wszyscy powinniśmy być feministami„NORMALNY” FEMINIZM
„WE SHOULD ALL BE FEMINISTS” krzyczały ostatnio Instagramowe konta najważniejszych polskich i zagranicznych fashionistek, po tym jak Dior wypuścił na rynek koszulki z tym hasłem. Na topie były też ciuchy z napisami „Grl Pwr” czy „Future is female”. Skąd nagle ta „moda na feminizm”? A może to nie moda, tylko realna potrzeba i symbol zmian w polu społecznym? Jedno jest pewne: o feminizmie mówi się coraz więcej i głośniej, i to w sferze społeczno-medialnej, ogólnodostępnej. Trudno byłoby milczeć na ten temat w obliczu chociażby #metoo czy Czarnych Protestów.

To ważne i wartościowe, by mówić o prawach i potrzebach kobiet; o ich wciąż marginalizowanym znaczeniu dla rozwoju kultury i nauki; o stereotypach, które wciskają kobiety w zbyt ciasne dla nich klisze oraz determinują ich życia i postrzeganie samych siebie; o tym, co to jest feminizm i co oznacza bycie feministką. O tym wszystkim jest właśnie książka „Wszyscy powinniśmy być feministami” Chimamandy Ngozi Adichie. A także o tym, jak „słowo na f” może przylgnąć do kogoś i zepsuć mu reputację. Tak, tak, to nie żart. Nazwanie kogoś „feministką” jest często równoznaczne z obelgą. Nie tylko w Nigerii, skąd pochodzi autorka książki, ale także u nas, w Polsce, w środku Europy. Nie wierzycie? Proponuję mały eksperyment: wpiszcie w wyszukiwarkę frazę „feministka memy” (UWAGA: hejt wylewający się z monitora może Was zabić). Adichie także spotkała się wielokrotnie z podobnym postrzeganiem feministek – z tym obostrzeniem, że w jej kraju zarzucano feminizmowi dodatkowo antyafrykańskie podłoże. By bronić się przed zaszufladkowaniem, autorka postanowiła w dość zabawny sposób określać jak najdokładniej swój światopogląd:wszyscy powinniśmy być feministamiW pewnym momencie byłam «szczęśliwą afrykańską feministką, która nie nienawidzi mężczyzn, która lubi malować usta błyszczykiem i nosić buty na wysokim obcasie dla siebie, a nie dla mężczyzn».

Oczywiście było w tym wiele żartu, ale to dowodzi, jak bardzo słowo «feministka» jest obciążone negatywnym bagażem: feministka nienawidzi mężczyzn, nienawidzi staników, nienawidzi afrykańskiej kultury, uważa, że kobieta zawsze powinna mieć władzę, feministka nie maluje się, nie depiluje, zawsze jest w złym nastroju, nie ma poczucia humoru, nie używa dezodorantu”.

Zabawne? Tak. Prawdziwe? Jeszcze bardziej. W takim tonie utrzymana jest cała książka-esej, powstała na podstawie prelekcji Chimamandy Ngozi Adichie na konferencji TEDx. I to jest według mnie wielka siła „Wszyscy powinniśmy być feministami”. Czytając ma się wrażenie słuchania historii opowiadanej przez młodą, inteligentną kobietę. Nie jest to przeintelektualizowany wywód akademiczki (choć takowe uwielbiam i zdarza mi się samej takowy popełnić, również w kontekście feminizmu), nie jest to także agresywny bełkot „feminazistki” (to znaczy fanatyczki zaślepionej rządzą kastracji mężczyzn w imię matriarchatu; stąd: feminazistka, a nie feministka, choć te dwa pojęcia są często mylone przez społeczeństwo), tylko żywa opowieść powstająca niejako przed oczami czytelnika. Adichie pisze-mówi o swoim życiu, o swoich doświadczeniach i o swoich przemyśleniach w kontekście feminizmu, ale nie jest to nachalny wykład czy sztuczki w stylu Krasickiego: „ucząc bawić, bawiąc uczyć”, by zmusić czytelnika do przyjęcia jedynie-słusznej-perspektywy-jaką-jest-feminizm. Nic z tych rzeczy. Oczywiście, autorka chciałaby (i ja też!), żebyśmy wszyscy byli feministami, ale nie w ten sposób.

Co zatem znaczy dla Adichie być feministą? Tego musicie się sami dowiedzieć, sięgając po jej książkę. Warto.

Edyta Janiak