariuszowego poziomu, to faktycznym gwoździem do trumny filmu są fatalne kreacje bohaterów. Oczywiście i tutaj głównym winnym okazują się osoby odpowiedzialne za rozpisanie akcji oraz dialogów – co widać chociażby w braku konsekwencji w podejmowanych kolejno przez postaci decyzjach – ale nie mniej obarczyć powinno się za tę porażkę aktorów z Marietą Żukowską na czele, która nie miała niestety absolutnie żadnego pomysłu na swoją postać, więc zanurzyła się w bagnie „jeszcze raz to samo, tak samo” po czubek nosa. Nie obroniła się też w żaden sposób Olga Bołądź, której udało się osiągnąć jedynie moją niezmierną irytację, a chwilami i wstyd za przynależność płciową. Najlepiej wypadł Marcin Korcz, a i to tylko dlatego, że sprawiał wrażenie nieustannie zagubionego lub zniesmaczonego, jakby sam nie dowierzał, że w ogóle znalazł się na planie „Słabej płci”. No i rolę miał zdecydowanie mniej obszerną.

A skoro już przy głównym duecie romantycznym jesteśmy… Film Langa to podobno komedia. Podobno także romantyczna, o czym niesie nie tylko wieść gminna, ale i jeden rzut oka na plakat reklamujący produkcję czy okładkę jego DVD. Tymczasem chemii między Bołądź i Korczem nie ma za grosz. Bardziej wzruszam się romantycznie podczas oglądania telewizyjnych reklam niż rozczulałam się śledząc rozwój romansu tych dwojga. Żadnej iskry, żadnego pożądania, żadnego przyciągania. W prawdziwym świecie on nazwałby ją „suką”, ona jego „złamasem” i każde poszłoby w swoją stronę. W świecie „Słabej płci” zostają parą.

Rzadko się to zdarza, ale jednak zdarza, że nie chce mi się pisać o jakimś filmie więcej niż absolutne minimum. Niestety, „Słaba płeć” to taki właśnie tytuł. Mogłabym roztrząsać jego rozliczne wady, zastanawiając się, dlaczego sportretowano filmowego weterynarza jako bestię bez serca (z powodu pobierania opłaty za leczenie zwierzaka), chociaż ten nie wykazał ani odrobiny złej woli. Albo: dlaczego wartościowe jednostki to tylko ludzie pracujący jako pomoc w restauracji. Zapytałabym też pewnie skąd w lekarzach z prowincji tyle naiwności, że pomimo życiowego doświadczenia jak młode pelikany łykają informację o kupowaniu w stolicy apartamentu za gotówkę (bo kredyt to przecież tylko dla frajerów). „Słaba płeć” miała podobno obalać jakieś stereotypy, udowadniać, że kobiety „też mogą”. Tymczasem pokazuje jedynie, że wciąż nie dorośliśmy do tego, żeby patrzeć na siebie jak na ludzi, a nie przez pryzmat penisów czy jajników.

Publikowano również na: duzeka.pl

Alicja Górska