DIABEŁ TAK STRASZNY, JAK GO RYSUJĄ
Tematyka życia po życiu oraz duchów wędrujących pośród żywych ludzi stanowi niewyczerpane źródło inspiracji dla twórców kultury. Wszelkiej maści wizerunki zjaw, niekoniecznie przyodzianych w białe prześcieradła bądź wyglądających jak – nomen omen – dobroduszny Casper, utrwaliły się już dawno w zbiorowej świadomości.
Ich powszechność i różnorodność zaś sprawia, że trudno dziś o oryginalne podejście autorów w ukazywaniu owego, bądź co bądź, wyświechtanego motywu. Z wyzwaniem tym zmierzył się Dean Koontz, popularny pisarz odpowiedzialny za kilkadziesiąt bestsellerów, wśród których znalazły się między innymi powieści o Oddzie Thomasie. Tytułowa postać łączy w sobie zwyczajność z wyjątkowością. Pomijając balansowanie pomiędzy kliszowością a novum w ramach konwencji, chodzi również – a może nawet przede wszystkim – o cechy Odda jako bohatera. Choć jest on typowym mieszkańcem małej amerykańskiej miejscowości, to obdarzony został niezwykłym darem pozwalającym mu kontaktować się ze zmarłymi.
Moja pierwsza styczność z tą postacią miała miejsce, gdy dane mi było zobaczyć zwiastun filmu „Odd Thomas”. Kino lubuje się w podobnych historiach nie mniej niż literatura, w związku z czym nie powinna nikogo dziwić decyzja o filmowej adaptacji przygód tytułowego Odda, która w Polsce ukazała się bezpośrednio na DVD. Z tej okazji na nasz rynek trafił też komiks z 2008 roku, przy którego tworzeniu Dean Koontz połączył swoje siły z ilustratorką Queenie Chan.
„Odd Thomas. Diabelski pakt” to prequel, pozwalający – jak głosi opis wydawnictwa – „poznać Odda takiego, jaki był bezpośrednio przed wydarzeniami prezentowanymi w serii książkowej i filmie o tym samym tytule”. Decyzja o przygotowaniu swoistego wstępu do świata wykreowanego przez Koontza w tej właśnie formie wydaje się całkiem sensowna, zważywszy na powszechne umiejscawianie medium komiksowego w kontekście zarówno literackim, jak i filmowym.
Styl, w jakim opowiedziana została historia w „Diabelskim pakcie”, pozwala uznać tę pozycję za zgrabne wprowadzenie nowych odbiorców w specyficzny świat opowieści o tytułowym Oddzie i jego losach. Koontz zadbał bowiem o odpowiedni nastrój, łączący mrok kryminału oraz konwencji grozy z dozą dystansującego humoru i ironii.
Niemałym zaskoczeniem, przynajmniej dla osób nieobeznanych z dorobkiem Queenie Chan, może być oprawa plastyczna tej powieści graficznej. Amerykańskie pochodzenie autora i ogólna „amerykańskość” świata przedstawionego kontrastują nieco z azjatycką, mangową kreską ilustratorki. Tym niemniej, jak wyczytać można w załączonym do „Diabelskiego paktu” posłowiu Koontza, styl Chan naprawdę dobrze koresponduje z jego wizją miejsca akcji i postaci. Dzięki tym słowom oraz szkicownikowi artystki zaobserwować można ewolucję procesu twórczego, który doprowadził do ostatecznego kompromisu.
Nietypowe imię bohatera (Odd znaczy „dziwny”) doskonale nadaje się do określenia ogólnego nastroju tego komiksu. W domyśle – oddaje ono również specyfikę pozostałych medialnych reprezentacji przygód rzeczonego bohatera. To nie smutny, delikatny dzieciak z „Szóstego zmysłu”, ani też sztampowe, poważne medium z pierwszego lepszego horroru. W efekcie również jego przygody nie są tak mroczne i straszne – mimo, że punktem wyjścia dla fabuły „Diabelskiego paktu” jest temat w popkulturze wyraźnie stabuizowany, czyli zabójstwo dziecka.
Dziwnego szlifu nadają między innymi sygnalizowane już humorystyczne akcenty, jak na przykład postaci poboczne pokroju duchów Elvisa Presleya czy prezydenta Johnsona. Również kreacje bohaterów i wzajemne relacje pomiędzy nimi łączą dramatyczną głębię z rozrywkową charyzmą. Koontz uniknął więc zamknięcia w wygodnej szufladce, łącząc znane motywy z własnym, specyficznym sznytem. Niestety czasami, wraz z rozlicznymi uproszczeniami narracyjnymi, taka metoda twórcza owocuje uszczerbkiem na dramatyzmie. Na szczęście nie znaczy to jednak, że historia nie wciąga.
