Co z tym szczęściem? Psychologia pozytywna w praktyceNO WŁAŚNIE… CO?
Któż z nas nie marzy o szczęściu? W pracy, w relacjach międzyludzkich, w życiu codziennym? Pragniemy optymistycznego podejścia do świata, jednak zdecydowanie łatwiej popada się w stany pesymistyczne, niż walczy z napadami negatywnych uczuć. Rzadko próbujemy z tą tendencją wojować, a wszechobecne smutne twarze i czarnowidzący znajomi zdecydowanie sprawy nie ułatwiają. A co może pomóc? Ja spróbowałam poradnika „Co z tym szczęściem? Psychologia pozytywna w praktyce.”

Już okładka powinna nastawić pozytywnie każdego, nawet największego marudę. I nie chodzi wcale o urocze zdjęcie koniczynki z dodanym w postprodukcji, czwartym szkicowanym listkiem, sugerującym możliwość wzięcia spraw szczęścia w swoje ręce, a ogólną przejrzystość obwoluty. W dużej części biała strona z detalami w miłym, zielonym kolorze jest nieprzesadzona i niemal ascetyczna, jakby sugerując pustą, gotową do zapisania radością stronicę.

Co z tym szczęściem? Psychologia pozytywna w praktyceJak informuje potencjalnego czytelnika opis z tyłu okładki, książka ma pomóc w nauczeniu się takiego podejścia do świata, które uczyni nas szczęśliwymi oraz da nam poczucie spełnienia i – co dla mnie najważniejsze – akceptacji wszystkiego, co od nas niezależne i niemożliwe do zmiany. Opis obiecuje również poznanie prawdziwych historii innych osób, a także wiedzę teoretyczną – czym jest właściwie psychologia pozytywna oraz jak zdefiniować ją w stosunku do pozytywnego myślenia. Po lekturze, według zapewnień z okładki, mamy również odnaleźć życiową równowagę.

Muszę przyznać, że sceptycznie podchodzę do podobnych poradników, uważając, że nie istnieje żadna uniwersalna droga do szczęścia. Wydaje mi się, że podobne teksty piszą ludzie z naturalną skłonnością do optymizmu i zwyczajnie nie są w stanie wczuć się w pełnego marazmu, marudzącego przedstawiciela gatunku ludzkiego.Niestety „Co z tym szczęściem?” nie zmieniło mojego zdania. Wciąż uważam, że tego typu poradniki nie są dla mnie stworzone. Tylko nie zrozummy się źle, nie należę do szczególnie pesymistycznej części ludzkości, wręcz przeciwnie. Zwykle widzę jasne strony sytuacji oraz akceptuję to, na co nie mam wpływu. Zwykle.

Na „Co z tym szczęściem?” składa się sześć rozdziałów. Pierwsze dwa należą do bardziej teoretycznych. Szczególnie pierwszy, który tłumaczy zasadniczą różnicę między pozytywnym myśleniem i psychologią pozytywną, po trosze odwołując się do nauki, po trosze do życia. W ogólnym rozrachunku wychodzi na to, że pojęcie wokół którego oscyluje książka jest po prostu szersze i ma na celu nie tylko uświadomić ci, że możesz wszystko, ale też zachęcić do osiągnięcia tego „wszystkiego”. To rodzaj nie tyle pozytywnego, co konstruktywnego myślenia i przekuwania tegoż myślenia w czyny. Autorka, Iwona Kucharewicz, obala także kilka typowych mitów, jak „wszystko jest możliwe, jeżeli bardzo się tego chce” oraz, że wizualizacja to sposób na wszystkie problemy tego świata. Drugi rozdział przynosi już pierwsze ćwiczenia.

Kolejne cztery rozdziały opierają się trochę na zasadzie case study i można się z nich dowiedzieć nieco o swojej obecnej sytuacji z kategorii szczęścia i podejścia do życia oraz poznać sposoby przeciwdziałania własnym niedoskonałościom. Ćwiczenia i zadania są tutaj raczej typowe, przynajmniej takich się spodziewałam. Trzeba o czymś pomyśleć, coś sobie przypomnieć, zapisywać odczucia o określonej porze dnia, a potem wyciągać z tego wszystkiego wnioski. Bywają też takie, które uznałam bardziej za rady, niż faktyczne ćwiczenia, na zasadzie – jeżeli przydarzy Ci się to, spróbuj zrobić to. Co sądzę o tych wskazówkach? Nie mam jednoznacznego zdania. Z jednej strony niektóre mnie zaintrygowały i chętnie przetestowałabym je w praktyce, z drugiej ­– część z nich brzmiała bardziej jak wyświechtany frazes, niż coś, co faktycznie może przynieść pozytywne efekty.

Całość napisana jest raczej mało skomplikowanie, co w przypadku podobnej tematyki wydaje mi się zjawiskiem pożądanym i bardzo pozytywnym. Autorce nie udało się jednak wyzbyć tonu typowego dla podobnych tytułów, który mnie najbardziej do nich zraża – tonu budującego bariery, opierającego się na zasadzie mentora i uczniaka. Niekiedy brzmiało to dla mnie nazbyt infantylnie i mało przekonująco. Zdecydowanie bardziej wolałabym kreatywne podejście do formy podawczej. Tutaj to po prostu jedna z kolejnych pozycji, opierająca się na słowach, mniej lub bardziej znanych ćwiczeniach i couchingowym dystansie.

Czy polecam? Jasne, dlaczego nie. Jeżeli wiecie, że macie problem z pozytywnym podejściem do życia, albo wprost przeciwnie, jesteście optymistami, ale z tego optymizmu nic szczególnego nie wynika poza ogólnym „będzie dobrze”, to jakieś wnioski z „Co z tym szczęściem?” będziecie w stanie wyciągnąć. Zwłaszcza, jeżeli naprawdę czujecie się gotowi na zmiany. Jeżeli jednak, jak ja, nie jesteście przekonani do typowej formy poradnikowej i szukacie czegoś nowatorskiego, innego i nieszablonowego, to… szukajcie dalej.

Publikowano również na: zazyjkultury.pl

Alicja Górska