W OBRONIE DZIECIĘCEJ KREATYWNOŚCI
„Lego: Przygoda” to nie tylko opowieść o dziecięcej kreatywności, to także przestroga dla rodziców, aby ową wrażliwość na pomysły w dzieciach pielęgnować.
Emmet, najprzeciętniejszy z przedstawicieli legoludków, wiedzie nudne i przewidywalne życie według instrukcji. Do czasu, gdy po godzinach pracy na budowie spotyka tajemniczą i piękną Lucy. Serią zbiegów okoliczności Emmet wchodzi w posiadanie potężnego klocka oporu. Według przepowiedni ten, który go odnajdzie pomoże w ocaleniu świata. Przeciętny pracownik budowlanego kolektywu zostaje wyrwany z nudnej codzienności i wrzucony w całkowicie pozbawioną schematu historię. Niewierzący w siebie i nieprzygotowany do niebezpiecznego zadania usiłuje odnaleźć w sobie wyjątkowość i wygrać ze złym Lordem Biznesem, który chce uwięzić legoludki w świecie instrukcji i symetrii, gdzie nie ma miejsca na własne pomysły. Czy Emmet podoła zadaniu?
Do tej pory nie miałam przyjemności oglądać pełnometrażowych produkcji z wykorzystaniem Lego. Idea animacji z użyciem zabawek nie przemawiała do mnie, w mojej głowie pozostając już idealnie spożytkowaną w „Toy Story”. Nic bardziej mylnego! Bajki bazujące na wielości możliwości zastosowań duńskich klocków okazują się nieszablonowe i odkrywcze. Oto idealne zespolenie rozrywki dla widzów najmłodszych oraz ich rodziców.
W „Lego: Przygoda” aż roi się od intertekstualnych nawiązań. Pojawiają się postaci ze znanych bajek i filmów – superbohaterowie jak Superman czy Batman; Gandalf z „Władcy pierścieni”; Chewbacca i Han Solo z „Gwiezdnych wojen”, a nawet pirat-transformers. Wszystko jest takie jak w dzieciństwie. Historie mieszają się ze sobą, tworząc nowe postaci i jakości; kolejne światy przenikają się nawzajem pozornie pozostając rozdzielonymi, ale w rzeczywistości tworząc jedno, spójne uniwersum.
Nie bierz tego do siebie. Tak wygląda biznes. Lord Biznes!
Jednak „Lego: Przygoda” to nie tylko opowieść o dziecięcej kreatywności, to także przestroga dla rodziców, aby ową wrażliwość na pomysły w dzieciach pielęgnować. Pociechy przenoszą codzienność do swoich zabaw, a cóż mówi o ich rzeczywistości obecność złego Lorda Biznesa i wszechobecnej unifikacji? Kolejne próby zamknięcia najmłodszych w schematach, budowanie murów dla ich rozwoju w postaci pozbawionych sensu zakazów, to nic innego jak pozbawianie ich nie tyle dzieciństwa, co umiejętności twórczego rozwiązywania problemów i niebanalnego życia w przyszłości.
Mądre i głębokie przesłanie dopełnia doskonałość wizualna. Nie ma, co spodziewać się wygładzonych efektów specjalnych, ale misterne konstrukcje z klocków (zwłaszcza fale, czy płomienie wydobywające się z odrzutowych silników), to coś naprawdę niezwykłego. Rzecz robi jeszcze większe wrażenie, gdy widz uświadomi sobie fakt, że to wszystko można odtworzyć w rzeczywistości. Całość konstrukcji przecież, to tylko wykorzystanie elementów produkowanych przez Lego.
Nie przejmujcie się tym wielkim czarnym klockiem, który zasłania słońce.
Wydanie DVD rozszerza kreatywny wydźwięk produkcji, zawierając – poza wpadającą w ucho piosenką z gatunku tych, których długo po seansie nie da się wyrzucić z pamięci, pod tytułem „Everything is Awesome” („Wszystko jest wspaniałe”) – animacje stworzone przez codziennych użytkowników Lego. Kilkunastosekundowe filmiki motywują do własnych działań w tym kierunku. Nic, tylko chwycić za klocki i aparat!
„Lego: Przygoda” przypomniało mi o everymanach-zabawkach, które pełniły tysiące ról w tysiącach światów. Przyznam także, że również wzruszyło, dając do zrozumienia, że o niektórych wartościach zdążyłam już zapomnieć. Śmiałam się i trzymałam kciuki, jakby legoludki na ekranie były czymś więcej, niż plastikowymi produktami. Bo czy kiedyś nie były?