7 rzeczy, których nie wiecie o facetachTAKICH SIEDMIU, JAK NAS SZEŚCIU TO JEST CAŁA MASA
Dlaczego „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” to „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach”, a nie, np. „7 stereotypowych wątków, które dobrze znacie” tudzież „7 razy to samo jeszcze raz”? Pojęcia nie mam. Być może wskazane propozycje okazałyby się za bardzo związane z faktyczną treścią filmu. Jeżeli bowiem chcecie poznać jakiekolwiek sekrety płci męskiej, to film w reżyserii Kingi Lewińskiej absolutnie wam w tym nie pomoże. Sprawdzi się za to, jako remedium na emocjonalną bezbarwność. Przetrwanie całego, dwugodzinnego seansu gwarantuje osiągnięcie nowego poziomu irytacji – na zmarnowany czas oraz… zaprzepaszczony potencjał filmu.

„7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” zapowiadane było jako siedem różnych historii o mężczyznach. Trąbił o tym tytuł, zawodziły plakaty i jęczały reklamy. Niestety, albo mam większe problemy z matematyką, niż mi się do tej pory wydawało, albo do szczęśliwej siódemki zabrakło jednego kawalera. W filmie pojawiają się: Kordian (Maciej Zakościelny) – kompozytor muzyczny-imprezowicz, łatający dziurę po niespełnionej miłości sprzed lat niezobowiązującym seksem; Ricky (Zbigniew Zamachowski) – tandetny showman, któremu nie wyszła kariera w USA; Tomasz (Mikołaj Roznerski) – specjalista od reklamy, od podstawówki związany z tą samą kobietą (Alicja Bachleda-Curuś); Filip (Paweł Domagała) – który nic nie wie o dorosłości, a dowiaduje się, że jego dziewczyna (Aleksandra Hamkało) jest w ciąży; Jarek (Piotr Głowacki) – chorobliwie nieśmiały inspektor sanepidu oraz – cierpiący na zespół stresu pourazowego, Stefan (Leszek Lichota), który próbuje odzyskać żonę (Dominika Kluźniak). Nijak nie wychodzi siedem historii. Testosteronu jednak nie brakuje, bowiem na męskie pogaduchy panowie spotykają się nie przy piwie, a na siłowni.

7 rzeczy, których nie wiecie o facetachGdybym miała wytypować kogoś do nakręcenia filmu o facetach, to – jakkolwiek wierzę w feministyczną stronę świata – wybrałabym przedstawiciela płci męskiej. Nie twierdzę oczywiście, że gdyby za reżyserię odpowiadał mężczyzna, a nie Kinga Lewińska, film okazałby się lepszy. Twierdzę jednak, że „7 rzeczom, których nie wiecie o facetach” brakuje męskiego spojrzenia. Bohaterowie zachowują się jak postaci z Harlequinów – nawet, jeżeli reprezentują szorstką osobowość, to wewnątrz skrywają serce z pluszu i marzą o pozycji misjonarskiej z jedną i tą samą partnerką aż po kres swoich dni. To też nie tak, że polska kinematografia potrzebuje kolejnego „Testosteronu” czy historii z prymitywami, których jedynymi życiowymi celami są: zawody w piciu alkoholu, zaliczenie jak największej ilości panienek i soczysty wulgaryzm w każdym zdaniu. Przydałaby się jednak neutralna, realistyczna opowieść o mężczyznach, która faktycznie odkryłaby nowe karty, zwracając – lub nie – honor przedstawicielom tzw. płci brzydkiej.

Realizm to zresztą słowo klucz w kategorii braków „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach”. Od kilku lat widać wyraźną tendencję – zwłaszcza w filmach produkowanych przez stacje telewizyjne, jak TVN czy Polsat – do umieszczania akcji w alternatywnych realiach finansowych. Wydaje się nawet, że producenci prześcigają się w kreowaniu tych nowych rzeczywistości, a ich maksymą jest: więcej, drożej, bardziej w stylu USA. Warszawa w filmach wygląda jak Nowy Jork – z jej hipsterskimi lokalami, nocnymi światłami i wieżowcami. W sumie szkoda, że taśma filmowa (albo jej wersja cyfrowa) nie ma mocy Zaczarowanego Ołówka. Szczególnie w obliczu takich cudów, jak zakładanie lokalu w centrum Warszawy jedynie przy pomocy dobrych chęci i silnej motywacji. Lokacje i administracja rodem z fantasy nie są jednak powodem, by przekreślić wartościowość jakiegokolwiek tekstu kultury. Powodem jest za to naciągana, rozwlekła fabuła z nadmiarem bohaterów, tragicznymi dialogami i humorem, w którym nie oszczędzono sobie nawet dowcipów z męskimi narządami w tle.

Jedynymi zaletami „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” wydają się: kreacja aktorska Zbigniewa Zamachowskiego oraz wątek bohatera granego przez Leszka Lichotę. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z zabawną postacią charakterystyczną, której udaje się nie wpaść w pułapkę karykatury, a przy tym zaprezentować coś, choćby w minimalnym stopniu, niesztampowego. Jeżeli zaś chodzi o historię Lichoty, to jest ona najciekawsza pod względem dramatycznym. Zmagający się psychicznym rozstrojeniem po powrocie z Bliskiego Wschodu, odejściem żony i chorobą ojca, kierowca autobusu budzi nie tylko współczucie, ale również pewne obawy. To jedyna postać, z którą chciałoby się spędzić więcej czasu (byle obcując z innym tytułem), a przy tym wyraźnie nie pasująca do pozostałych wątków filmu.

„7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” jest jak prop-agitka ideologii spod szyldu firmy Harlequin. Kobiety pełnią tutaj role głównie dekoracyjne, a mężczyźni zdają się – jakby tęskniąc za faktyczną obecnością płci pięknej – przejmować ich cechy charakterystyczne. Świat przedstawiony jest miękki i puchaty jak wodne łóżko wyściełane pluszem. Urokliwa naiwność, której reprezentacją miałby być Ricki, to tylko fasada, próba udawania samoświadomości. W rzeczywistości producenci po prostu wiedzą, co się sprzedaje i po raz kolejny wykorzystali sprawdzone – acz niezmiennie przygnębiające swoim poziomem intelektualnym – schematy. Nie pomoże tu argument, że prosta komedia romantyczna musi zawsze wyglądać podobnie. Zwłaszcza, że doskonały przykład wyłamania się ze stereotypów można było zobaczyć i na tegorocznym (2016) Ińskim Lecie Filmowym w postaci „Planety Singli”.

Tekst ukazał się w: „Ińskie Point” 2016

Alicja Górska