Steve Jobs to niekwestionowany ideał każdego nerda i geeka. I informatyka. I programisty. I… businessmana. Dlaczego tych pierwszych – trudno mi pojąć. Szczególnie po filmie „Jobs” w reżyserii Joshua’y Michaela Sterna. W pełni za to dociera do mnie, jakie wzorce z życia i działań współzałożyciela Apple (drugie nazwisko tutaj to Steve Wozniak) czerpać mogą ludzie od marketingowych strategii i zarządzania. A i to nie w pełni, bo z filmu wynika, że Jobs był facetem z zaburzeniami i to raczej nieprzyjemnym, co średnio umacnia jego autorytet.
Mamy z Kamilem taki rytuał – co posiłek, to inny serial. Na jedną z pierwszych wspólnych serii, przyswajanych razem ze śniadaniem, wybraliśmy „The Ranch”. Czego się spodziewałam? Mierności i przeciętności. Tymczasem sitcom Dona Reo i Jima Pattersona przyjemnie nas zaangażował.
1. To trochę absurdalne, że jeszcze nie obejrzałem #Lamb. Intryguje mnie ten film od zapowiedzi. 2. Mega rozczarowało nas #SaintMaud, takie "meh" wbrew powszechnym zachwytom. 3. Reszta stąd to same sztosy! #A24 od lat należy do naszej ścisłej topki kina, jeśli chodzi o portfolio.