władca piaskówDZIECIĘCA HISTORIA STAROŻYTNEGO EGIPTU

Jest taka niepisana (i mylna) hierarchia, sugerująca wartość i jakość książki jeszcze zanim się ją przeczyta. Na samym dnie jest selfpublishing, następnie wydawanie ze współfinansowaniem, potem małe wydawnictwa (często nieznane i ostatecznie zamykane po 1 czy 2 tytułach), wydawnicze średniaki (wydające tylko literaturę popularną, niekoniecznie nagradzaną i uznaną) oraz wielkie wydawnictwa, które po prostu stać na bestsellery. Sięgam raz tu, raz tam i czasami trafię na coś, co zasługiwałoby na uwagę ze strony wydawnictw mających większe możliwości. Tak było w przypadku „Władcy Piasków” Elizy Drogosz.

Jak na Wydawnictwo Poligraf książka estetycznie nie prezentuje się najgorzej – być może dzięki minimalizmowi. W oczy rzuca się tylko niestety niska jakość grafiki. Pustynny krajobraz wdzięczy się wyraźnie, za to wiszący nad nim krzyż Ankh wygląda jak profilowa miniaturka, którą ktoś powiększył, choć jej rozdzielczość ewidentnie na to nie pozwalała. Czy w księgarni wzięłabym tę książkę do ręki? Nie sądzę, ale wynika to raczej z mojego aktualnie średniego zainteresowania Egiptem, niż jakichś wielkich wad wydania.władca piasków

Akcja powieści skupia się na grupie nastolatków, biorących udział w specjalnych edukacyjnych koloniach. Nastoletni bohaterowie z całej Europy otrzymali stypendium za wyjątkowe wyniki w nauce, dzięki któremu mają szansę bliżej zgłębić kulturę – a przede wszystkim religię – starożytnego Egiptu. Wśród nich znajduje się między innymi piętnastoletnia Polka o imieniu Sonia oraz jej francuski, tajemniczy rówieśnik, Oliver. Los chce, że ich drogi – spokojnej, ufnej i nieco naiwnej dziewczyny oraz porywczego, skrytego i burkliwego chłopaka – splatają się ze sobą. Początkowo chodzi jedynie o realizację kolejnych naukowych zadań, z czasem jednak zaczynają dziać się rzeczy dziwne. Czy to tylko nastoletnia wyobraźnia, czy może egipscy bogowie są znacznie bardziej żywi niż mogłoby się wydawać?

Na wstępie warto zaznaczyć, że „Władca Piasków” to nie romans. Choć zwykle podobnie paranormalne historie prowadzą do zaistnienia jakiejś relacji damsko-męskiej (w przypadku nastoletnich opowieści – pocałunku i chodzenia za rękę), to w tym przypadku osią napędową akcji jest coś zgoła odmiennego. Książce Drogosz bliżej do „Indiany Jonesa” niż „Zmierzchu”. Wykopaliska w postaci stopniowo odkrywanych motywacji bohaterów ujawniają, że na podstawowym poziomie chodzi o zemstę i walkę z przeznaczeniem (próbę cofnięcia czasu i niedopuszczenia do pewnych wydarzeń). Dużo się więc w książce dzieje. Targające nastoletnimi ciałami hormony jeszcze podsycają intensywność zdarzeń, zaogniając konflikty i lekkomyślnie ujawniając w furii sekrety, które sekretami powinny zostać. Trzeba przyznać, że to ciekawa i miła odmiana, choć po cichu i tak na jakiś wątek miłosny liczyłam. Zresztą wiele wskazuje na to, że pojawi się w kolejnym tomie, który już czeka na przeczytanie.

