obsesjaŻARU! WIĘCEJ ŻARU!
Do czasu spotkania z serią „Uwikłani” Laurelin Paige i pierwszym tomem tej historii, „Pokusą”, nie sądziłam, że jakakolwiek literatura erotyczna może mnie zainteresować (albo, przynajmniej, nie rozśmieszyć). Jasne, opowieść o miłosno-seksualnych przygodach Alayny i Hudsona to prosta bajeczka pełna fizjologicznie wątpliwych wydarzeń (ilość orgazmów na stosunek naprawdę wydaje się tutaj chwilami dość nieprawdopodobna), ale nie sposób odmówić jej pełnej napięcia nastrojowości. Głównie dlatego po drugi tom cyklu, „Obsesję”, sięgnęłam już bez pełnej obaw rezerwy, a za to z pewnym zaciekawieniem i przekonaniem o relaksacyjnym potencjale powieści.

Chociaż okładka kontynuacji „Pokusy” wciąż oscyluje w granicach subtelności, nie prezentując bezpośredniej nagości czy też nie wykorzystując prymitywnej lubieżności rodem z filmów porno, to względem swojej poprzedniczki jest wyraźniej bardziej odważna. Z seksownej bielizny u niej i eleganckiego garnituru u niego została tylko bielizna. I to wyłącznie okrywająca dolne partie ciał. Bohaterowie przylegają do siebie, jednak jest w tym geście coś więcej niż tylko potrzeba fizycznego spełnienia. Poza erotyczną iskrą dopatrzeć się można pewnej czułości – a to poważna zmiana.

obsesjaAlayna i Hudson mieli tylko udawać parę. Ona nie chciała wiązać się ze względu na psychologiczne problemy i obsesyjne pragnienie miłości, on uważał się za niezdolnego do tak silnych uczuć. Jednak, w niektórymi emocjami nie sposób wygrać. Po nieprawdopodobnie krótkim czasie para zamieszkuje ze sobą, przekonana o łączącym ich uczuciu. Ale to dopiero początek związkowych komplikacji. Na drodze do szczęścia Alayny i Hudsona stoi coś więcej niż tylko wredna matka mężczyzny, Sophia, czy jego zazdrosne byłe kochanki. Prawdziwe zagrożenie nadejdzie z kierunku, z którego bohaterowie właściwie się go nie spodziewają. Drobne tajemnice i sekrety zakochanych także ujrzą w końcu światło dzienne – czy będą to w stanie zaakceptować swoje mroczne strony?

W zakresie skomplikowania fabuły nic się właściwie w „Obsesji” nie zmieniło. To wciąż proste czytadło o mało oryginalnej akcji i nieprzemyślanym oraz nierzeczywistym przebiegu zdarzeń. Ewolucji ulegli jednak bohaterowie, którzy może i dalej parzą się jak króliki, przeżywając coraz to mniej prawdopodobną ilość orgazmów i osiągając podczas stosunków prędkość odrzutowca, ale w „Obsesji” dołącza do tego jeszcze wątek emocjonalny. Autorka sporo pisze o znaczeniu miłości, pewności uczuć i zespoleniu warstw fizycznej i duchowej.

Jesteś moja. A ja jestem twój. A to oznacza, że jestem z tobą związany pod każdym względem i w każdej sytuacji. Na dobre i na złe. Jeśli tego nie widzisz, to nie mamy szans.

Nie wspominałam o tym przy recenzji „Pokusy”, ale jest coś, co w pierwszym tomie „Uwikłanych” bardzo rzucało się w oczy, a co dodatkowo zyskało jeszcze na mocy w „Obsesji”. Mam tutaj na myśli skłonność bohaterów do komentarzy w stylu: „muszę być teraz w tobie” albo „jesteś taka ciasna” oraz naprzemiennego wykrzykiwania swoich imion w chwilach szczytowania. Ten element wydaje się być w „Obsesji” spotęgowany, a co za tym idzie… przyznaję, że troszkę się pośmiałam ze sztuczności przywoływanych w dialogach fraz.

Tak czy siak, Laurelin Page utrzymała dotychczasowy poziom cyklu. Opisy łóżkowych igraszek przedstawiła odpowiednio plastycznie, nie przesadziła z ilością wymyślnych metafor dla ludzkich części ciała i… wbiła kilka drobniutkich szpilek E. L. James i „50 twarzom Greya”.Uwielbiam nawiązania intertekstualne! Zwłaszcza, gdy stanowią po prostu luźno rzucony komentarz, a nie obiekt kilkustronicowej analizy. Ponadto w warstwie językowej, jak poprzednio, niewiele się dzieje – jest prosto, ale nie nazbyt prosto; a przez kolejne rozdziały mknie się w zawrotnym tempie.

Jeśli masz wątpliwości, wyraź je na głos.

Myślałam, że po pierwszym tomie szybko przywyknę do ewidentnego żaru bijącego od stronic serii „Uwikłani”, tymczasem Laurelin Paige znowu zaskoczyła – kolejne opisy, nawet mimo ich nagromadzenia względem pierwszej odsłony cyklu, wywarły na mnie dość silne wrażenie. Autorka szuka sposobów na nowe wykorzystanie starych rozwiązań. I chociaż momentami dramatycznie popada w sztampę, to „Obsesja” jest tak samo zaskakująco niezła jak jej młodsza siostra. Bez wątpliwości mogę powielić słowa z recenzji poprzedniego tomu ­­– to lektura, co do której nie mam wątpliwości, że spełnia wymagania fanów gatunku (i na tej podstawie polecam rzecz właśnie tej grupie).

Alicja Górska