– Co się dzieje? Oświeć mnie, Oddzie. Czekaj, Odd! Dom Angeliki jest w przeciwnym kierunku!
– Ale mnie ciągnie w tamtą stronę!
– Oho, psychiczny magnetyzm.
Wydawnictwo SQN, odpowiedzialne za polskie wydanie komiksu, spisało się całkiem nieźle, ale nic ponadto. Przytoczone na rewersie okładki pełne zachwytów cytaty z zagranicznych recenzji mogą nieco dziwić, ponieważ zarówno w warstwie językowej, jak i choćby na poziomie głębi psychologicznej postaci, tom prezentuje się co najwyżej dobrze. W polskim przekładzie na plus policzyć można na przykład sprawne dopasowanie słownictwa bohaterów do ich charakterów. Często jednak ich wypowiedzi zakrawają na banał i bywają zwyczajnie głupawe.
Dziwi również brak konsekwencji w tłumaczeniu napisów diegetycznych. Z jednej strony zachowano oryginalne anglojęzyczne treści umieszczone na witrynach czy w listach od mordercy, tłumaczone w osobnych komiksowych ramkach. Z drugiej jednak – w obrębie jednej planszy sąsiadują ze sobą kadry, na których widnieje ta sama gazeta, raz z treścią w języku angielskim, raz – przetłumaczoną na polski. Co gorsza, nawet jeśli owo tłumaczenie się pojawia, dotyczy samych nagłówków i leadów, podczas gdy artykuły pozostawiono w oryginalnej wersji językowej. Jasne, że ingerowanie w zawartość kadrów to zabieg zarówno piekielnie pracochłonny, jak i kontrowersyjny z punktu widzenia przekładu. Tyle że trudno przymknąć oko na rażące półśrodki i brak konsekwencji w tym względzie.
Kiedy projektowaliśmy awatar Oddiego na stronę internetową, pojawił się szkic, który mi się spodobał. Lecz to nadal nie była jego twarz. Z początku pomyślałem, że techniczne ograniczenia nie pozwolą nam uchwycić szczegółów potrzebnych, aby pokazać prawdziwego Odda Thomasa.
Na szczęście nie brakuje też zalet, które rekompensują przynajmniej część mankamentów. Na uznanie zasługują między innymi ładne, różnorodne stylistycznie plansze tytułowe poszczególnych rozdziałów. Smaczkiem dla fanów Koontza bądź Chan są również wspomniane już szkicownik artystki oraz posłowie. Dowiadujemy się z nich między innymi o wizjach stojących za każdą z postaci omawianych przez twórców „Diabelskiego paktu” poprzez przywołanie nazwisk wybranych aktorów. Zwłaszcza w kontekście filmu, w którym Odda zagrał Anton Yelchin, informacje te stanowią ciekawostkę.
Choć kreska niespecjalnie urzeka, to oprócz już wymienionych zalet, w oprawie wizualnej można wskazać kilka dodatkowych plusów. Warto podkreślić dobry dobór niektórych faktur wykorzystujących uproszczone, powtarzalne kształty czy nawet słowa ulokowane na materiałach bez uwzględnienia ich draperii (ów efekt budzi skojarzenia np. z kolażami). Również wybór określonych czcionek sprawia wrażenie nieprzypadkowego, parokrotnie wręcz wyraźnie przemyślanego. Umiejętnie uchwycone zostały też wymowne gesty i mimika postaci. Przestrzenie ukazano ze smakiem, całkiem zgrabnie podkreślając dynamikę bądź spokój określonych scen za sprawą odpowiedniego kadrowania.
Dzięki powyższym cechom oraz garści interesujących intertekstualnych odniesień, ładnie lokującym „Diabelski pakt” w szerszym popkulturowym kontekście, lektura tej powieści graficznej upływa bez poczucia marnotrawienia czasu. Rozliczne mankamenty czynią zeń pozycję co najwyżej przeciętną, ale i tak dostarcza ona nieco frajdy. Koontz oferuje czytelnikom thriller niepozbawiony humoru, ciekawie korespondującego z suspensem. Dzięki Chan z kolei przestrzeń i wypełniające ją postaci nabierają kształtów i zyskują swoją charakterystykę. Także mimo, że oprawa nie zachwyca, to spełnia swoją funkcję, dopełniając kreacji zróżnicowanego i kompleksowego świata, w którym rozgrywa się akcja.
Publikowano również na: polter.pl