list od...DAJ LAJKA DLA MIKOŁAJKA, JOŁ
W okresie Bożego Narodzenia pojawia się kumulacja akcji charytatywnych. Jedni oferują designerskie pluszaki, inni rozprowadzają w centrach handlowych świeczki w kształcie gwiazdek, a jeszcze inni proponują książki. „List od…” Katarzyny Ryrych to efekt inicjatywy sieci Empik, kontynuujący ideę tegorocznej świątecznej animacji sieci „Najważniejsze znajdziesz w środku”. Zyski ze sprzedaży tomu przekazane zostaną na wsparcie Fundacji Zaczytani i tworzenie Bibliotek Małego Pacjenta w szpitalach w całej Polsce.

Książka kosztuje raptem 20 złotych, choć prezentuje się znacznie kosztowniej. Grubą okładkę pokrywa urocza grafika chłopca i psa w szaliku stojących pośród zimowego krajobrazu, której część elementów radośnie połyskuje (gwiazdki). Kolejne strony są sztywne, a połyskujący papier wydaje się naprawdę wysokiej jakości. Nie można też niczego zarzucić estetycznym wykończeniom ilustracji oraz ozdobom u dołu każdej kartki. Niezależnie od zawartości jako przedmiot książka „List od…” wygląda naprawdę solidnie i atrakcyjnie. Jeżeli więc postanowicie ją np. komuś wręczyć by wesprzeć akcję Empiku, a nie będzie on czytelnikiem roku, to przynajmniej będzie miał na półce coś ładnego.

list od...Sama książka przeznaczona jest dla dzieci. Dwulatków nie zainteresuje (testowałam), ale brzdące od 6 czy 7 roku życia powinny być zadowolone. Protagonista powieści, Linus, ma 12 lat i jest wyjątkowo niecierpliwym dzieckiem. Gdy znajduje w szafie swój gwiazdkowy prezent, decyduje się natychmiast go przetestować. To nic, że do Wigilii zostało jeszcze trochę czasu, a on nie nigdy nie miał na nogach deski snowboardowej… Zabawa kończy się tragicznie. Linus wjeżdża prosto w samochód i łamie nogę. Wygląda na to, że ostatnie przed Bożym Narodzeniem spędzi w szpitalu. Nie będzie to jednak nudny i dłużący się pobyt. Wkrótce bowiem chłopiec otrzymuje tajemniczy listy i staje się pomocnikiem niejakiego Majka – Mikołaja XXI wieku.

„List od…” liczy raptem nieco ponad 100 stron, a udaje im się to, co wielu obszerniejszym tytułom przeznaczonym dla dzieci i młodzieży nie wyszło. Jak słusznie bowiem zauważa dr Aleksandra Piotrowska – której słowa przytoczone zostały z tyłu obwoluty – Katarzyna Ryrych unika w swojej powieści odstraszającego dydaktyzmu. Choć „List od…” wiele miejsca poświęca odpowiedzialności, empatii, otwarciu się na drugiego człowieka czy współczuciu, to robi to w sposób subtelny i zachęcający. Czytelnik śledząc wartką akcję niemal mimochodem wyciąga z lektury wartościowe wnioski. Z kolei wiarygodnie zaprezentowany bohater z łatwością pozwala się ze sobą utożsamić, pogłębiając w ten sposób u czytających świadomość płynących z powieści morałów.

East or west, Mike is the best, yo!

Przede wszystkim jednak „List od…” to bardzo dynamiczna i wciągająca historia. Ryrych zgrabnie udało się połączyć wszystko, co młodzi czytelnicy lubią najbardziej – magię, tajemniczość, niesamowite przygody oraz zwykłego-niezwykłego bohatera, którego obecność pozwala wierzyć, że i nas (czytelników) spotka pewnego dnia coś równie niesamowitego. Autorce powiodło się również w kwestii odpowiedniego dostosowania języka do oczekiwań odbiorców. Książka jest więc napisana prosto, ale – co zdarza się nad wyraz często w literaturze dla młodszych czytelników – nie infantylnie. Dzięki temu może się także wydać interesująca starszym czytelnikom. Ja na przykład czytałam ją z ogromną przyjemnością, przypominając sobie czasy, gdy granic moich marzeń nie zacieśniło jeszcze dorosłe życie.

Radość i nadzieja. Niczego więcej nie mogę im ofiarować.

Jedynym elementem, co do którego można mieć pewne wątpliwości jest sposób uwspółcześnienia „zawodu” Mikołaja. Daleka jestem od tradycjonalistycznego podejścia do życia i bronienia wizerunku czerwonego kubraczka (choć tak naprawdę z tradycją nie ma on wiele wspólnego – to wytwór koncerny Coca-Cola, który globalnie się przyjął), niemniej założenie, że dzieciaki wolałyby lansiarza z fejsa w skórzanej kurtce zamiast rumianego, pulchnego gościa z długą białą brodą jest zwyczajnie nietrafione. A rapujący pies? To chyba szczyt obciachu oraz – przede wszystkim – odbicie wyobrażeń dorosłych na temat oczekiwań dzieci, a nie samych w sobie potencjalnych dziecięcych wyborów.

„List od…” przypomina, że w bożonarodzeniowych prezentach nie chodzi wyłącznie o materialność przedmiotu, ale o bliskość obdarowujących się. Ryrych zwraca także szczególną uwagę na mniej lub bardziej świadome wyrastanie z marzeń. Dlaczego to robimy? Dlaczego zapominamy o cudowności dziecięcej naiwności, o wrażliwości na niezwykłość świata, o patrzeniu poza oczywistość? Z życzeniami otworzenia oczu zachęcam wszystkich do zakupu i przeczytania „Listu od…”. Do tego pierwszego, by wesprzeć ciekawą inicjatywę, a do tego drugiego, by przypomnieć sobie jak to było nie bać się granic.

Alicja Górska