W PUŁAPCE OBAW
Długo musiałam dochodzić do tej prawdy, ale to oczekiwania ukształtowały moje życie. Oczekiwania uczyniły mnie tym, kim jestem. Presja mnie taką uczyniła. Nieustannie drążąca dziurę w brzuchu świadomość, że ludzie mają wobec mnie pewne oczekiwania. To, że tata kwitował każde moje działania „jest dobrze, ale może być lepiej”; to, że każda moja niewiedza na uczelni może być powodem do śmiechu i krytyki. Co z tego, że miewam koszmary? Co z tego, że czasami coś mnie ściska w gardle? Ważne, że idę naprzód. Prawda? Bohaterowie „Pod presją” autorstwa Michelle Falkoff być może by się ze mną zgodzili.
Wydrapany w neonowym turkusie tła okładki tytuł „Pod presją” mógłby być symbolem człowieka. Spętane nadciągającymi z przypadkowych kierunków linami litery, szarpane w różnych kierunkach, są przecież jak ludzie w pułapce oczekiwań, z których każde zdaje się targać ich w inną stronę. Stoi to „Pod presją” zwarte i mimo nacisków całe; drżące, ale bez uszczerbku. Ale wystarczyłoby jedno silniejsze pociągnięcie, by tytuł – jak człowiek – rozpadł się, złamał, rozsypał. W turkusowym (tło okładki) świecie marzeń i nadziei, każde ostrej barwy (liny, pigułki) oczekiwanie może zaburzyć ludzki spokój.
Podobnie rzecz ma się z życiem Kary. Od najmłodszych lat znana jako Perfekcyjna w pewnym momencie zaczyna traktować swój przydomek jako wyznacznik dla każdego aspektu życia. Wystarcza pryszcz, by poczuła się niepewnie i niekomfortowo. Podobne drobiazgi, zebrane razem, wrzucają ją w nieustanną karuzelę stresów, za przejażdżki na której zapłacić musi najpierw przyjaźnią, a później realizacją pozornie nietrudnych zadań. Gdy napady paniki zaczynają uniemożliwiać jej normalne funkcjonowanie, a matka wciąż stara się leczyć córkę zdrową dietą i medytacją, nie chcąc nawet słyszeć o lekach zapisanych przez specjalistę, Kara decyduje się na desperacki krok – zakupy u dilera. I chociaż lekkomyślny wybór okazuje się przynieść odpowiednie efekty, to pociąga za sobą konsekwencje. Ktoś bowiem sfotografował Karę podczas zakupów i zaczyna ją szantażować. Wkrótce okazuje się, że nie tylko ją…
Początkowo książka Michelle Falkoff nie przypadła mi do gustu. Miałam w głowie „Playlist for the Dead”, wcześniej czytaną przeze mnie powieść pisarki, i wręcz nieprawdopodobne wydawało mi się to, że jedna autorka stoi za oboma tytułami. Historia chłopaka poszukującego sensu w zestawieniu utworów pozostawionym mu przez przyjaciela, który popełnił samobójstwo, miała w sobie coś naturalnego, wiarygodnego i przejmującego. Coś, co poruszało mnie niemal od pierwszej strony. Być może to bliskość doświadczeń, być może po prostu autorsko wykorzystany potencjał pomysłu. W przypadku „Pod presją” nie była to sympatia od pierwszej strony. Po dwóch tygodniach od przeczytania powieści, dobach przemyśleń i wielokrotnym przepisywaniu tego tekstu, wiem już chyba dlaczego. Bo bardzo nie chciałam, żeby sens tej powieści dotyczył również mnie. Chciałam być ponad to. Chciałam wierzyć, że na miejscu bohaterów wybrałabym trudniejszą drogę. Uważałam, że jestem od nich silniejsza, a kwestia presji mnie nie dotyczy. Ale to nieprawda.
Czasami czułam się, jakbym płynęła w wodzie, z trudem usiłując utrzymać się na powierzchni. A chciałam tylko płynąć.
Żyjemy w świecie, który premiuje siłę, a piętnuje słabość. O problemach się milczy, a wśród ludzi zakłada się maskę sukcesu i szczęścia. A ukrywane problemy, zaniedbane, gdy stanowią jeszcze błahostki, z czasem przybierają gargantuiczne rozmiary i popychają ludzi do lekkomyślnych decyzji. Nie inaczej rzecz wygląda w przypadku bohaterki powieści „Pod presją”. Początkowo to tylko pryszcz i wstyd z nim związany. To tylko strach przed odrzuceniem (tylko, bo jeszcze nie chodzi o samo odrzucenie). Jest jakieś małe kłamstewko, które później zmienia się w większe kłamstwo. Strach przed wyjawieniem prawdy rośnie. Kara zaczyna mieć paraliżujące ataki paniki, ale nadwątlone zaufanie, obawy przed nagromadzonymi pół- i nieprawdami zbyt ją przytłaczają, by szukać pomocy u jeszcze do niedawna przyjaciół, a rodzice są zbyt egoistyczni, by dostrzec prawdę. Osamotniona wpada w wir paniki, który wciąga ją coraz głębiej, odsuwając tym samym od spokoju. Wkrótce już z niczym nie jest w stanie sobie poradzić. Sama myśl o naprawianiu czegokolwiek, zwłaszcza w świetle społecznych oczekiwań, jest zbyt przytłaczająca. Nie liczą się już środki, tylko cel. Ale celem nie jest wcale zdanie egzaminu – jakkolwiek Kara właśnie to usiłuje sobie wmówić – lecz to, by nikt nie zauważył jej rys, skaz, słabości. A skoro jedna tabletka może załatwić sprawę, to dlaczego nie spróbować? Choćby dlatego, że to niczego nie rozwiązuje, a jedynie odsuwa problem w czasie jeszcze go pogłębiając.
