maszyna do pisania kursZNALEŹĆ SWOJEGO NAUCZYCIELA
Moim zdaniem drugiego człowieka nie da się nauczyć pisania (jako kreowania historii). Albo ma się to coś – i można to rozwijać, szlifować, doprowadzać do perfekcji – albo nie. Po wydaniu „Skazanych” otrzymałam wiele pytań o to, jak napisać książkę. Niektórzy chcieli wiedzieć, skąd brać pomysły. Zastanawiałam się wtedy, dlaczego ktoś miałby chcieć pisać, skoro nie ma żadnego pomysłu? Podobnie myślała jeszcze niedawno Katarzyna Bonda, ale – jak zaznacza to nawet na „skrzydełkach” swojej książki-poradnika – zmieniła zdanie.

Okładka „Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania” bije dla mnie pewien rekord alogiczności. Zwykle tak jest, że grafikę w przypadku podobnych tytułów stanowi jakaś stara maszyna do pisania, plik kartek, maszynopis czy coś zbliżonego. Ale kto widział, żeby taką – skądinąd solidną i naprawdę ciężką – maszynę trzymać pod pachą? W dodatku z uśmiechem? Tak czy siak, ten uśmiech – oraz oczywiście jej dorobek artystyczny i kariera nietypowo rozwinięta jak na polskie realia – zachęciły mnie do sięgnięcia po jej poradnik.

maszyna do pisania kursW swojej konstrukcji książka Bondy okazuje się być bliźniaczo podobną do wszystkich innych podręczników dla pisarzy, jakie miałam wcześniej w rękach. Mamy wstęp stanowiący autorską eksplikację, co nieco o pisaniu jako takim (poszukiwaniu pomysłów, miejsca, czasu, wyrabianiu sobie nawyków; uświadomieniu, że pisanie to też praca i to niełatwa), kreacji bohatera, świecie przedstawionym, fabule, narracji, dialogu i podstawowych działaniach zmierzających do tego, by nasze dzieło ukazało się drukiem. W bonusie – tak jak wszędzie indziej – autorka daje czytelnikom listę lektur do nadrabiania w czasie wolnym od pisania.

Brzmi to tak, jakbym narzekała. Ale nie narzekam. Kolejne podręczniki dla pisarzy muszą być do siebie łudząco podobne – wymusza to na nich temat i zakres koniecznej do przyswojenia wiedzy. Jak Katarzyna Bonda kreatywna by nie była, to i tak musiałaby opowiedzieć o elementarnych cząstkach pisarskiej pracy i warsztatu. A te, z oczywistych powodów, będą identyczne jak w stu innych podręcznikach. Bo czego niby czytelnik miałby się spodziewać? Rad w stylu: zacznij pisać stopą, podskocz trzy razy na lewej nodze, pij wyłącznie zieloną herbatę, żeby przyciągnąć pomysły? No więc, ktoś mógłby zapytać jaki jest sens tworzenia kolejnych tego typu książek. Jako sceptyczka odpowiedziałabym, że żaden, jednak obiektywna analiza podpowiada mi, że zasadniczym bodźcem do ich kreowania i czytania jest poszukiwanie… przejrzystości i klarowności.

Jesteś inny. Masz w sobie jakiś nadmiar lub brak. To najlepszy materiał na pisarza.

I to jest właśnie to, co wyróżnia Katarzynę Bondę i jej „Maszynę do pisania” na tle innych pozycji z przesyconego rynku wydawniczego. Sposób, w jaki autorka opowiada o pisaniu i kolejnych jego aspektach znajduje się gdzieś pomiędzy (pod względem zasobu naukowej wiedzy teoretycznej) „Podróżą autora. Struktury mityczne dla scenarzystów i pisarzy” Christophera Voglera – skądinąd moją studencką biblią podczas uczestniczenia w uniwersyteckich zajęciach z twórczego pisania – a (pod względem prezentacji zagadnień) „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” Stephena Kinga. Innymi słowy, „Maszyna do pisania” to taki blockbuster z misją edukacyjną. Autorka w sposób jasny i przyswajalny przy pierwszym podejściu prezentuje treści, które mogłyby przerażać sztywnością swojej teoretycznej strony, a tutaj okazują się po prostu kolejną, bezpośrednią wskazówką dla początkującego twórcy.

Nie trać czasu. Za mało go masz, by dłużej się wahać. Żyj, myśl, opowiadaj.

To nie tak, że „Maszyna do pisania” zrewolucjonizuje Wasze życia, a – jeżeli cierpicie na tę chorobę – brak pomysłów na pierwszą książkę nagle stanie się przeszłością. To również nie tak, że poradnik Katarzyny Bondy opowiada o czymś nowym i niezwykłym. Wydaje mi się jednak, że całkiem logicznym powodem dla pojawiania się na rynku kolejnych tego typu pozycji, jest konieczność znalezienia przez docelowego odbiorcę tej jednej jedynej książki dla niego. Tego podręcznika, który wszystkie teorie jest mu w stanie wyłuszczyć tak, że ma ochotę wcielić je w życie. Do którego będzie sięgał z przyjemnością i dodawał nowe fiszki, starając się wcielić rady zawarte w podręczniku w życie. Ja mam już Kinga i Voglera, którym jestem wierna, ale jednocześnie jestem pewna, że wielu z was wybierze „Maszynę do pisania”. I będzie to naprawdę świetny wybór.

ocena 8

Za egzemplarz dziękujemy: bookmaster.pl

Alicja Górska