Autorka powieść opublikowała w wieku lat 17 (a napisała w wieku 14!) i przyznać muszę, że jest (a właściwie: mógłby być) to jeden z ciekawszych debiutów młodzieżowych, z jakim miałam ostatnio do czynienia. Wielka, wielka szkoda, że powieścią nie zajęło się jakieś bardziej zaangażowane w swoje projekty wydawnictwo. Książka ma pewne problemy, ale nie czarujmy się – gdy do wydawnictwa trafia propozycja od dziecka i propozycja ta wydaje się rokować, to należałoby poświęcić jej więcej uwagi. Zwłaszcza, jeżeli wydawnictwo dostaje za to pieniądze. „Władca Piasków” aż roi się od błędów językowych, momentami wręcz zawstydzających, do czego (co smutne) zaczynam się do tego przyzwyczajać, bo dobrych korektorów zwyczajnie w biznesie brakuje. Interpunkcja z nadmiarem wykrzykników frustruje. Niemniej gwoździem do trumny entuzjastycznego przyjęcia powieści jest jej redakcja.

Ponoć wiara przenosi góry. Ale wiara zwykłych ludzi. Nasza wiara potrafi je stworzyć.

Dobry redaktor powiedziałby Drogosz, że jak bohaterowie nie mają nic do powiedzenia, to lepiej, żeby się nie odzywali; że dobra książka wcale nie musi mieć ponad 400 stron i czasami lepiej jest wyrzucić kilka scen, odchudzając tom i dynamizując opowieść; że postaci powinny mieć jakiś charakter, wyróżniać się czymś i wykazywać spójnością kreacji. Tymczasem niektóre dialogi są po prostu fatalne i to wyłącznie dlatego, że w ogóle nie powinny istnieć; niektóre fragmenty to ewidentne rozbudowujące treść zapchajdziury; a postaci są niewiarygodne, niespójne i zwyczajnie nijakie. Tak naprawdę w ogóle trudno powiedzieć, kto jest tu głównym bohaterem, a to prowadzi do tego, że przez długi czas nie można „wejść” w tę historię. Kiedy dziecko wydaje książkę, to odpowiedzialnością za ostateczny kształt nie obarcza się tylko tegoż dziecka, ale także (a może przede wszystkim) wydawnictwo, które podobną odpowiedzialność na siebie wzięło.

„Władca Piasków” fabularnie nie jest bardzo oryginalny, ale nie oszukujmy się – nie wszystkie odnoszące sukces propozycje młodzieżowe są, a właściwie większość stanowi przeciwieństwo oryginalności. Mitologia Egiptu wykorzystywana i przetwarzana była już wiele razy, lecz dekonstruowanie istniejącego motywu to dobry pomysł dla młodego pisarza. Zresztą i młodzi czytelnicy muszą najpierw przeczytać ileś podobnych książek, by zrozumieć pojęcia takie, jak „schematyczność” albo „wtórność”. Drogosz miała jednak kilka ciekawych pomysłów, bardzo plastycznych i zapadających w pamięć. Szkoda, naprawdę szkoda, że wydawnictwo nie potraktowało tego tytułu poważnie.

Tak naprawdę moja recenzja miała skończyć się na poprzednim akapicie, ale między ponownym jej przeczytaniem a publikacją rzucił mi się w oczy spór toczący się pod profilem powieści na lubimyczytac.pl W komentarzach padły zarzuty sztucznego podnoszenia przez… kogoś (wydawnictwo, autorkę, pr-owców?) średniej oceny tytułowi, co może, ale nie musi (pozostawiam to do prywatnego rozważenia) być prawdziwe. Efektem tego zarzutu była fala „1” wystawianych na podstawie fatalnie dobranego reklamowego fragmentu, który książce Drogosz zrobił niedźwiedzią przysługę. Przykro się na to patrzy. Prawdziwą ofiarą całego tego zamieszania jest bowiem młoda debiutantka, autorka całkiem niezłej jak na jej młody wiek powieści, której po prostu nie poświęcono odpowiednio dużo uwagi. Trzymam kciuki za to, by pokazała światu na co ją tak naprawdę stać.

Alicja Górska