Kara bardzo szybko się o tym przekonuje, ale zupełnie inaczej niż można by się tego spodziewać. Śmiem jednak twierdzić, że niezależnie od rozwoju akcji i tak by się o tym przekonała. Zaliczenie jednego egzaminu dzięki tabletce nie musi magicznie sprawić, że kolejny zaliczy już bez. To mogła być przestroga przed wybieraniem drogi na skróty, która zawsze prowadzi do innego skrótu. To mogła być również historia o znajdowaniu w sobie odwagi i ponoszeniu konsekwencji. Gdyby nie kryminalny wątek, na który zdecydowała się Falkoff „Pod presją” mogłoby być także przynajmniej dobrą młodzieżową pozycją psychologiczną, opowiadającą o odpowiedzialności za swoje czyny i postępowaniu zgodnie z prawem/sumieniem/własnymi zasadami. Tymczasem to po prostu ciekawa literatura gatunkowa, która kwestią społecznej presji i strachu posiłkuje się jedynie jako punktem wyjścia dla prostej intrygi szantażysty. Prostej, bo każdy kto zna przynajmniej kilka pozycji z gatunku wie, by zawsze podejrzewać tego, kto podejrzeń nie budzi (wspominają o tym nawet bohaterowie „Pod presją”). A ile jest w książce takich postaci? Jak dla mnie jedna.
Najlepsi kłamcy starają się kłamać jak najmniej – to czyni ich bardziej przekonującymi.
To jednak nie tak, że decydując się na opisanie młodzieżowego śledztwa zamiast opowiedzieć historię o błędnym kole unikania trudnych wyborów, Falkoff zupełnie zrezygnowała z tematów społecznych. Wielu nastolatków z pewnością znajdzie odbicie swoich problemów w „Pod presją” nie tylko ze względu na zmaganie się bohaterki z natłokiem oczekiwań, ale też z samym procesem dorastania. Pisarka bardzo naturalnie i przekonująco przedstawiła bowiem zmiany zachodzące pod wpływem hormonów – to jak jednych transformują one w przebojowe księżniczki i książęta, a innych w nieśmiałe ropuchy. Niby mimochodem nakreśliła obraz typowego nastolatka, w którym kotłują się różne rodzaje strachu – od obaw przed brakiem akceptacji, przez stres związany z pierwszym uczuciem, aż do drobnostek, jak problemy skórne (które czasami tak naprawdę nie są czymś, co należałoby ignorować).
Napisane w pierwszej osobie „Pod presją” pozwala bez trudu wejść w postać Kary, ma to jednak miejsce bardziej za sprawą technicznego chwytu wybranej narracji, niż samej strony językowej powieści. Tutaj bowiem dzieje się niewiele. Dzięki temu powieść czyta się szybko, ale z drugiej strony równie szybko się o niej zapomina. Brak specyficzności opisów czy dialogów przy – mimo wszystko – wtórności fabuły sprawia, że to lektura na jeden wieczór, o której rano nie chce się już myśleć. Bo i na głębszym poziomie nie ma o czym (to swoją drogą nie do końca jest prawda, ale zrozumienie ciężkości moralnych decyzji bohaterów jest możliwe tylko wtedy, gdy zna się amerykańską kulturę i system edukacji – w Polsce bowiem żadnej szkoły wyższej nie interesuje zamieszanie wokół matury, a wyłącznie jej ostateczny wynik, nawet jeżeli jest efektem trzeciego czy czwartego podejścia po dwóch przyłapaniach na ściąganiu).
„Pod presją” nie jest książką złą, ale do wyjątkowości również sporo jej brakuje. Michelle Falkoff w „Playlist for the Dead” udowodniła, że potrafi empatyzować z młodzieżą w trudnych sytuacjach, ale tym razem zdolności tych nie wykorzystała w pełni. Być może dała się złapać w pułapkę prostych rozwiązań gatunkowych, które zwykle chętniej przyciągają czytelników, niż niełatwe analizy wypieranych przez społeczeństwo zjawisk. Niezależnie od powodu decyzji autorskich, mnie „Pod presją” nieco rozczarowało.
Za egzemplarz dziękujemy: Feeria Young