KOTWICA PRZESZŁOŚCI
Napisać, że „Pogorzelisko” to film o wojnie, to jakby nic nie napisać. A jednak. To film o wojnie. W całej rozpiętości znaczeń tego stwierdzenia. To film o cierpieniu, o przemianie, o miłości i nienawiści; to obraz wydarzeń i emocji, które przekraczają możliwość ludzkiego wyobrażenia. „Pogorzelisko” to ból, ale i nadzieja; to wytrwałość, ale i załamanie; to brutalność, ale i delikatność; to wiara – w siebie, w swojego boga i świat – ale również jej utrata.
Zgodnie z ostatnią wolą matki bliźniaki Jeanne (Mélissa Désormeaux-Poulin) i Simon Marwan (Maxim Gaudette) mają dostarczyć pozostawione przez kobietę listy. Korespondencja prowadzona przez Nawal (Lubna Azabal) adresowana jest do ojca bliźniaków oraz do ich nigdy niepoznanego brata. Testament nakazuje, że dopiero, gdy spełnią ostatnią wolę matki, będą mogli postawić jej nagrobną płytę. Simon planuje zignorować zalecenia matki, jednak Jeanne udaje się z Kanady do Libanu. Chwytając się kolejnych strzępów informacji i poszlak, próbuje odnaleźć postaci z historii sprzed kilkudziesięciu lat. To, co odkrywa na zawsze zmienia jej życie. Podróż Jeanne okazuje się przynieść nie tylko prawdę o jej ojcu i bracie, ale również skrywanych przez matkę sekretach, historii rodzinnego kraju i własnej wytrwałości.
Film Denisa Villeneuve’a powinien być znany każdemu kinomaniakowi. Jeżeli nie z powodu odbytego seansu, to pewnej legendy jego twórcy. Reżyser uważany jest za jedną z najbardziej utalentowanych postaci swojego pokolenia. Trudno się z tym nie zgodzić, zwłaszcza, jeżeli wziąć pod uwagę fakt, iż debiutancki pełnometrażowy obraz Villeneuve’a zobaczyć można było na ponad trzydziestu pięciu międzynarodowych festiwalach filmowych. „Pogorzelisko” z kolei przyniosło twórcy nominację do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 2011 roku.
Niełatwo jest pisać o „Pogorzelisku” z myślą o czytelniku, który produkcji nie oglądał. Każda bowiem scena, to fragment zagadki. Kolejne mikrohistorie przeplatają się ze sobą, często ignorując zasadę linearności zdarzeń czy ciągu przyczynowo-skutkowego. Wiele obrazów zyskuje znaczenie dopiero w ostatnich minutach produkcji. Odkrywanie, poszukiwanie, śledzenie i snucie domysłów, to nieodłączny element „Pogorzeliska”. Zaangażowanie – będące tu słowem-kluczem – w historię i jej rozwikłanie oraz emocjonalna relacja i utożsamienie się z bohaterami są esencję odbiorczą filmu. Na próżno byłoby odkrywać kolejne karty, na próżno wskazywać ważne wątki i zwroty akcji, na próżno analizować i interpretować. To po prostu trzeba zobaczyć. I poczuć.
„Pogorzelisko” to doskonały przykład produkcji multigatunkowej oraz przemyślenia rozegranej intrygi, z suspensem i nieopuszczającym widza ani na sekundę napięciem. Trzeba jednak zauważyć i to, że w ostatecznym rozrachunku niektóre z fabularnych rozwiązań okazują się nieco naiwne. Czy puenta nie wydaje się zanadto bliska telenoweli? Czy motywacje matki, jej pośmiertne pragnienie uświadomienia dzieciom własnego dramatu i ich pochodzenia, są rzeczywiście logiczne? Bo która matka chciałaby być wobec swoich potomków równie okrutna? Nie przemawia do mnie koncepcja ich emocjonalnego odrzucenia i nienawiści. „Powstałeś z miłości, a więc i twoje dzieci są miłością” oraz „Są piękne” – przekazuje na końcu Nawal. A więc kocha je i docenia. Dlaczego więc zaplanowała zranić je równie głęboko? I to wtedy, gdy sama już odeszła? Czy pragnienie pokazania prawdy o sobie było silniejsze niż pragnienie spokoju ducha swoich dzieci?
Kolejne wydarzenia przemawiają emocjonalnie same za siebie, bez wsparcia reżysera i operatora. Zdjęcia są zimne, pozbawione personalizacji. Brak w nich współczucia i dynamiki, która miałaby jeszcze bardziej podkreślić tragedię zdarzeń i cierpienie. Jak na przekór to właśnie ten bezosobowy dystans zdaje się wyłuszczać emocjonalność kolejnych kadrów. Zachęca również do buntu i przywiązania do bohaterki; do wdarcia się w świat przemocy i sekciarskiej nienawiści.
„Pogorzelisko” to dzieło kompletne. Obraz dopracowany, którego zarówno warstwę wizualną, scenariuszową, jak i dźwiękową charakteryzuje wysoki poziom i przemyślenie. Melodie utrzymują koncepcję wycofania i zdystansowania. Są proste, ale w swej prostocie niezwykle dosadne i przejmujące. Bardzo często zapada w świecie przedstawionym muzyczna cisza, ale wtedy dźwiękową pałeczkę przejmuje otoczenie. Brak w nim więc ciszy absolutnej, co podkreśla niemożliwość ucieczki od pewnych aspektów egzystencji. Zdaje się, że bohaterowie, zwłaszcza Nawal, wciąż jej (tej ciszy, ukojenia) poszukują, ale czynniki zewnętrzne zawsze stają tu na przeszkodzie. Nie da się uciec – przekazuje udźwiękowienie – od życia (dźwięków).
„Pogorzelisko” powinno znaleźć się na obowiązkowej liście każdego wielbiciela nie tylko kina, ale i przemyślanie opowiadanych historii. To obraz dla każdego, kto oczekuje od filmu zaskoczenia i trwającej po seansie gonitwy myśli. To produkcja, na którą trudno pozostać obojętnym. Brak w niej narzucania interpretacji i nachalnych uczuć. Emocjonalnie panem i władcą pozostaje widz, który jednak nie może uwolnić się od pragnienia wykrzyczenia swojego sprzeciwu wobec prezentowanych na ekranie wydarzeń. Sprzeciw oglądającego jest jednak wciąż sprzeciwem bezsilnego podglądacza. I to właśnie chyba boli najbardziej.
Publikowano również na: filmaster.pl