DORASTANIE I ŚMIERĆ
Rozstania nigdy nie są łatwe, ale prędzej czy później zawsze następują. Dzisiaj ostatecznie żegnam się z serią „Chłopcy” Jakuba Ćwieka, odkładając na półkę jej czwarty tom, „Największą z przygód”. O dziwo, nie czuję jednak żalu czy smutku. Historia motocyklistów z Nibylandii kończy się bowiem tam, gdzie powinna i gdzie spodziewałam się, że się skończy. Bez zbędnych sentymentów, prostymi słowami i uniwersalnymi prawdami o dorastaniu i docenianiu każdego etapu życia.
Tym razem na pierwszym planie okładkowej grafiki znajduje się Pan Proper z groźnym wyrazem zielonych oczu oraz targanym przez wiatr krawatem. Wokół: krew, szczątki maszyn, zerwane elementy strojów i porzucona broń. W tle z kolei: plątaniny mrocznych drzew, mgła i wypełnione ciemnością kontury ludzi-zombie, które – gdy się nad nimi pochylić i zastanowić – przypominają najważniejszych bohaterów serii. Czy to graficzna wskazówka? A może tylko próba zwiedzenia czytelnika i przestraszenia go?
Ostatni tom „Chłopców” koncentruje się przede wszystkim na wybudzeniu przybranych synów wróżki z letargu fałszu wywołanego syrenimi łzami. Dzwoneczek nie szczędzi sobie drastycznych rozwiązań, byle przywrócić Chłopców do normalności. Tymczasem Piotruś dopina swego i oddaje się niekończącej zabawie. Tylko wszystkie zabawy z czasem się nudzą… Nadchodzi czas ostatecznego rozwiązania sekretów. Kim jest Pan Proper? Jakie zadanie przeznaczono Wendy? Co motywuje Cień? Co przyniesie ostateczna konfrontacja Chłopców i Piotrusia? A może czas wreszcie… dorosnąć?
Tak, jak w trzecim tomie, który to po raz pierwszy zmusił czytelnika do spojrzenia na Chłopców ze swoistego rodzaju powagą, tak podczas czwartego spotkania z serią rozdziały są jedynie ponumerowane, a nie jak na początku przygody – sygnowane hasłami dziecięcych wyliczanek. To oczywisty znak zmiany charakteru powieści, pytanie tylko, czy sugeruje one odliczanie, czy jest po prostu formą technicznej czystości (zachowane oddzielenie rozdziałami, ale bez tytułów – wszystko klarowne, ale „poważniejsze”). Osobiście nie doszukiwałabym się bardzo skomplikowanych metafor; niczego więcej, niż odejścia od dziecinności.
Prawdziwa sztuka nie pierdoli się z pruderią.
„Największa z przygód” zadaje te same pytania, które zadawał tom trzeci. Tym razem są one jednak bardziej dosadne i bezpośrednie. Czy zmiany wprowadzone w życiorysy Chłopców naprawdę im coś odebrały, czy może jednak o coś wzbogaciły? Czy niekończące się dzieciństwo to faktycznie ziszczenie marzeń? A może każda zabawa kiedyś się nudzi i zwyczajnie przestaje wystarczać? Czy życie codzienne też może być przygodą? Czy zrobienie kolejnego kroku, to wyrzeczenie się poprzednich? Zdecydowanie daje się też wyczuć w aurze „Największej z przygód” zamyślenie o charakterze egzystencjalnym i bolesne, ale jednak wyraźne pożegnanie.
Zdecydowanie najlepsze wrażenie robią: rozwiązanie wątku Pana Propera oraz odkrycie motywacji zachowań Piotrusia. Moralna szarość, widoczna już w poprzednim tomie, teraz objęła pozostałą część akcji. Nic tutaj nie jest jednoznaczne. I chociaż czytelnik kibicuje Dzwoneczkowi, to już nie z takim entuzjazmem jak wcześniej. Samo przesłanie, dotyczące akceptacji zmian, wybrzmiewa jakby poza bohaterką, która bez względu na wszystko – tak, jak Piotruś – dąży do tego samego celu, nie przebierając w środkach.
Czasami jest tak, że nie widzisz, dopóki nie wiesz, na co masz patrzeć.
Trzeba jeszcze dodać, że to bardzo szorstkie pożegnanie autora z czytelnikami. Mało bowiem w najnowszym tomie „Chłopców” żartów, a większość wulgarnych wstawek podszyta jest faktyczną irytacją lub napięciem. Nieco zbyt obrazoburczo wypada chyba scena powieści, stanowiąca przetworzenie jednego z najważniejszych elementów religii chrześcijańskiej. Nie potrafię spojrzeć na rzecz z perspektywy osoby wierzącej, ale obawiam się, że ta część czytelników może się poczuć w jakiś sposób dotknięta. Poza tym, zupełnie z innej beczki, autor zdecydowanie więcej miejsca poświęcił na kreację „drugiego świata”, w tej części stanowiącego wierne odbicie pomysłu z „Ciemność płonie”. To ciekawa klamra dla twórczości Ćwieka i w jakiś sposób, dla tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, zachęcająca do sięgnięcia po jego debiut.
Jesteś niewinny, dopóki nie poznasz poczucia winy.
„Chłopcy” stali się dla mnie, zupełnie przypadkowo, symbolem mojego własnego życia, pojawiając wtedy, gdy rodziły się pewne jego aspekty i odchodząc wtedy, gdy ja coś kończyłam. Być może traktuję więc tę historię, opowieść o konieczności stawiania kolejnych kroków, nieco zbyt osobiście. W tej jednak bliskiej formie, uznaję zarówno tę część, jak i całą serię, za twór bardzo dobry, dający do myślenia, a jednocześnie naprawdę zabawny (przynajmniej na początku). Nie wiem, co „Chłopcy” obudzą w Was, ale mnie wzywa Droga i… oferty „motocykl sprzedam”.
Za egzemplarz dziękujemy: Wydawnictwo SQN